Godnie żyć na swojej ziemi
Powstaliśmy, by godnie żyć na swojej ziemi, w swojej Ojczyźnie, pielęgnując język ojczysty, kulturę, tradycje. Wychowywać i kształcić dzieci zgodnie z duchem narodu i wiarą. Dbać o spuściznę przodków i pamięć historyczną zachować. Bronić swego i szanować współobywateli prawa. Bo od dziada pradziada wpajano nam, że należy walczyć nie tylko o naszą wolność, lecz też tych, kto jest obok nas, by w wolnej, demokratycznej Ojczyźnie nikt nie był obywatelem drugiej kategorii, któremu można odmawiać prawa do własnej narodowości i języka ojczystego, zmieniać nazwiska, zarzucać brak „lojalności”, wynaradawiać poprzez „integrację”, narzucać, bądź też wykreślać, bohaterów narodowych i tendencyjnie, z pozycji „większości”, interpretować naszą historię.
Od „zawsze” byliśmy na swoim na niezbyt żyznej, ale jakże kulturowo bogatej Ziemi Wileńskiej. Rządził tu car, była wolna, wywalczona w legionowych bojach Ojczyzna i srogi czas – kiedy wojenna zawierucha sprawiła, że okupant zmieniał okupanta… Aż przyszli Sowieci. Była ekspatriacja, a dla tych, co nie udali się na tzw. Ziemie Odzyskane w ślad za Polską – sowietyzacja, kształtowanie „nowego człowieka” ( homo sovieticus), kolektywizacja, ateizacja, rusyfikacja… Wszystko to „przerobiliśmy” w ciągu 45 lat i wytrwaliśmy z różnymi – mniejszymi bądź większymi - stratami.
Przed 35 laty natchnieni wiatrem przemian i słowami Wielkiego Rodaka „Nie lękajcie się…”, na fali sławetnej „pieriestrojki” połączyliśmy się w szeregach własnej polskiej organizacji, by po raz kolejny o tę „naszą i waszą wolność” się zmierzyć już w niepodległej sowietom Litwie i decydować co dla nas jest dobre, a co – złe.
Minęło 35 lat, w ciągu których, jak i minionych wieków, budowaliśmy dobrobyt naszej Ojczyzny, przyczynialiśmy się do rozkwitu naszych „małych Ojczyzn”, zgodnego współżycia ludzi różnych narodowości. W ciągu tych lat, niestety, doznaliśmy też tego, że również w demokratycznym kraju nie wszystko sprzyja temu, byśmy mogli spokojnie żyć i twórczo pracować. Niektórzy współobywatele nie chcieli i po części nadal nie chcą zrozumieć, że nasza polskość nie jest skierowana przeciwko komuś, wręcz przeciwnie – akcentując miłość do Ojczyzny, trwanie w wierze, dbaniu o honor obywatela, pielęgnującego swoją kulturę i język staje się ona wartością uniwersalną: człowiek szanujący siebie potrafi uszanować też drugiego człowieka.
Powracając do wydarzeń sprzed 35 lat możemy dziś skonfrontować: jacy byliśmy i jacy jesteśmy jako społeczność; co się nam udało i z czym ciągle musimy „walczyć”, czego strzec i z czego być dumni i szczęśliwi. Zarówno osiągnięć, jak, niestety, porażek i ślepych zaułków nie brak. Takie są realia. I z nimi musimy się zmierzyć solidarnie stając w obronie żywotnie ważnych dla nas wartości, by po kolejnych kilkudziesięciu latach na Litwie następne pokolenia Polaków kontynuowały polską kartę historii.
Stowarzyszenie – zwiastun odrodzenia – musiało się transformować
Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie zostało założone 5 maja 1988 roku i działało przy Litewskim Funduszu Kultury. Jego założyciele – grupa inicjatywna składająca się z 12 osób, w składzie której znaleźli się przedstawiciele polskiej inteligencji, w większości reprezentujący środowisko dziennikarzy oraz naukowców, na pierwszym miejscu stawiało pracę na rzecz oświaty i kultury, budzenia świadomości narodowej. W ciągu roku objęło ono swoja działalnością około 12 tysięcy rodaków. W rejonach wileńskim i solecznickim powstało po 50 jego kół, ponad 30 – w Wilnie, po 10 w rejonach trockim i święciańskim, 2 – w szyrwinckim i po jednym w Kownie i rejonie ignalińskim. Było ono prawdziwą szkołą aktywności społecznej, zaangażowanego działania na rzecz szeroko pojmowanej polskości. Działalność ta wyłoniła wielu liderów, aktywnych i zdolnych działaczy, dzięki którym praca Stowarzyszenia wciąż się rozszerzała i doskonaliła, nabierała nowych form i treści. Jednak realia społeczne i polityczne wymagały zmian. Argumenty zmian Statutu i nazwy organizacji zostały przedstawione na I Zjeździe przez prezesa Jana Sienkiewicza. Oto jak mówił o transformacji Stowarzyszenia w Związek „(…) Opracowując Statut Stowarzyszenia na pierwsze miejsce postawiliśmy więc wtedy przede wszystkim pracę na rzecz oświaty i kultury, budzenie świadomości narodowej. Są to dla nas i na dzień dzisiejszy priorytety, sytuacja nakazuje jednak o wiele większy nacisk położyć na społeczne, a nawet polityczne aspekty działalności. (…) Samo życie pokazało co mamy robić. (…) Z miesiąca na miesiąc przekonywaliśmy się coraz bardziej, że kultura i oświata mają szansę funkcjonowania i rozwoju pod warunkiem, że zapewnione są prawa obywatelskie, sprawiedliwość społeczna”. (Wypada dziś odnotować, że dalsze lata udowodniły słuszność tych argumentów). Prezes odnotował też, że działalność jednej organizacji społecznej przy innej (Litewskim Funduszu Kultury) jest reliktem z okresu stagnacji i oznacza brak zaufania. Ponadto działanie pod jednym szyldem z taką organizacją jak „Vilnija” było sprzeczne z wszelką logiką. Poprawki do Statutu dotyczyły udziału w życiu społecznym i politycznym, form obrony praw obywatelskich Polaków, możliwości działalności gospodarczej oraz struktury organizacyjnej i kompetencji pododdziałów. Zaproponowano w miejsce Stowarzyszenia powołanie niezależnego i samorządnego, posiadającego osobowość prawną Związku Polaków na Litwie i zwrócenie się do rządu republiki Litewskiej o rejestrację prawną Związku. W ten sposób I zjazd SSKPL stał się jednocześnie założycielskim Związku Polaków na Litwie.
Zjazd, który rozwinął nam skrzydła
Obrady Zjazdu odbywały się w Wilnie, w ówczesnym Republikańskim Pałacu Związków Zawodowych na Górze Bouffałowej. Doskonale widoczny gmach pałacu przyciągał oczy wilnian – widniały na nim dziesiątki polskich sztandarów. Na proporczyku wydanym z okazji Zjazdu znalazł się symbolizujący Litwę ptak z jednym skrzydłem w polskich barwach narodowych - rozwinąwszy skrzydła stał się on orłem w godle Związku Polaków na Litwie.
Na zjazd przybyło 736 delegatów (z 740 wytypowanych), którzy obradowali w ciągu dwóch dni – nikomu się nie spieszyło - tworzono gruntowne i trwałe podwaliny pierwszej niezależnej polskiej organizacji w powojennej rzeczywistości na Litwie Na zjazd przybyło też wielu gości. Byli to zarówno działacze społeczni i partyjni z Litwy i Polski, jak i przedstawiciele polskich organizacji i stowarzyszeń z ówczesnych republik związkowych: Białorusi, Łotwy, Estonii i takich miast jak Moskwa i Leningrad. Byli obecni też dwaj deputowani ludowi Litewskiej SRR do Rady Najwyższej ZSRR (popierani przez polską społeczność): Jan Ciechanowicz, docent Instytutu Pedagogicznego w Wilnie i Anicet Brodawski, dyrektor Sowchozu-Technikum w Białej Wace.
Jednak najważniejszymi osobami na tym forum byli delegaci, którzy przybyli na Zjazd, by reprezentować dążenia i interesy Polaków mieszkających na Litwie. W trakcie obrad wypowiedziały się 52 osoby. Aktywnie dyskutowano też w kuluarach. Nie było tematów „zakazanych”. Trudno mówić o tym (i byłoby to z pewnością niezgodne z prawdą), że wszyscy delegaci Zjazdu byli jednomyślni i wiedzeni tylko zewem serca i interesami polskiej diaspory oraz tym, co, jak się w owych czasach mówiło, „co nam w duszy gra” w okresie tzw. „przebudowy”. Jak się okazało po latach, było wiele ukrytych interesów i planów, jak też wygórowanych ambicji poszczególnych „działaczy”. Jednak większość wiedziała, że to jest właściwy czas i miejsce, kiedy mamy szansę wstać, mówiąc górnolotnie, z kolan. Trzeba przyznać, że nie rozpoczynaliśmy tej „przebudowy” na pustym miejscu. Polskość na Wileńszczyźnie i szerzej – Litwie pomimo prawie półwiekowej sowieckiej rzeczywistości zawsze była obecna. Ani sowietyzacja, ani rusyfikacja, czy nawet eksterminacja i wywózki polskich patriotów, ani dwie fale tzw. repatriacji wypłukującej te ziemie z polskiej inteligencji nie potrafiły tej polskości wyrwać z korzeniami. To dzięki rodzinom, w których dziadkowie i rodzice jeszcze pamiętali jak się mówiło „polskie czasy”, nauczycielom, którzy nie opuścili swoich uczniów i księżom potrafiliśmy zachować wartości, język, wiarę, tradycje i przeciwstawić się upodleniu oraz utworzyć nową społeczność Polaków poza granicami Polski, której udało się zachować szkolnictwo w języku ojczystym, mieć codzienną gazetę, parę amatorskich teatrów i ludowy zespół pieśni i tańca . Te „instytucje”, chociaż mocno zideologizowane, dzięki pracującym tam ludziom, dla których sprawy polskie były ważne, potrafiły w potoku oficjalnej ideologii i propagandy przemycać polskie treści. I właśnie to zaowocowało w końcu lat 80. Mieliśmy potencjał, by głośno upomnieć się o swoje prawa, wyartykułować potrzeby i wartości oraz to, że nic bez nas już nie może być decydowane. I jeżeli nawet nie udało się tego w pełni wyegzekwować do dziś, to wartością deklaracji sprzed 35 lat pozostaje to, że było nas stać, by to uczynić i dalej iść za ciosem.
Dziś o swoich prawach, problemach i celach mówimy z najwyższych trybun nie tylko Litwy, ale tez Europy i świata. Sceptyk może zwątpić – z realizacją wielu naszych postulatów (i tych wyartykułowanych przed 35 latami ) nadal jest problem. To prawda. Pomimo trzech dziesięcioleci „walki” nadal mamy problem ze zwrotem (uczciwym) ziemi, w niby rozwiązanym problemie z pisownią nazwisk zabrakło „ostatniej kropki” – znaków diakrytycznych; nadal są problemy z publicznym używaniem języka polskiego, w tym napisów w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość polską… Jednak nie możemy nie być dumni z tego, że mamy znaczące osiągnięcia w dziedzinie edukacji. Dziś mamy całą sieć przedszkoli i polskich grup, mamy gimnazja, doskonale kształcące naszą młodzież, mamy filię polskiej uczelni. Więc dążenie do systemu oświaty w języku ojczystym od przedszkola do wyższej uczelni zostało zrealizowane. Owszem, w oświacie ciągle stoimy na warcie czujnie reagując na zakusy uszczuplania naszego stanu posiadania, ale hasło „polskie dziecko - w polskiej szkole” pomimo trwających procesówe asymilacyjnych daje owoce: mamy ponad 12 tys. uczniów w polskich szkołach, liczba pierwszoklasistów i maturzystów co roku oscyluje w granicach tysiąca i to jest jednym z gwarantów, że polska diaspora na Litwie ma szansę na dalszy życiorys.
Ważnym osiągnięciem jest też powstanie i działalność ugrupowania politycznego – Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin – wyłonionego z ZPL. To dzięki niemu możemy sprawować rządy i współuczestniczyć w zarządzaniu na różnych szczeblach, poczynając od samorządowego do Parlamentu Europejskiego.
W ciągu minionych lat powstały dziesiątki polskich organizacji, zespołów artystycznych, odrodziło się harcerstwo. Mamy z czego być dumni. Mogło być lepie? Z pewnością. Ale to też zależało od nas, tych którzy przyszli na zmianę tym entuzjastom, którzy przed 35 laty podjęli się wyzwania.
Wyraźne deklaracje z kim i dokąd
Powracając do wydarzeń sprzed 35 lat, do obrad Zjazdu, należy zaakcentować (jest to ważne w obliczu nieustających od zarania „odrodzenia” do dziś oskarżeń o brak lojalności wobec Litwy oraz prorosyjskie sympatie), że w swoim wystąpieniu na forum ówczesny prezes SSKPL – Jan Sienkiewicz zdecydowanie określił rolę i miejsce Polaków, powstającego Związku w odradzającej się, usamodzielniającej się Litwie: „(…)ruszył cały naród litewski. Bo się obudził, wyprostował, otrząsnął. Przeżywa swoje narodowe odrodzenie. Czyż można tej idei nie poprzeć? Czy nie jest ona zgodna z logiką historycznego rozwoju. Czy cel ruchu (Sąjūdisu) nie jest szczytny? Czyż można określić inaczej niż jako szlachetne dążenie każdego narodu do samodzielnego stanowienia o sobie, do suwerenności, do prawa nieskrępowanego rozwoju? Co najmniej niezgodne byłoby upieranie się przy dotychczasowym stanie rzeczy na Litwie. Fałszem byłoby twierdzenie, że dana struktura gospodarcza, a i niektóre polityczne, są optymalne i nie wymagają ulepszeń. Że stopień samodzielności jaki ma republika, a wewnątrz niej rejony i rady wiejskie jest dostateczny. (…) Pomijając historyczne paralele, które wprost nakazują sojusz jak najtrwalszy, również w chwili obecnej dążenia Litwinów i Polaków są przecież identyczne: samodzielność, prawo do samostanowienia samemu o swoich sprawach, suwerenność i autonomia. (…) W ruchu litewskiego odrodzenia narodowego nie znalazło się miejsca dla Polaków. (…) Święta racja, język litewski wymaga ochrony prawnej, a poprzez język wymaga jej litewska kultura, świadomość narodowa. Idea dekretu (o ochronie języka litewskiego) jest całkowicie do przyjęcia i nie to, co w nim jest, wywołało tak ostry opór i oburzenie Polaków, lecz to właśnie, czego w nim nie ma. A brakuje w nim takiej samej ochrony prawnej dla innych używanych przez mieszkańców republiki języków, przede wszystkim polskiego. (…) A jakie ma mieć gwarancje język polski? Jedynym słusznym posunięciem mógł być osobny punkt o używaniu na terenie Wileńszczyzny języka polskiego. (…) Chcemy uparcie pracować dla dobra naszej Litwy, naszej Wileńszczyzny. Nie ulegać przesadnym emocjom, wiedząc, że komuś bardzo by zależało na tym, by nas sprowokować, zmusić do działań nieprzemyślanych. Uważamy, że na Wileńszczyźnie na równi z językiem litewskim używany być musi we wszystkich sferach, jakie sami użytkownicy uznają za wskazane, również język polski i że musi to być zagwarantowane ustawowo.
Trzeba zagwarantować Polakom równouprawnienie w dostępie do szkół wszystkich szczebli z wyższymi uczelniami włącznie. Wyrażać się to powinno w pobieraniu nauki w języku ojczystym, a po jej ukończeniu w możliwości podjęcia pracy na rodzimych terenach. Chcemy posiadać własną kadrę narodową – w zarządzaniu, organizacjach społecznych, oświacie, kulturze, medycynie, obsłudze.
(…) Jednym z zasadniczych aspektów suwerenności, do których dąży republika Litewska, jest samodzielność gospodarcza. Całkowicie popieramy to dążenie. Czyżby więc samodzielność gospodarcza miała się skończyć na szczeblu republikańskim i nie dojść do poszczególnych regionów, rejonów, gospodarstw, rad wiejskich?
(…) Uważamy Litwę za nasza Ojczyznę. Popieramy każdą inicjatywę i działania, z których wynika korzyść dla całej republiki, jak i dla każdego jej regionu oraz ludzi w nim zamieszkałych. (…) wypełnijmy nową piękną treścią stare wspaniałe hasło: za wolność naszą i waszą!”
Z tych słów wynika aż nazbyt wyraźnie chęć polskiej społeczności do popierania dążeń narodu litewskiego i wspólnego budowania nowego państwa na zasadzie: jako równi wśród równych. Niestety, zarówno na zaraniu niepodległości, jak i w ciągu kolejnych lat problemy współżycia w państwie większości z mniejszościami nie zostały należycie unormowane, m. in. nie sprzyja temu ciągły brak ustawy o mniejszościach narodowych, a nawet brak definicji „mniejszość narodowa”.
Cdn.
Janina Lisiewicz
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.