Jak twierdzą zszokowani postępowaniem sąsiadki mieszkańcy domów wielomieszkaniowych, część drogi, która przebiegała obok domu Jankunienė, została przegrodzona bramą, a żeby nawierzchnia nie przypominała, że takowa tu była, „sprytna" pani wynajęła tzw. bomżów, którzy przykryli ją darnią.
Sąsiadka Dżulieta Sinkiewicz nie kryje oburzenia z powodu takiego postępowania Jankunienė.
– Dotychczas droga ta nikomu nie przeszkadzała. Korzystaliśmy z niej, gdyż jest to najkrótsza trasa prowadząca, do zbudowanego nad torami kolejowymi przejścia pieszego na stację kolejową. Po przegrodzeniu drogi kilkadziesiąt ludzi jest zmuszonych chodzić okrężną drogą, a to dodatkowe dwa kilometry. Latem to jeszcze nic, a jesienią i zimą? – z goryczą w głosie tłumaczyła kobieta. Dodała, że niezrozumiałe jest twierdzenie Jankunienė, że tu żadnej drogi nigdy nie było i rzekomo, nie jest ona nikomu potrzebna, bo prowadzi donikąd.
– Widocznie zachorowała ona na zanik pamięci, bo przecież do niedawna korzystała z niej sama, a i jej córka chodziła tą drogą do szkoły. Czyżby rzeczywiście dopadła ją amnezja? – wtrąca jej sąsiadka Gerda Šimkienė. Pani Gerda, jak powiedziała, mieszka tu od 1979 roku i zawsze tu droga była. I nie zwykła droga, a wręcz aleja, bo niegdyś z obu jej stron rosły lipy, a robotnicy stawiający na zlecenie Jankunienė bramę powiedzieli, że pod warstwą żwiru znaleźli bruk, co potwierdza, że droga tu istniała od dawna.
– A teraz pani Jankunienė, do której zawsze odnosiliśmy się z szacunkiem, bezczelnie twierdzi, że to żadna droga, tylko wjazd na jej podwórko – nie kryjąc zdenerwowania mówi Šimkienė.
Sama wytyczyła drogę
Drogę tą dobrze pamięta Czesław Olszewski, wicemer samorządu rejonu wileńskiego, który jeszcze w dzieciństwie chodził nią ze wsi Pietruliszki do Kowalczuk. Potwierdza to również Krystyna Gierasimowicz, starosta gminy kowalczuckiej, która autorytatywnie stwierdziła, że odkąd piastuje to stanowisko (15 lat), droga tu była.
Jak twierdzą mieszkańcy, na te wszystkie dowody i zarzuty, że nie uznaje ona oczywistych i niezaprzeczalnych faktów, pani Jankunienė pozostaje głucha i z uporem maniaka, bez mrugnięcia okiem twierdzi swoje i nie zamierza ustępować.
„Opiekuńczo" doradzała niezadowolonym, aby pisali skargi nie na nią, ale na samorząd, by ten zaprojektował drogę objazdową. Zresztą, dlaczego samorząd? Przedsiębiorcza kobieta sama wytyczyła nową drogę przez ogród... sąsiadki Ireny Łuczyńskiej.
– Nie pytała w ogóle o zgodę. Przyszła do mnie i kategorycznym tonem zażądała, abym wykopała rosnący obok ścieżki krzak porzeczek, bo tędy będzie wytyczona droga. Nie dała mi czasu do namysłu, bo technika już stała w pogotowiu – opowiadała Łuczyńska.
Rozbrajająca naiwność
Rezolutna pani zwróciła się też do sądu z pozwem, aby anulować decyzję Rady samorządu rejonu wileńskiego z lutego 2011 roku, w której właśnie mówiło się o przedłużeniu trasy ulicy Žvejų. Jednak szkopuł polegał na tym, że wspomnianą decyzję można było zaskarżyć po upływie miesiąca, a Jankuniene to zrobiła po dwóch latach. Tłumaczyła się dość wykrętnie, że o decyzji Rady nie została poinformowana osobiście i dlatego nie odreagowała. I chociaż decyzja Rady została opublikowana w „Tygodniku Wileńszczyzny" i na stronie internetowej samorządu, to jednak wnioskodawczyni z rozbrajającą naiwnością przekonywała, że nie zrozumiała, iż chodzi konkretnie o ulicę Žvejų.
Dziwne, ale kolegium sędziowskie Wileńskiego Okręgowego Sądu Administracyjnego uznało jej dowody za wystarczające, bo „w gazecie nie był zamieszczony schemat graficzny trasy...".
Sławomir Moroz, prawnik samorządu rejonu wileńskiego, zauważył, że obowiązujące ustawy nie potrzebują zamieszczenia schematów graficznych, jak też nie nakładają obowiązku uprzedniego osobistego informowania obywateli, których te decyzje w ten czy inny sposób dotyczą.
Ani uwzględnione, ani skomentowane
Zresztą, kolegium sędziowskie było chyba pod urokiem pani Jankunienė i jej adwokata Gediminasa Bulotasa (wg rankingu najlepszych biur adwokackich, sporządzonego po raz pierwszy przez tygodnik „Veidas", jego biuro w kategorii spraw cywilnych uplasowało się na drugim miejscu), bo wszystkie dowody o istnieniu drogi na ul. Žvejų: zeznania świadków, wyciągi z map, zdjęcia z archiwum mieszkańców, jak też wyciąg z Google, plan ogólny rejonu wileńskiego, plan topograficzny wsi Kowalczuki (z roku 1983), plany działek wykupionych przez Jankunienė (sporządzonych i zatwierdzonych przez wydział regulacji rolnych rejonu wileńskiego), na których droga jest zaznaczona jak byk, jak też lista inwentaryzacyjna dróg lokalnych rejonu wileńskiego, sporządzona przez Instytut Badań Transportu i Dróg przy Ministerstwie Łączności Litwy, gdzie jest wymieniona sporna droga, nie były uwzględnione, ani, jak poinformował Moroz, skomentowane.
Apelacja samorządu
– Nie rozumiem, dlaczego moc dowodowa naszych dokumentów okazała się nijaka, natomiast słowne zapewnienia pani Jankuniene przeważyły szalę Temidy na jej korzyść, bo najważniejsze, że ona jest właścicielką i rzekomo naruszane są jej konstytucyjne prawa. To, że naruszane są prawa obywateli i negowane są oczywiste fakty, sąd dlaczegoś nie wziął pod uwagę, dlatego samorząd postanowił stanąć w obronie swych mieszkańców i zaskarżył to orzeczenie i złożył apelację w Naczelnym Sądzie Administracyjnym – poinformował Moroz.
Zygmunt Żdanowicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"
PS "Tygodnik Wileńszczyzny" będzie trzymał rękę na pulsie w tej kontrowersyjnej sprawie i o jej, miejmy nadzieję, sprawiedliwym zakończeniu poinformuje.