Jak mówi mężczyzna, takiego doświadczenia nie zdobywa się na wyższych uczelniach ani w „normalnym“, wygodnym życiu. Według niego, żyjemy w społeczeństwie, w którym powszechnie się ukrywa problemy, choroby, niepełnosprawność. Społeczeństwo nie chce mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy stają przed ogromnymi wyzwaniami życiowymi, zdając ich samych na siebie. Natomiast tacy ludzie potrzebuję właśnie bliskości, obecności kogoś, kto wysłucha, weźmie za rękę, pocieszy, albo potowarzyszy w ciszy. Sama obecność osoby bliskiej dla chorego jest już nieocenioną pomocą.
Droga do wolontariatu
Jako nastolatek Artur miał serce do nauk przyrodniczych. Jednak, gdy zbliżał się moment wyboru studiów, zdał sobie sprawę, że przyszły zawód łączy przede wszystkim z ludźmi.
– Podczas studiów zacząłem się interesować bioetyką – opowiada mężczyzna. – Jest to odłam filozofii praktycznej, który ogólnie rzecz ujmując zajmuje się tym, jakie są dobre i złe decyzje i rozwiązania w naukach dotyczących życia człowieka.
Podczas studiów Artur dołączył do chrześcijańskiej grupy młodzieżowej w swojej parafii. Tam młodzi ludzie czytali i analizowali Pismo Święte, dzielili się swoimi refleksjami na temat zawartych w nim prawd. W tym samym czasie papież Franciszek ogłosił rok 2016 Rokiem Miłosierdzia Bożego. W swoim orędziu Ojciec Święty wyraził wielkie pragnienie, aby miłosierdzie nie było tylko słowem, abstrakcyjnym pojęciem, ale zasadą przewodnią w naszym codziennym życiu i relacjach z ludźmi.
– Nasza grupa postawiła sobie za cel nie tylko zgłębianie wiedzy na temat istoty miłosierdzia, ale także praktyczny wkład w dzieła miłosierdzia – mówi dalej Artur.
Jak zauważa mężczyzna, zderzeniem losu najbliższym geograficznie i najdogodniejszym miejscem do spełnienia obranej misji okazało się wileńskie Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki.
– Wtedy jeszcze o działalności hospicjum wiedzieliśmy tyle co nic – wspomina Artur. – Wiedzieliśmy, że to instytucja, która opiekuje się ciężko chorymi ludźmi. Pomyśleliśmy, że może nasza pomoc tam też się przyda.
Artur zadzwonił do koordynator wolontariatu w hospicjum. Opowiedział kim są i po co dzwoni.
Kobieta uprzejmie zaprosiła młodzież do hospicjum.
– Pamiętam, że już podczas pierwszej wizyty w hospicjum byliśmy zaskoczeni gościnnością społeczności hospicyjnej – wspomina Artur. – To miejsce wcale nie przypomina tradycyjnej placówki medycznej. Powiedziałbym nawet, że jest ono jak dom, otwarty dla każdego. Na zajęcia nie czekaliśmy długo. Był Wielki Post, więc poproszono nas o pomoc w sprzątaniu pomieszczeń hospicjum: umycie okien, klatek schodowych i inne.
Jak wspomina mężczyzna, niektórzy członkowie grupy modlitewnej poszli później swoją drogą, angażując się w działalność charytatywną w innych organizacjach, ale on i kilku jego przyjaciół chcieli pozostać. Jak mówi, hospicjum przyciągało go jak magnes.
– Swój czas chciałem poświęcić pacjentom z hospicjum. Dla nich sama możliwość bycia z kimś w ich obecnej sytuacji znaczyła bardzo wiele – dzieli się przemyśleniami Artur.
Jak mówi Artur, wolontariusze mogą robić w hospicjum wiele różnych rzeczy: pomagać w sprzątaniu pomieszczeń lub otoczenia, rozpowszechniać informacje o działalności hospicjum, organizować wydarzenia. On jednak wolał spędzać czas z osobami nieuleczalnie chorymi. Pracownicy hospicjum mają wiele bezpośrednich obowiązków i choć bardzo by chcieli, nie zawsze mają czas zająć się socjalizacją chorych i ich samopoczuciem duchowym.
Dlatego to właśnie wolontariusz częstokroć jest tą osobą, która towarzyszy pacjentowi nieraz przerażonemu swoją chorobą czy odczuwającemu z jej powodu lęk, jak i temu, który być może czuje, że niedługo odejdzie z tego świata.
Studia w Polsce
Zainteresowanie bioetyką zmotywowało młodzieńca do podjęcia dalszych studiów.
– Po ukończeniu studiów z zakresu zdrowia publicznego postanowiłem kontynuować naukę w Polsce – mówi Artur. – Rozpocząłem studia bioetyczne na Uniwersytecie Warszawskim.
Studia Artur postanowił połączyć z wolontariatem w warszawskim hospicjum Caritas. Jak mówi, wolontariat w hospicjum bardzo go wzbogacił.
– Nauczyłem się porozumiewania z pacjentami hospicyjnymi, nauczyłem się ich słuchać – wspomina. – Rozmowy z nimi stanowiły dla mnie wielką wartość.
Słuchał opowiadań tych ludzi o życiu, o swoich radościach i smutkach, żalach, nadziejach i tęsknotach.
– Słuchanie tych opowieści to jak słuchanie niezwykle ważnych lekcji życiowych. Tak to odbierałem i odbieram. Takich lekcji nie jest w stanie zapewnić żadna, nawet najlepsza uczelnia. To wyjątkowe doświadczenie, którego nie dostaje się w „normalnym”, wygodnym życiu – dzieli się swoimi przemyśleniami Artur.
Właśnie to doświadczenie, jak stwierdza Artur, dało mu do zrozumienia, że najpiękniejsze i najważniejsze rzeczy w życiu spotykają wtedy, kiedy masz odwagę wyjść z własnej strefy komfortu, podjąć decyzje i dokonać wyborów, które wcale nie muszą być wygodne. Właśnie takie wybory wzbogacają nas o prawdziwe życiowe doświadczenie. Jeśli człowiek szuka w życiu tylko komfortu, unika wyzwań i trudności, to tak jakby się zamknął w skrzyni – owszem, bezpiecznej, ale bez możliwości rozwoju i co więcej z czasem degenerującej.
– Żyjemy w społeczeństwie, które zmusza człowieka do ukrywania swojej niedoskonałości, słabości i niepełnosprawności – rozważa. – Większość społeczeństwa nie chce mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy są inni, którzy się nie mieszczą w wybranym kanonie.
Ludzie z poważnymi chorobami, jak i temat śmierci, zdaniem Artura, również znajdują się na marginesie życia społecznego. Są tym, czego nie chce się widzieć ani o tym mówić.
– Czasem dyskutujemy, czy powinno się mówić o śmierci – zastanawia się na głos Artur. – Dla wielu z nas wciąż trudno jest zrozumieć, że śmierć jest integralną i niestety nieuniknioną częścią naszego życia.
Wolontariat w hospicjum to sposób na pomoc pacjentowi, który przechodzi jeden z najważniejszych etapów swego życia. Nie dziwi więc fakt, że odczuwa on ogromny niepokój i lęk. Dlatego właśnie jak nigdy dotąd potrzebuje kogoś bliskiego, kto wysłucha, weźmie za rękę lub zwyczajnie w ciszy będzie obok. Do tego nie potrzeba eksperta, lekarza czy psychologa.
Wolontariuszem może zostać każdy.
Doświadczenia
– Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z pacjentem w hospicjum – wspomina Artur. – Był to bodajże 50-letni mężczyzna z rakiem prostaty.
Przyjazd do hospicjum, z domyśleń Artura, był dla mężczyzny bardzo bolesnym i niespodziewanym wręcz doświadczeniem. Podczas pięknego przyjęcia, w którym uczestniczył wspólnie z żoną, nagle źle się poczuł i stracił przytomność. Badania wykazały chorobę nowotworową w bardzo zaawansowanym stadium. Na tyle, że lekarze nie dawali już żadnej nadziei.
W hospicjum mężczyzna nie mógł się pogodzić z tym, że wszystkie plany i marzenia w jednej sekundzie legły w gruzach. Był pełen złości i negatywnych emocji, nad którymi nie potrafił zapanować.
– Hospicjum poprosiło, bym mu pomógł – wspomina Artur. – Pomoc ta mężczyźnie była naprawdę potrzebna, bo nie mógł już się samodzielnie poruszać, tylko na wózku inwalidzkim, który pchałem.
Krok po kroku panowie nawiązali kontakt.
– Najczęściej rozmawialiśmy, gdy zabierałem go na zewnątrz „na dymek” – uśmiecha się Artur. – Pamiętam, jak raz mnie zapytał: „Czy zdajesz sobie sprawę, jak kruche jest życie? Nie, nie jesteś w stanie tego zrozumieć! Życie nauczysz się doceniać tylko wtedy, kiedy się nauczysz umierać”.
Zdaniem Artura, tym, którzy mają wśród bliskich osoby ciężko chore, trudno jest zrozumieć, co jest dla nich najważniejsze.
– Pamiętam starszą panią, może w wieku 80 lat – kontynuuje Artur. – Często jej proponowałem wyjście na spacer do parku, ale za każdym razem odmawiała. Mówiła, że nie może, bo czeka na córkę.
Po kilkukrotnej odmowie Artur zapytał w końcu lekarzy hospicyjnych, w jakich dniach i godzinach przychodzi córka tej pani. Jak się okazało, córka odwiedza ją mniej więcej raz w miesiącu, ale matka czeka na nią codziennie.
Córka wydawała się być porządną kobietą. Zawsze przynosiła coś w prezencie, coś miłego, ale za każdym razem się spieszyła.
– Na pierwszy rzut oka spełniała ona swój obowiązek. Odwiedzała matkę, przynosiła jej wszystko, czego było potrzeba – mówi Artur. – Ale ta pani tak naprawdę nie potrzebowała niczego z tych rzeczy, wszystko zapewniało jej hospicjum. Jej największym pragnieniem było pobyć z córką, czekała na jej przyjście każdego dnia.
Artur odbył wiele otwartych i szczerych rozmów z pacjentami.
– Czasami w tych rozmowach czułem się bezradny. Szczególnie wtedy, gdy nie znałem odpowiedzi na pytania, które padały – przyznaje. – Stopniowo jednak zrozumiałem, że w życiu jest wiele rzeczy, których nie potrafimy wyjaśnić i wiele pytań, na które nie znajdziemy odpowiedzi. I dodam, że często te odpowiedzi nie są wcale nikomu potrzebne, nie są ważne. Chorzy potrzebują twojej obecności i samego procesu komunikacji. To jest dla nich o wiele ważniejsze niż odpowiedzi na pytania.
Znaczenie wolontariatu
– Rozpoczęcie wolontariatu w hospicjum zawsze budzi na początku pewnego rodzaju obawy, niepokój, a nawet lęk – mówi Artur. – Rozumiem, że w społeczeństwie krąży wiele mitów na temat hospicjum. Na przykład, że jest ono straszne, że śmierć przechadza się jego korytarzami, że do wolontariatu potrzeba jakichś szczególnych umiejętności czy cech charakteru.
Zdaniem Artura – nie ma w tym cienia prawdy.
– W hospicjum jest o wiele więcej życia niż gdziekolwiek indziej – stwierdza stanowczo. – Natomiast społeczność hospicyjną mogę określić tylko jednym słowem: gościnność.
Wolontariat w hospicjum nie oznacza wykonywania poleceń. Każdy wolontariusz sam decyduje o zakresie i czasie, w jakim jest w stanie się zaangażować.
– Ludzie rozpoczynają wolontariat w hospicjum z różnych powodów – dzieli się swoimi przemyśleniami Artur. – Dla niektórych jest to sposób praktykowania swojej wiary i życie orędziem miłosierdzia. Dla innych wolontariat jest ukojeniem, pomaga przeżyć ból po utracie bliskiej osoby.
Arturowi jest to działalność nadająca poczucie sensu.
– Jako wolontariusz spotykam ludzi, którzy są mi wdzięczni nie za jakąś konkretną usługę, ale po prostu za to, że jestem obok, z nimi – mówi Artur. – Wiem, że dla nich moja obecność była bardzo potrzebna, bo pomogła im przejść przez niezwykle ważny okres w ich życiu.
Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia
Ciężka choroba onkologiczna może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, zniszczyć resztę naszego życia, zniweczyć marzenia.
Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy zmagają się ze śmiertelną chorobą, doświadczają wielkiego bólu, lęku, niewiadomej.
Pomoc hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.
Pomóż nieuleczalnie chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie.
Zrób to teraz.
Kto wie, może kiedyś też będziesz potrzebował pomocy?
Więcej informacji: https://bit.ly/HospicjumWilno