Początek szkoły datuje się na rok 1912. W jej dzieje wpisało się wielu wspaniałych pedagogów na czele z pierwszą kierowniczką – Władysławą Dowgiało czy Heleną Grużewską.
„Przez okrągły rok w szkole zawsze było gwarno. Pracowały kółka pozalekcyjne, uczniowie z chęcią uczęszczali do nich latem, obozy harcerskie, odpoczynki. Przyjeżdżały dzieci z całego rejonu. Świetnie spędzały czas. Szkoła brała czynny udział w pracy pozalekcyjnej. Koncerty, różne imprezy, wycieczki, zawody. Zajmowaliśmy czołowe miejsca. Szkoła w Trakańcach udzielała praktyk i szykowała przyszłą kadrę pedagogiczną. Najwięcej z nich przeszło do Niemenczyna. To świetni, pracowici fachowcy: M. Dźwinel, T. Grygorowicz, A. Baniewicz, D. Szarko – Baniewicz, D. Wabalis, K. Wojszwiła, J. Mikielewicz, I. Karpawienie. Tę szkołę ukończyli poeci Wojciech Piotrowicz, Waldemar Hajdamowicz, Jadwiga Ingielewicz, Regina Pszczołowska. Szkoła miała sukcesy sportowe. Tu pierwsze kroki stawiała A. Kostecka-Ambrazienė (mistrzyni i rekordzistka świata w biegu na 400 m z przeszkodami)” – wspomina dawna nauczycielka, Anna Ingielewicz, która na prośbę dyrektora MEW spisała swoje wspomnienia. Warto zaznaczyć, że korzenie medalistki olimpijskiej – Dominiki Baniewicz również sięgają Tarakańc – jej mama i trenerka jest absolwentką tej właśnie szkoły. Ulokowana wśród lasów przez ponad sto lat doskonale kształciła i wysyłała w świat młodych ludzi.
Na ile wrosła głęboko w serce i świadomość uczniów i nauczycieli świadczy fakt, że w przedświąteczną sobotę, 21 grudnia zgromadziła się pokaźna grupa, szczelnie wypełniająca szkolne pomieszczenia.
Niezwykle urokliwe i czarowne miejsce – takie wrażenie odnosi się po przekroczeniu progu budynku. I od razu robi się ciepło, przytulnie, wokół mnóstwo serdecznych głosów – powitania przeplatają się ze wspomnieniami, bo tu każdy kawałek ściany może opowiedzieć swoja historię. Ale czynią to ludzie – przybyłe na spotkanie nauczycielki: wspomniana już Anna Ingielewicz, Julia Borkowska, Helena Paszun, a także Marian Dźwinel i Algimant Baniewicz, którzy właśnie w tej szkole stawiali swoje pierwsze kroki w zawodzie nauczyciela, odkurzali dawne historie, przywoływali twarze i zdarzenia. Z ogromnym szacunkiem i troską podchodzili do nich byli uczniowie, którym towarzyszyły już własne dzieci – i nagle jakoś tak każdy poczuł się we właściwym miejscu. Szkoła jakby na chwilę otrząsnęła się z wieloletniego marazmu i znowu stała się miejscem rodzinnym, wspólnotowym. Przy choince zabrzmiały kolędy, gwar dziecięcych głosów wypełnił dawną klasę, a zabawy przygotowane przez Zytę Górską i Jolantę Łapińską wciągnęły zarówno najmłodszych, jak i tych, którzy pamiętali jeszcze szkolne zabawy sprzed lat. Śmiech, radosne oklaski i rozmowy zdawały się ożywiać ściany budynku, który znowu tętnił życiem – tak jak w czasach swojej świetności. Duch świąt połączył w zabawie dzieci z Mikołajem i leśnym niedźwiadkiem – i tak wszyscy obdarowani prezentami, mogli poczuć, że to już święta!
Pomysł wskrzeszenia tego miejsca ma swoje źródło w chlubnej przeszłości. We wspomnieniach, spisanych przez dziennikarkę Krystynę Adamowicz z okazji stulecia szkoły, można przeczytać informację, że w czasach międzywojennych organizowane były w szkole letnie obozy pracy i wypoczynku. Licznie i chętnie uczestniczyli w nich studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Odwiedzał ich tu nawet hrabia Michał Tyszkiewicz ze swoją żoną, słynną aktorką Hanką Ordonówną. Zamysłem Algimanta Baniewicza jest zwrócenie tego miejsca młodzieży, by przyjeżdżała na odpoczynek, by harcerze mogli organizować tu biwaki. Krajobraz jest wręcz wymarzony, infrastruktura zachowana, a pamięć ludzi domaga się zachowania tego miejsca dla pokoleń. Nadszedł czas, by napisać tej szkole nową historię, bo naprawdę jest tego warta.
Monika Urbanowicz
Fot. Marian Dźwinel
Rota