Krótka wycieczka do przeszłości
Pierwsza jak na razie znana wzmianka o moście na rzece Wilii pochodzi z roku 1386, zaś w roku 1535 powstał pierwszy most kamienny na Wilii, personifikując rzec można, pradziadek dzisiejszego kamiennego Zielonego Mostu. Most kamienny posiadał zadaszenie i stoiska handlowe, został on wybudowany sumptem Horodniczego Wilna Ulryka Hozjusza, który przez wiele lat zarządzał Mennicą Wileńską. Dalsze prace związane z utrzymaniem i umocnieniem mostu (mimo zapowiedzianej trwałości wiosną lody dokonały pewnych zniszczeń) złożone zostały na barki syna zmarłego w roku 1535 Ulryka – Jana. Hozjuszowie w zamian za budowę tego mostu dla miasta uzyskali przywilej pobierania podatku mostowego (od jednego wozu siana, drew, żyta lub czegokolwiek na sprzedaż wiezionego jednokonną podwodą – 1 denara (denar – najdrobniejsza moneta o wartości wahającej się od jednej dziesiątej do jednej osiemnastej grosza, najtańszy koń w omawianym czasie kosztował około 24 groszy), od wozu parokonnego – 5 denarów, od krowy lub wołu na sprzedaż wiedzionego – 1 denara), dopóty aż całkowicie odzyskają swoje wydatki. O tym dowiadujemy się z przywileju Zygmunta I Starego z dnia 6 sierpnia, oprócz tego, żeby większa korzyść z mostu była zakazano budowę innych mostów od Bystrzycy aż po Kiernów, a także małych jazów [jaz – budowla hydrotechniczna w poprzek rzeki w celu piętrzenia wody i utrzymania stałego poziomu wody w rzece – przyp. Autorki] od Niemenczyna po Kiernów, również promów od Werek Biskupich po Ponary Kapitulne.
Czy miałby szansę przetrwania most Hozjuszowski do naszych dni, gdyby nie wypadki dziejowe, tak jak nadal stoi najstarszy most kamienny (pięć razy dłuższy od Zielonego) zbudowany na Wełtawie w Pradze w roku 1357. Lecz się nie mówi: co by było, gdyby było.
Most Hozjuszowski został zniszczony w czasie najazdu moskiewskiego 1655 r. i tylko w 1674 roku zbudowano drewniany most według projektu architekta Giovanniego Frediani. Pomalowano go na zielono w 1766 r. i odtąd nosi taką nazwę, nie zawsze oficjalną, lecz funkcjonującą w świadomości wilnian. Na jego miejscu w czasach carskich stanął most żelazny w 1894 roku (zniszczony w 1944 r.). Obecny, zbudowany po wojnie, zmienił również swe oblicze.
Marzyć każdy może
Tego akapitu radziłabym nie czytać tym, którzy nie tolerują rzeczy nienamacalnych.
Wielu już chyba się zmęczyło wałkowaniem tematu rzeźb usuniętych z Zielonego Mostu. Nad wznoszeniem kolejnych pomników warto się zastanowić. Mamy ich przecież pod dostatkiem. Może czasem należy się zastanowić, czy w pewnych przypadkach nie grzeszymy przeciwko Pierwszemu Przykazaniu. Lepiej jest gdyby ludzie się pytali: dlaczego nie ma pomnika Pana X, niż dlaczego taki pomnik tu stoi. Dobrze by było brać pod tym względem przykład od Szwajcarów.
Wracając do marzeń... Gdyby obecny most tak zrekonstruować, by był nie tylko piękny, ale i użyteczny, niosący wzniosłą myśl i maksymalnie służył ludziom. Most – Pons po łacinie – oznacza łączenie, stąd Pontificus (papież). Można by dobudować mu skrzydła, przestrzeń dla pieszych, by unosił społeczeństwo w przenośni i dosłownie nad podziałami, potrafił połączyć mimo różnic dla wielkiego celu, obudzić twórczy geniusz ludzki, by był pomostem – dniem dzisiejszym – łączącym przeszłość z przyszłością, nawiązywał do łączności miasta stołecznego i kraju ze Starym Kontynentem. Wymownym akcentem jest stojący na prawym brzegu rzeki uroczy „zameczek”, mimo że nie zachował się w całości, pałac doktora Hilarego Raduszkiewicza, zbudowany co prawda niemalże na przełomie XIX i XX w., ale neogotyckie jego oblicze przypomina o świetnym wileńskim gotyku, zaś symbolem nowoczesności działający w nim telefon i do Pana Doktora można było zadzwonić.
Snując dalej marzenia…
można by na moście stworzyć historyczno-artystyczno-użyteczną przestrzeń dla pieszych, (ruch kołowy – pod ziemię, oczywiście z uwzględnieniem wszystkich rodzaju przepisów miejskich, krajowych, uwzględniając reglamentacje UNESCO względem postępowania wobec obiektów najwyższej klasy objętych opieką tej instytucji) lub nad nim zbudowany piękny łuk może szklany, jak np. w Gruzji, czy może odbudować mosty poprzednie – dwa po jednej, dwa po drugiej stronie... można mnożyć pomysły, weryfikując z marzeniami młodzieży zawsze przewspaniałej, potrafiącej wzlatywać Ponad poziomy. Nie chodzi o fajerwerki, choć i one czasem spełniają pewną misję, lecz o dzieła niezniszczalne. Oby tylko to nie była Wieża Babel... Powiedzą Państwo, skąd na to pieniądze...
Orbis Urbi Vilnensis
Wilno jest miastem bardzo kochanym na całym świecie. Gdyby w roku jubileuszowym pod auspicjami UNESCO powstała fundacja – Świat Miastu Wilnu – z okazji wielkiego jubileuszu lub dziesiątki podobnych inicjatyw, z pewnością udałoby się zgromadzić potężne środki, które pozwoliłyby zaangażować najwybitniejsze talenty do realizacji wielkich rzeczy.
Zjednoczenie się ludzi w imię dobrego celu może tworzyć cuda. Konkretny przykład z XIX w. – okazały neogotycki kościół pod wezwaniem św. Anny w Duksztach, na onczas Pijarskich, bardzo małej miejscowości, został wymurowany w roku 1856 tylko dzięki ofiarom od dobrych serc płynącym.
Helena Szymanel
"Tygodnik Wileńszczyzny"