19 lutego Aleksander Stankiewicz obchodził 75. urodziny. W przededniu jubileuszu podkreślał, że najważniejsze jest wyraźnie zdeklarowana przynależność narodowa i bycie uczciwym człowiekiem. Tej linii stara się trzymać przez całe życie.
Wielebniszki – zagłębie nauczycieli
Aleksander Stankiewicz urodził się we wsi Wielebniszki, znajdującej się w gminie i parafii duksztańskiej. Rodzice Maria i Antoni Stankiewiczowie zasadniczo zajmowali się uprawą roli, ojciec pracował również jako sekretarz w miejscowym sołectwie, a mama większość czasu poświęcała domowi i wychowaniu dzieci. Jak podkreśla pan Aleksander, rodzice rozumieli wartość wykształcenia, dlatego postarali się, aby ich latorośle koniecznie zdobyły go. Najpierw na studia wyższe w ówczesnym Wileńskim Instytucie Pedagogicznym wstąpił najstarszy z dzieci, Aleksander, a w ślad za nim poszły dwie siostry Jadwiga i Wanda. Tylko najmłodszy brat Michał odszedł od rodzinnej tradycji i ukończył studia ekonomiczne.
Rodzeństwo Stankiewiczów ma ze sobą dobry kontakt, często się spotyka w rodzicielskim domu, w którym obecnie mieszka Jadwiga z mężem.
Zapytany, dlaczego wybrał zawód nauczyciela, pan Aleksander z dumą podkreśla, że widocznie duży wpływ na to miał przykład sąsiadów. Wielebniszki bowiem były prawdziwym zagłębiem nauczycieli.
– Nauczycielką została moja sąsiadka Maria Butrymowicz, stamtąd też pochodzi znany na Wileńszczyźnie nauczyciel Ludwik Młyński oraz Józef Liminowicz, który był dyrektorem szkoły w Mejszagole – opowiada.
Zawodowy szlak
Pan Aleksander ukończył studia w roku 1970 i jako młody specjalista został skierowany do pracy w Muśnikach, w rejonie szyrwinckim.
– Otrzymując przydział byłem przekonany, że trafiam do polskiej szkoły, okazało się jednak, iż zostałem skierowany do litewskiej podstawówki. Co robić? – zastanawiałem się wtedy. Uspokojono mnie i wmówiono, że dam radę. I rzeczywiście poradziłem sobie, lecz po roku zostałem powołany do wojska. Po odbyciu rocznej służby wojskowej w Mińsku powróciłem w ojczyste strony. Chciałem pracować jak najbliżej swoich znajomych. Pewnego razu spotkałem w autobusie Ludwika Młyńskiego, który zachęcił mnie, abym podjął się pracy w szkole w Duksztach. Chętnie na to przystałem i w duksztańskiej placówce oświatowej przepracowałem 13 lat, aż do 1985 roku – sięga do przeszłości Jubilat. Kolejną zawodową przystanią była szkoła podstawowa w Ojranach, w której pan Stankiewicz pracował przez całe ćwierćwiecze. Był tutaj i nauczycielem, i wicedyrektorem, przez pewien okres pełnił również funkcje dyrektora placówki. W 2009 roku przeszedł na emeryturę, jednak z pracy w szkole nie zrezygnował. Po reorganizacji w 2010 roku szkoły w Ojranach Aleksander Stankiewicz przez kolejne 3 lata kontynuował pracę nauczyciela fizyki w szkole w Korwiu. Od 2013 roku już nie pracuje zawodowo.
Zaufanie społeczne
Od 2003 roku aż do roku 2019 przez kolejne cztery kadencje Aleksander Stankiewicz był radnym samorządu rejonu wileńskiego z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin. Jak powiada w rozmowie z gazetą, wieloletnie doświadczenie nauczyciela pomagało mu udzielać ludziom właściwych porad w sprawie zwrotu ziemi czy rozwiązywaniu innych problemów, zwłaszcza nurtujących emerytów. Od początku założenia pan Aleksander jest prezesem koła Wileńskiego Oddziału Rejonowego ZPL w Ojranach, należy do Rady Naczelnej AWPL-ZChR. Jego udział w polskich organizacjach nie jest sprawą przypadku, tylko wewnętrzną potrzebą serca.
– Ciągnie mnie do wszystkiego, co polskie. Byłem razem z rodakami, gdy powstawało Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie, a gdy założono Związek Polaków na Litwie, natychmiast wstąpiłem w jego szeregi – mówi Aleksander Stankiewicz. – Wychowany jestem patriotycznie. W naszym ojczystym domu zachował się jeszcze przedwojenny podręcznik rodziców „W służbie Ojczyzny”, z którego będąc małym chłopcem nauczyłem się słów „Mazurka Dąbrowskiego”, „Warszawianki”, innych ważnych dla każdego Polaka treści. „Dalej, bracia do bułata,/ Wszak nam dzisiaj tylko żyć!/ Pokażemy, że Sarmata/ Umie jeszcze wolnym być… – cytuje pieśń powstańców listopadowych pan Stankiewicz.
Aleksander Stankiewicz bierze udział we wszystkich zjazdach i konferencjach największych polskich organizacji na Litwie. Cieszy się z osiągnięć Polaków nad Wilią, a jak powiada, wielka w tym zasługa prezesa tych organizacji Waldemara Tomaszewskiego, którego darzy ogromnym szacunkiem.
– Nie wszystko udaje się nam załatwić i przykro, że problemy ciągle istnieją. Niektóre punkty Traktatu Polsko-Litewskiego nie są przestrzegane, nazwiska nadal są zniekształcane, zwrot ziemi Polakom na Wileńszczyźnie przez cały czas jest utrudniany. Brakuje dobrej woli ze strony centralnych władz, a i Macierz chyba bardziej powinna byłaby się za nami wstawiać. Nieraz odnosi się wrażenie, że jesteśmy porzuceni sami sobie – utyskuje pan Stankiewicz.
Promyki radości
W 2017 roku odeszła do wieczności żona pana Aleksandra, Anna. Zapoznali się w teatrze, pobrali się i przez ponad 40 lat stanowili zgodne nauczycielskie małżeństwo. Aleksander dojeżdżał z wileńskich Śnipiszek do pracy w rejonie wileńskim, Anna pracowała jako nauczycielka klas początkowych w Gimnazjum im. Władysława Syrokomli. Obecnie razem z ojcem mieszka syn Dariusz. Córka Iwona z mężem Robertem i dwojgiem dzieci Izabelą i Tomaszem mieszkają w Londynie. Każdego roku na przełomie sierpnia i września rodzina córki przyjeżdża w odwiedziny, wnosząc tym samym dużo pociechy i radości w spokojne życie ojca i dziadka. Pan Aleksander chciałby częściej widywać swe wnuki, ale samodzielnie do Londynu jeszcze się nigdy nie wybrał.
– Nie odważę się… – uśmiecha się.
Entuzjasta sportu
Przez całe życie Aleksander Stankiewicz pozostaje wierny swym zainteresowaniom: grze w szachy, sportowi, dobrej lekturze.
– Swego czasu uczestniczyłem w rozmaitych konkursach rozwiązywania zadań, wiele razy wygrywałem konkursy szachowe, w tym również inicjowane przez dziennik „Czerwony Sztandar”, dziś „Kurier Wileński”, gdzie dział szachowy prowadził Vladas Mikėnas. Jako że rozwiązywałem te zadania, zaciekawił się mną Czesław Krulisch, znany warszawski szachista, notabene wilnianin. Zaproponował on zorganizowanie korespondencyjnego turnieju szachowego między zaprzyjaźnionymi miastami: Kijowem, Wilnem i Warszawą, a ja miałem być kapitanem drużyny wileńskiej. Konkurs korespondencyjny trwał kilka dobrych lat. Indywidualnie wygrałem go ja, a drużynowo zwyciężczynią została drużyna Wilna – z wyraźnym ożywieniem wspomina Aleksander Stankiewicz. Duch hazardu sportowego nadal nie opuszcza Jubilata i jak tylko pojawia się okazja, chętnie podejmuje wyzwanie udziału w kolejnym konkursie, zwłaszcza jeśli dotyczy on sportu. Ostatnio wziął udział w konkursie poświęconym Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu i został jednym z jego laureatów. Pan Stankiewicz chętnie rozwiązuje krzyżówki, dużo czyta i ogląda w telewizji zawody sportowe, namiętnie kibicując polskim sportowcom. Gdy wygrywają, wskakuje z fotela i wyprostowany jak struna stoi na baczność, z dumą słuchając hymnu Polski. Dużo nadziei pan Aleksander wiązał z zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie. Niestety, „Mazurek Dąbrowskiego”, jak dotychczas nie zabrzmiał...
Irena Mikulewicz
Rota
Fot. archiwum
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.