Jakie wrażenia po gościnie na Litwie i spotkaniu z solecznicką publicznością przywiezie Pan do domu?
Takie spotkanie z publicznością Wileńszczyzny są zawsze podszyte emocją specjalną. Na pewno jest to większe wzruszenie, kiedy występuje się na Wschodzie, niż gdzieś tam na Zachodzie. Wyjątkowość takich występów nie jest taka częsta, co powoduje szczególne napięcie, uczucia i nastrój, który wywołuje wielkie emocje, mam nadzieję, po obu stronach. Mówiąc o dożynkach to jest wielka skala, czego dowodem jest obecność prezydent Litwy Dali Grybauskaite, doradcy prezydenta Polski Tomasza Boreckiego, byłego rektora Szkoły Głównej Wiejskiej w Warszawie, uczelni, którą ukończyłem i którego spotkałem tu, w Solecznikach. Takie spotkania nie są częste i są czymś takim, co będziemy wspominać długo. Kiedyś byłem w Wilnie przed 16 laty z występem, na który mnie zaprosił pan Litwinowicz. Obecnie jestem na Litwie po raz drugi i po raz pierwszy w Solecznikach.
Wielu Polaków z Wileńszczyzny na pamięć zna Pana przeboje jeszcze z lat 80., gdy mieliśmy możliwość oglądania programu pierwszego Telewizji Polskiej. Czy dzisiaj odczuł Pan tę pamięć publiczności?
Część ludzi podchodziła do mnie i mówiła, że zna moje piosenki z tamtych lat. Mówili, że oglądali mnie właśnie w Telewizji Polskiej. Trochę szkoda, że teraz macie wolny dostęp tylko do TV Polonia. Z drugiej strony, przez moją niezależność poglądów, często krytyczną w stosunku do władz rządzących, zostałem odsunięty od telewizji publicznej. Nie mam nowych produkcji, piosenek, które by emitowała telewizja publiczna.
Pana piosenki są pełne ironii oraz satyry, wyśmiewają bolączki społeczeństwa i władz rządzących. Jak, Pana zdaniem, zmieniliśmy się wychodząc z systemu PRL-owskiego, a zarazem radzieckiego, wkraczając do systemu wolnorynkowego, demokratycznego?
Nastąpiła duża zmiana, to był szok przede wszystkim z powodu tego ubóstwa, które wówczas było, braku tych towarów, które ludzie chcieli kupować. Przedtem byliśmy właściwie mniej więcej jednakowo ubodzy, ale mniej więcej wszyscy jednakowo posiadali. Teraz natomiast nastąpiło wielkie rozwarstwienie tego, jak to bywa w kapitalizmie. Bogaci obecnie bronią swoich interesów, zaś władza rządowa interesów bogaczy. Kiedy oni chcą załatać „dziurę" w budżecie, to nie biorą się za bogatych, tylko za emerytów. Jest bardzo przykre, bowiem jest to ustrój takiej niesprawiedliwości społecznej i braku troski o tych, którzy mają mniej.
Jeden z najbardziej znanych Pana utworów „Wieje wiatr ze Wschodu", był bardzo polityczny. Zaśpiewał go Pan przed Michaiłem Gorbaczowem w 1988 roku, podczas jego wizyty w Polsce. Jak powstała ta piosenka i jak Pan odbierał zmiany polityczne, które zachodziły wówczas nie tylko w Związku Radzieckim, ale i w całym bloku socjalistycznym?
Zauważyłem pierwsze zmiany jeszcze w latach 70. Wówczas współpracowałem z pewną asocjacją. Wykonywałem piosenki satyryczne w rodzaju wesołego jazzu, ale niedotyczące społeczno-politycznych zjawisk. Pierwsze utwory odzwierciadlające problemy polityczne, przede wszystkim „Propaganda sukcesu", napisałem w czasach powstania „Solidarności". Wówczas prasa napisała o mnie – inna twarz Andrzeja Rosiewicza. On potrafi śpiewać o poważnych tematach społeczno-politycznych. W drugiej połowie lat 80. zjawiskiem historycznym i politycznym był Michaił Gorbaczow, który zrobił pierestrojkę. Nagle w systemie radzieckim, tym betonie socjalistycznym, znalazł się facet, który zrozumiał, że ten system do niczego nie prowadzi, że trzeba to zmienić. On był swego rodzaju kamikadze, jeżdżąc po różnych zakątkach Związku Radzieckiego i tłumacząc betonowym towarzyszom partyjnym, że to musi być inny system. Wtedy Europa Zachodnia była zachwycona nim. Obserwowałem go rok czasu, kiedy Europa śpiewała na cześć Gorbaczowa. To nie było jednostronne poparcie z mojej strony dla niego, tylko umiarkowane poparcie dla jego działań. Jak patrzymy na historię tamtych lat, to była trójka ludzi – Papież Jan Paweł II, Reagan i Grobaczow, którzy dokonali historycznych zmian.
Czy możemy spodziewać się nowej piosenki na temat „wieje wiatr ze Wschodu", w których zamiast słów „Michaił, Michaił, ty postroił nowyj mir" będą słowa „Władimir, Władimir"?
Tak można spodziewać się, lecz to, co dzieje się teraz na Ukrainie, jest zbyt tragiczne. Za czasów Gorbaczowa na terenach Związku Radzieckiego nie dochodziło do tak krwawych konfliktów. Na temat wojny nie bardzo chcę pisać piosenki. Podobnie nie napisałem żadnej piosenki o tragedii smoleńskiej, gdzie jest wiele podejrzeń, że samo to się nie stało. Także na razie o wojnie nie piszę, bo to jest zbyt dramatyczne.
Wobec tego wróćmy do bardziej optymistycznych tematów. Jak udaje się Panu, będąc w szanownym wieku, zachować tyle werwy artystycznej i doskonałą formę fizyczną oraz niesamowite poczucie humoru?
Na takie pytania odpowiadam zawsze, że – przede wszystkim – niebo i geny. To jest przykład, że dusza jest nieśmiertelna, podpis Andrzej Rosiewicz. Moim zdaniem to są wszystko cechy wrodzone – satyra, humor. Z tym trzeba się urodzić. Cała moja werwa to jest też genetyczna sprawa.
Często można słyszeć Pana na falach rozgłośni radiowej „Radio Maryja". Co Pana pociąga w tym radiu?
15. lat temu, kiedy powstały trendy polityczne, nazywane często europejskimi, z którymi trudno było się pogodzić, moje poglądy, niezależność myśli, krytyczne spojrzenie nie podobały się wielu siłom politycznym w Polsce. Nie mogłem pogodzić się z tym, że patriotyzm jest złem, że chodzić do kościoła – to niedobrze. W związku z tym nie byłem pokazywany w telewizji publicznej. Moje piosenki, w tym też piękne utwory o Polsce, nikogo nie interesowały w mediach. „Radio Maryja" i telewizja „Trwam", tworzone przez patriotów i katolików, zainteresowały się moją twórczością, więc zaprosiły mnie. Oprócz tego opublikowałem 140 felietonów w „Naszym dzienniku", gdzie mogłem swobodnie wypowiedzieć swoje myśli.
Rozmawiał Andrzej Kołosowski
"Rota"