W odróżnieniu od końca lat 80., kiedy koła ZPL powstawały w największych wileńskich zakładach, zjednoczeniach produkcyjnych, gdzie Polacy stanowili większość kadry robotniczej, na początku nowego, XXI wieku sytuacja się zmieniła. Z mapy Wilna zniknęły kolosy produkcyjne, ludzie utracili stare miejsca pracy, podejmowali się własnych inicjatyw, pracowali w mniejszych zespołach, jednak rodacy nadal chcieli być razem. Nowe koła Związku powstawały w poszczególnych dzielnicach, blokach, łączyły ludzi według zainteresowań. Właśnie na takiej zasadzie ukształtowało się koło „Przyjaźń”. W większości połączyło rodaków z Antokola, Dworczan, Cegielni, Żyrmun. Ktoś zaprosił swoich były współpracowników, jak to jest w przypadku pani Ewy Łukaszewicz i pana Andrzeja Sosno. Skrzykiwano członków rodziny (bliższej i dalszej): właśnie rodzina Sosnów licznie jest reprezentowana w tym kole: Monika i Ignacy Sosno, a także nieodżałowany Tadeusz Sosno, którego przed pół rokiem koledzy pożegnali na zawsze – człowieka, który zawsze był gotów do działania, niesienia pomocy, promieniował radością, gdy mógł coś zrobić dla polskiej sprawy: czy to na wyborach, czy w opiece nad miejscami pamięci narodowej. Wieloletnimi członkami koła są Czesław Martynko, Wanda Gołubowicz, Weronika i Franciszek Olukowiczowie – to dzięki nim w ciągu wielu lat koło opiekowało się tzw. grobami profesorów Uniwersytetu Wileńskiego na Rossie. Prezes wie, że na nich, jak też na Ewie Łukaszewicz, Andżeli Makevičienė, Zofii i Aleksandrze Juchniewiczach, Łucji Jałowicz może polegać. Zawsze też może liczyć na państwa Ostrouchów – Danutę i Ireneusza. Są oni aktywnymi uczestnikami wszystkich polskich inicjatyw i imprez. Zaś państwo Ostrouchowie na dodatek są niezastąpieni w organizowaniu świąt – potrafią zadbać o nagłośnienie i muzykę, a pani Danuta pięknie śpiewa.
Jedną z „weteranek” koła „Przyjaźń” jest pani Stefania Tylingo, która potrafiła też zachęcić innych do członkostwa w ZPL: pracując jako listonosz poznawała ludzi i „reklamowała” swoje koło.
Nie może nie cieszyć to, że starsi związkowcy przyprowadzili do koła kolejne pokolenia. Wnuk pani Stefanii, Władek Aszkiełowicz – absolwent Wileńskiej Filii Uniwersytetu w Białymstoku wstąpił do ZPL wraz z żoną Karoliną. Pani Ewa również przyprowadziła do koła wnuczkę Patrycję. Pracując w litewskim, rosyjskim środowisku ludzie właśnie tu znajdują obcowanie w ojczystym języku, mogą kultywować im bliskie wartości, tradycje. Wspólnie zapoznają się z historią rodzinnego miasta, aktywnie włączają się w nurt życia zorganizowanej społeczności polskiej.
W kole „Przyjaźń”, które skupia 54 osoby możemy spotkać ludzi w różnym wieku, różnych zawodów, pragnących trochę więcej od życia niż daje codzienność. O tym mówili pytani o to, dlaczego są w tym kole Danuta i Wasilij Sołowjowowie, Helena Denisenko, Leonarda Rybakowa, Regina Stakauskienė, Wiesława Baczul. Wśród rodaków odnajdują na nowo tę więź z polskością (w szerokim znaczeniu tego słowa), która dla wielu z nich urwała się wraz z ukończeniem polskiej szkoły, opuszczeniem rodzicielskiego domu, odejściem krewnych… Członków koła spotkamy zarówno na przedstawieniach polskich teatrów, jak i na koncertach, aktywnie uczestniczą w tradycyjnych paradach polskości, wyruszają do Zułowa, przychodzą na pikiety i wiece, wesoło się bawią podczas organizowanych świąt i chętnie wybierają się na wycieczki, by wspólnie pożytecznie spędzić wolny czas. Wszędzie czują się komfortowo i pewnie będąc w swoim gronie, ale też nawiązują przyjaźnie z innymi kołami, m.in. kołem „Karolina”, Stowarzyszeniem Polskich Inżynierów i Techników.
Planując obchody jubileuszu koła, prezes Franciszka Brzozowska szukała najbardziej odpowiadającego wszystkim formatu świętowania 20-lecia i po naradzeniu się z kolegami uznała, że będzie to krajoznawcza wycieczka. Miała ona być swoistą odpowiedzią na słowa Władysława Syrokomli (którego muzeum w Borejkowszczyźnie mieli odwiedzić), mówiące o konieczności poznawania ojczystych stron: „Wolno nie być głębokim badaczem, ale pod karą haniebnego wstydu nie godzi się nie znać zupełnie ziemi, na której mieszkamy albo – co gorsza – znać lepiej kraje obce niż własny”.
Zrodzony plan należało jeszcze zrealizować. Z pomocą jubilatom przyszedł prezes ZPL Waldemar Tomaszewski (pokrył koszty transportu), a przewodnikiem po wyznaczonej trasie zgodziła się być Barbara Aganauskienė, której elokwencja i zasób wiedzy sprawiły, że każdy z uczestników tej wyprawy może śmiało powiedzieć, że odwiedzone miejsca nie są mu już nieznane.
W podróż wyruszyliśmy z Antokola: przy kościele śś. Piotra i Pawła życzył członkom koła „Przyjaźń” udanej wycieczki i dobrych wrażeń prezes Wileńskiego Oddziału Miejskiego ZPL Marek Kubiak, który zadbał też o prowiant – kibiny na drogę. Z modlitwą wyruszyliśmy w stronę Niemieża. Niemież jest znany z tego, że jest to miejsce osiedlenia (obecnie jedno z czterech na Litwie) Tatarów. Obecnie, jak poinformował nas przewodniczący wspólnoty tatarskiej w Niemieżu Artur Muchla, na Litwie mieszka, zgodnie ze statystyką, nieco ponad 2,5 tys. jego rodaków. Pan Artur zrobił nam krótką wycieczkę po miejscowym tatarskim cmentarzu, który rozlokowany jest przy meczecie i mieszczącym się tuż obok ośrodku kultury tatarskiej. Opowiedział o tradycjach, zwyczajach, kuchni tatarskiej. Na przykładzie własnych relacji z babcią udowodnił, jak ważne jest przekazywanie tradycji z pokolenia na pokolenie. Wielu interesujących szczegółów o życiu Tatarów dowiedzieliśmy podczas tego krótkiego, ale jakże treściwego spotkania, m.in. o tym, że problemem miejscowych Tatarów jest brak znawców ojczystego języka. Jak zaznaczył prezes, jego rodacy utracili go przed paroma wiekami. Dziś wspólnotę łączy wiara i jej pilnie strzegą.
Z gościnnego tatarskiego Niemieża udaliśmy się do Borejkowszczyzny, gdzie się znajduje Muzeum Władysława Syrokomli. Przywitał tu nas dr Józef Szostakowski w roli i stroju gospodarza z okresu zamieszkania tu poety. Bardzo barwnie, z wielką sympatią do osoby „wioskowego lirnika”, jak nazywał siebie poeta, mówił o Władysławie Syrokomli, jego krótkim, ale jakże szczelnie wypełnionym twórczością życiu, latach spędzonych w Borejkowszczyźnie. Cieszy to, że dworek, pamiątki z okresu życia poety, pomimo dość burzliwych dziejów historii, się zachowały, dom został doskonale wyremontowany, odpowiednio urządzony i jako muzeum prowadzi aktywną działalność. Wzmocnieni duchem poezji, szczególną aurą tego miejsca udaliśmy się w dalszą drogę, która prowadziła nas do Miednik.
Niestety, ale tylko przez kraty w drzwiach udało się nam zajrzeć do wnętrza miejscowego kościółka, więc od razu udaliśmy się na teren zamku miednickiego. Odbudowany częściowo daje możność z grubsza zapoznać się z tego typu budowlami. Dla nas, Polaków z Wileńszczyzny, zamek w Miednikach to nie tylko świadectwo waleczności książąt i wspomnienia o Kazimierzu Jagiellończyku – św. Kazimierzu, ale też część tragicznych wydarzeń z lata 1944 roku, kiedy tu, w Miednikach Królewskich, byli więzieni żołnierze Armii Krajowej, podstępnie aresztowani przez Sowietów po operacji „Ostra Brama”. Tu byli przetrzymywani w urągających godności żołnierzy warunkach, a następnie wywożeni do obozów w ZSRR. Uczciliśmy ich pamięć modlitwą i zapaleniem zniczy. Po czym zwiedziliśmy muzeum posiadające dość ciekawe zbiory, m.in. srebra i trofea myśliwskie. Podziwialiśmy też piękny widok okolic Miednik z tarasu widokowego na szczycie odbudowanej baszty.
Z Miednik Królewskich droga prowadziła nas przez Turgiele do Republiki Pawłowskiej. Jej wzniosłe ruiny i dziś robią wrażenie na zwiedzających, niosąc przekaz o chlubnych dziejach Republiki Pawłowskiej i jej założycielu ks. Pawle Ksawerym Brzostowskim. Nasza przewodnik opowiedziała nam o dziejach Rzeczypospolitej Pawłowskiej. Staraniem samorządu rejonu solecznickiego teren i pozostałości murów zostały uporządkowane, umieszczono tablice informacyjne, pamiątkowy głaz opowiada (też po polsku) o historii tego miejsca. Warto odnotować, że w Turgielach jest polskie Gimnazjum im. ks. Pawła Ksawerego Brzostowskiego, gdzie działa warte uwagi muzeum.
Ostatnim punktem poznawania tej częśći Wileńszczyny były Jaszuny, a dokładniej – pałac Balińskich. Doskonale odbudowany od pięciu lat cieszy miejscowych mieszkańców, jak też licznie przybywających zwiedzających. Pałac ten związany jest z wybitnymi osobami, naukowcami, profesorami Uniwersytetu Wileńskiego: Janem i Jędrzejem Śniadeckimi, Michałem Balińskim i jego rodziną, osobą pięknej Ludwiki Śniadeckiej – wielkiej miłości poety Juliusza Słowackiego (który tu często bywał) oraz wielu innymi słynnymi postaciami, które odwiedzały właścicieli pałacu. Dziś pałac w Jaszunach przyciąga nie tylko miłośników historii, ale też muzyki. Już od kilku lat odbywają się tu letnie koncertu muzyki poważnej, na które przybywa publiczność bardzo licznie. Pałac Balińskich pięknie służy kulturze i ludziom. Niestety, nie potomkom jego właścicieli, których zmiany dziejowe zmusiły do opuszczenia rodzinnego gniazda. Po zwiedzeniu pałacu udaliśmy się na tzw. cmentarz naukowców, gdzie zapaliliśmy znicze na grobach byłych właścicieli pałacu, oddając cześć ich pamięci modlitwą.
Wieczorna biesiada wieńczyła jubileuszowe spotkanie koła „Przyjaźń”. Dziękując prezesce, fundatorowi transportu i przewodnikowi gromkimi oklaskami, pełni wrażeń i pozytywnych emocji, dumy z chlubnej spuścizny polskiej na tych ziemiach, wracaliśmy do swoich domów. Z pewnością niejeden z uczestników wycieczki wybierze się do poszczególnych jej miejsc z rodziną czy też przyjaciółmi. Sztafeta poznawania ojczystych stron ma szansę być kontynuowana.
Janina Lisiewicz
Nasza Gazeta nr 17 (1443)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.