Z tej okazji szanownych Jubilatów odwiedzili wczoraj przedstawiciele Samorządu Rejonu Solecznickiego: zastępca kierownica Wydziału Opieki Socjalnej i Ochrony Zdrowia Halina Rogoża i starosta Solecznik Mirosław Niewierkiewicz.
Córki Janina i Danuta przyjechały również złożyć życzenia rodzicom. Jubilaci mają też czterech wnuków i jedną wnuczkę, ośmioro prawnuków, a jeszcze jeden ma przyjść na świat. Dziadkowie są bardzo szczęśliwi i dumni z nich wszystkich.
Maria i Henryk Tomaszewscy postanowili założyć rodzinę w 1958 roku. Małżonkowie przed ślubem dobrze się znali, ponieważ mieszkali w tej samej wsi, w Kulkiszkach, które obecnie leżą na terytorium Białorusi, tuż przy granicy z Litwą. Para pobrała się dwukrotnie: na Białorusi, w Kanweliszkach, młodzi zawarli ślub cywilny, a w obecności Boga złożyli śluby małżeńskie w kościele w Solecznikach. Początkowo Tomaszewscy mieszkali w przydzielonym przez sowiecki kołchoz mieszkaniu, a dziesięć lat później zaczęli budować własny dom w Sokoleńszczyźnie. Oboje przez całe życie ciężko pracowali: pani Maria pracowała jako dojarka, a mąż był traktorzystą. Po pracy spieszyli do domu, gdzie czekały na nich nie tylko dzieci, ale i praca we własnym gospodarstwie – krowy, prosiaki, konie, gęsi, kury, ogród.
Zapytani, czy pamiętają dzień swojego ślubu, Jubilaci uśmiechają się i zdradzają, że znają tę historię nawet ich wnuki. Tego dnia było dużo śniegu, więc dotarcie z domu na miejsce ślubu było ogromnym wyzwaniem. Jechali saniami razem ze swatami, czekały na nich przygody.
„Jechaliśmy z mojego domu po błogosławieństwo do mamy Henryka. Było dużo śniegu! A tam rzeczółka, więc nasz swat przeniósł mnie na ramionach. Ale nasze przygody na tym się nie skończyły. Jedziemy dalej. Ogromne zaspy, sanki wąskie, więc przewróciliśmy się, a ja w sukience prosto w zaspę. Buty były pełne wody, ponieważ pod śniegiem była woda. No cóż, wyleliśmy wodę i pojechaliśmy dalej – opowiada wesoło pani Maria, której nie brakuje poczucia humoru. – Miałam białą suknię i najpiękniejsze pierścionki za 80 kopiejek. Najzwyklejsze, ale najpiękniejsze”.
Tę historię zna cała rodzina, zarówno dzieci, jak i wnuki: nie ważne są złote obrączki, ale więź między dwojgiem ludzi i chęć bycia razem, wspólnego tworzenia rodziny i bycia zawsze dla siebie wsparciem.
Jubilaci pamiętają i swoich świadków, i drużbantów, i muzykantów, i sąsiadów, z którymi mieszkali, przyjaźnili się i pracowali razem przez wiele lat. Teraz ich rówieśników we wsi Sokoleńszczyźna już prawie nie ma – Tomaszewscy są najstarsi, za dwa lata skończą 90 lat. Ale oboje są wciąż pełni werwy i energii, krzątają się koło domu. Wnuki opowiadają, że nawet w zacnym wieku babcia nadal zajmuje się ogrodem i ciągle prosi o kupno nasion, a niedługo w jej szklarni zaczną rosnąć pomidory.
Opowiadając o swojej młodości, Tomaszewscy wspominają swoich rodziców, braci i siostry, zawody, które musieli wykonywać. Pani Maria pochodzi z wielodzietnej rodziny składającej się z dziesięciorga dzieci. Jej ojciec miał sporo ziemi i cała rodzina musiała ciężko pracować. A pan Henryk opowiadał o służbie wojskowej. Służył w odległym Sewastopolu i pracował podczas odbudowy miasta po wojnie. Po drewno musiał nawet jechać na Ural, gdzie były zamiecie i mrozy.
„Codziennie modlę się za moje dzieci i wnuki, żeby żyły pięknie i szczęśliwie, w zgodzie, bo to jest najważniejsze. Dzieci muszą też dogadywać się z rodzicami. W rodzinie nie może być inaczej, trzeba się kochać i szanować nawzajem. Niech Bóg ma ich w swojej opiece” – powiedziała wzruszona pani Maria. Jej mądre oczy mówią, że życie jest piękne, ale trzeba je tworzyć całym sercem i żyć uczciwie.
Na podst. salcininkai.lt
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
- Title Title
http://l24.lt/pl/spoleczenstwo/item/387687-zelazne-gody-w-solecznikach#sigProGalleriad06796934e
Komentarze
Jubilatom życzę wszelkiej pomyślności na dalsze wspólne lata.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.