Do Bujwidz przybyli podopieczni Domu Opieki Społecznej w Podbrzeziu, Centrum Usług Socjalnych Wspólnoty Gminy Czarnoborskiej, Centrum Dziennego Pobytu Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie, członkowie Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych Rejonu Wileńskiego. Rywalizowali w dziesięciu dyscyplinach sportowych. Nie brakowało zarówno adrenaliny i emocji, jak też wiernych kibiców, którzy każde trafienie, udany rzut, czy też zwycięstwo przy szachownicy kwitowali okrzykami aprobaty i zachęty do dalszego wysiłku.
Wielkie wyzwanie
Ułomnym fizycznie, ale silnym duchem sportowcom, towarzyszyli pracownicy placówek, rodzice oraz wolontariusze, z których większość stanowili uczniowie bujwidzkiej szkoły. Jak podkreśliła Helena Rawdo, dyrektorka placówki oświatowej, dla nich to wielkie wyzwanie i szczególna lekcja życia, tolerancji, szacunku do człowieka i poszanowania jego godności.
- W szkole zrobiło się cieplej i jaśniej nie tylko z powodu słonecznej pogody za oknami, ale od waszych uśmiechów, pozytywnego nastawienia do życia. Jesteście dla nas wzorem, jak godnie znosić przeciwności losu – zwracając się do uczestników święta – jakiego u nas nie było – emocjonalnie mówiła kierowniczka.
Wyniki nie najważniejsze
Stefania Stankiewicz, inicjatorka i pomysłodawczyni święta, kierowniczka wydziału opieki socjalnej samorządu rejonu wileńskiego i prawdziwa Matka Teresa dla osób niepełnosprawnych, otwierając przedsięwzięcie, zaznaczyła, że nie wyniki są w nim najważniejsze, a radość przebywania razem, pokazania „do czego jesteśmy zdolni" i udowodnienia niektórym niedowiarkom, że „potrafimy być silniejsi duchem i możemy służyć wzorem dla zdrowych".
Pozostał wrażliwy i otwarty
Potwierdzeniem tych słów może być Petras Pakultinis z Czarnego Boru. Młody człowiek doznał wiele przykrości od matki, aż został przez nią porzucony. Z pokorą przyjął ten siarczysty policzek wymierzony mu przez życie, ale nie stracił wiary i nadziei. Pozostał otwartym i wrażliwym człowiekiem, a wiersze jego autorstwa o bezgranicznej i wiecznej miłości na ziemi i na niebie sprawiają, że łzy same zaczynają się kręcić w oczach...
Wielka, szanująca się rodzina
Janina Tomaszewicz z Niemenczyna, matka Inessy, która od urodzenia boryka się z zespołem Downa, zgodziła się z stwierdzeniem, że nie wyniki są najważniejsze. – Byłam przyjemnie zaskoczona, gdy córka powiedziała, że nie pragnie za wszelką cenę zwyciężyć, bo „sukcesami też trzeba dzielić się z innymi".
Jak opowiadała pani Janina, otwarcie Centrum Dziennego Pobytu Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie (2004 r.) stało się prawdziwym zbawieniem dla wielu rodzin, gdzie są osoby niepełnosprawne. Atmosfera, jaką stworzyli w nim pracownicy i wolontariusze na czele z dyrektor Jadwigą Ingielewicz, sprawiła, że pobyt w Centrum stał się dla podopiecznych sensem ich życia i panaceum na wszelkie zło i bolączki.
– Córka czuje się tam dobrze, bo jest członkiem wielkiej szanującej się rodziny, gdzie nie ma miejsca na zazdrość i pychę – stwierdziła filozoficznie Tomaszewicz.
Cenne doświadczenie
W roli wolontariuszy wystąpili nie tylko uczniowie, ale też alumni roku propedeutycznego z Seminarium Duchownego wraz z ks. Markiem Butkiewiczem, wikarym parafii pw. Odnalezienia Krzyża Świętego w Wilnie. Aleksander Romanowski z Niemieża, na pytanie, czy znalazł już wspólny język ze swą podopieczną, wykazał się szybkim i błyskotliwym refleksem: „Tak. Język polski".
Wychowanek gimnazjum w Niemieżu już w siódmej klasie zdecydował, że zostanie duszpasterzem i początek studiów jeszcze bardziej go utwierdziły w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru i to jest jego powołanie. Ks. Marek zaś dodał, że nawyki pracy z różnymi ludźmi, to niezwykle cenne doświadczenie, które przyda się w pracy duszpasterskiej.
Lody zostały przełamane
Jak wspominała pani Stefania, początki były nieśmiałe i pełne wątpliwości. Pierwsze święto dla niepełnosprawnych zorganizowano w Rudominie. Aby nie przeszkadzać procesowi nauczania zorganizowano go w sobotę. Stawiło się 27 osób, ale nie wszyscy mieli odwagę stanąć do rywalizacji. Niektórzy po prostu... zwiali. Z biegiem czasu lody zostały przełamane, święto nabrało rumieńców, a uczestników, nieważne w jakim wieku, nie trzeba było przekonywać i namawiać. Sportowe zmagania na stałe zostały wpisane do kalendarza najważniejszych wydarzeń, bez których obejść się po prostu nie można.
W sposób naturalny i ludzki
Oczywiście, że wszystko do kosztuje, ale władze samorządowe doskonale zdają sobie sprawę jak ważne jest traktowanie osób niepełnosprawnych i ich potrzeb w sposób naturalny, czyli ludzki, wychodząc z założenia, że to są normalni obywatele, którym też należy się szacunek i uwaga. W rejonie otwarto szereg placówek socjalnych dla osób niepełnosprawnych, Centrum Zdrowia Psychicznego, a prawie wszystkie usługi w nich są świadczone nieodpłatnie. Samorząd ze swego budżetu pokrywa wydatki związane z dowozem osób niepełnosprawnych do lekarza, do sanatorium, zakupuje niezbędny sprzęt np. tzw. schodołazy, dokonuje remontów w domach i mieszkaniach, żeby dostosować je do potrzeb niepełnosprawnych, wspierane są organizacje pozarządowe zrzeszające takie osoby lub pracujące z nimi.
Bujwidzka gościnność
Wracając zaś do Bujwidz, nie sposób pominąć tradycyjnej, już powszechnie znanej gościnności bujwidzkiej. Na otwarcie święta przybył starosta gminy bujwidzkiej, który jest znanym entuzjastą i propagatorem zdrowego trybu życia, a pracownicy szkoły gotowi byli uczestnikom i gościom nieba uchylić. Zadbali nie tylko o sprawną organizację święta, jego oprawę (koncert uczniów i prowadzenie), ale też o to, żeby nikt nie pozostał spragniony i głodny.
Według danych statystycznych, w rejonie wileńskim jest 5340 osób niepełnosprawnych, w tej liczbie 395 dzieci, co stanowi ponad 5 proc. od ogólnej liczby mieszkańców.
Zygmunt Żdanowicz
{gallery}20141107-Swieto-Niepelnosprawnych{/gallery}
© Tygodnik Wileńszczyzny (fot. Zygmunt Żdanowicz)