Sygnał o palącym się mieszkaniu w czteropiętrowym bloku mieszkalnym niemiescy strażacy otrzymali 24 maja gdzieś około godziny 16.00. Wydostający się z mieszkania dym zauważył sąsiad, który przeczuwając nieszczęście od razu zatelefonował do Centrum Powiadomienia Ratunkowego. Po siedmiu minutach strażacy byli już na miejscu. Natychmiast przystąpili do akcji. Po chwili na pomoc przybyli również koledzy z 2. drużyny wileńskiej. Jak powiedział Grzegorz Pietkiewicz, dowódca stołecznych strażaków, koledzy z Niemieża zrobili wszystko, co było w ich mocy: rozwinęli węże gaśnicze, wyłamali drzwi.
– Nie mają takiego sprzętu jak my i nie mogli wejść do środka mieszkania, z którego unosiły się kłęby dymu. Posiadamy aparaty powietrzne, więc od razu spenetrowaliśmy mieszkanie i znaleźliśmy leżącego na podłodze, obok rozkładanego fotela, mężczyznę. Wynieśliśmy go na podwórko, okazaliśmy pierwszą pomoc i przekazaliśmy medykom – relacjonował Pietkiewicz.
Dodał, że dzięki profesjonalnym działaniom niemieskich strażaków udało się uratować człowieka.
– Zdarza się nam dość często uczestniczyć wspólnie w akcjach gaszenia pożarów zarówno w rejonie wileńskim, jak i na przedmieściach Wilna. Zazwyczaj przybywają jako pierwsi i wykonują podstawowe przygotowania do gaszenia zarzewia ognia – komplementował kolegów po fachu strażak ze stolicy. – Chciałbym serdecznie podziękować Gintarasowi Burdaitisowi (to on wyłamał drzwi) Igorowi Chmyłko i Aleksandrowi Czasnowiczowi za profesjonalizm. Na razie nie wiadomo jakie były przyczyny wybuchu pożaru, ale eksperci nad tym pracują – podsumował Pietkiewicz.
Jak poinformowali strażacy z Niemieża, mężczyzna (1953 r. ur.) mieszkał sam. Zwrócili uwagę, że w mieszkaniu nie było czujnika dymu, a przecież gdyby był można byłoby pożar zauważyć wcześniej.
Strażacy od lat niezmiennie cieszą się największym zaufaniem społecznym i twardo dzierżą prym. Jednak, jak twierdzą liderzy rankingu zaufania społecznego, służba od lat jest niedofinansowana. Wykorzystuje się przestarzały sprzęt, a piętą achillesową, jak powiedział Kęstutis Velikianecas, dyrektor Służby Przeciwpożarowej Samorządu Rejonu Wileńskiego, są przestarzałe, odmierzające trzeci, czwarty, a nawet piąty dziesiątek lat samochody.
Podczas rozmowy ze strażakami z niemieskiej drużyny właśnie problem zabezpieczenia materialno-technicznego był akcentowany najbardziej. Co prawda, zarówno strażacy, jak i dyrektor podkreślali, że władze samorządu rejonu wileńskiego „nie tylko udzielają uwagi służbie, ale i wspierają ją konkretnymi czynami”.
– Dzięki wsparciu samorządu mamy nowe umundurowanie, aparaty powietrzne, które już wkrótce zostaną wykorzystane w akcji, zakupiliśmy też profesjonalne piły tarczowe do stali i betonu, opryskiwacze i pompy – wyliczał dyrektor. Zauważył, że samorząd rejonu wileńskiego jest bodajże jedynym na Litwie, który tyle środków przeznacza na bezpieczeństwo przeciwpożarowe.
Uczestniczący w rozmowie Wiktor Romanowski (kierownik niemieskiej drużyny), Władimir Murnikow, Gintaras Burdaitis, Aleksander Czasnowicz, Paweł Pietrulewicz i Igor Chmyłko naocznie zademonstrowali zalety nowego sprzętu. Pokazali w praktyce jak działa np. opryskiwacz czy niezwykle wydajna i praktyczna pływająca pompa „Niagara”.
– Przedtem przy gaszeniu trawy wykorzystywaliśmy tzw. tłumice, czyli osadzony na kiju kawał gumy, przypominający dużą łopatę, którą przygniataliśmy palącą się trawę. Robiliśmy je sami. (Zresztą 80-90 proc. prac związanych z utrzymaniem sprzętu w pełnej gotowości strażacy wykonują własnym sumptem). W ciągu godziny takim sposobem mogliśmy zagasić 10 m2 powierzchni, wykorzystując zaś opryskiwacze – 100 m2 – opowiadali rozmówcy. Prawdziwą ich dumą jest jednak pływająca pompa, dzięki której można w ciągu 8-10 min z dowolnego zbiornika wypełnić wodą beczkę o pojemności 3 m3. Ponadto, gdy nie ma podjazdu do zbiornika, „Niagara” potrafi przepompować wodę na odległość od 20 do 40 m.
Na pytanie, jakie pożary są najtrudniejsze do gaszenia, strażacy bez namysłu odpowiadają, że najtrudniej jest zagasić płonące torfowiska.
– Płonącą powierzchnię na torfowisku trzeba nasączyć wodą bardzo głęboko i na metr kwadratowy wylewamy 3 m3 wody, aż powstanie błoto, w przeciwnym wypadku torfowisko nadal będzie się tliło i ogień rozgorzeje na nowo – ze znawstwem mówili podopieczni św. Floriana. Natomiast największe zagrożenie dla życia i zdrowia stwarzają obiekty, w których są butle z gazem, a szczególnie niebezpiecznie wybuchają puste butle. – Butle, zarówno pełne, jak i puste muszą być poza pomieszczeniem – przekonywali strażacy, którzy jako najczęstsze przyczyny pożarów wymienili nieczyszczone i niesprawne kominy, stare piece i zużyte przewody elektryczne oraz konflikty bytowe.
W niemieskim punkcie strażackim rozmieściły się dwie drużyny – niemieska i rudomińska, w których służbę pełni 18 osób. „Obsługują” one terytoria 9 starostw oraz w razie konieczności obrzeża Wilna. W ogóle w rejonie wileńskim działa 9 drużyn strażackich, a nad bezpieczeństwem mieszkańców podstołecznego rejonu czuwa 81 strażaków.
29 maja bieżącego roku Departament Ochrony Przeciwpożarowej obchodził jubileusz 30-lecia działalności. W państwowej służbie ochrony przeciwpożarowej i ratownictwa zatrudnionych jest 4 tys. osób, z czego ponad 2600 strażaków, którzy w swej pracy kierują się hasłem „Bogu na chwałę, bliźniemu na ratunek”. Tylko w tym roku dzięki ich interwencjom udało się zagasić ponad 5 tys. pożarów i wykonać tyleż prac ratowniczych. Zdołano uratować życie 172 ludzi.
Zygmunt Żdanowicz
Fot. autor i Facebook
„Tygodnik Wileńszczyzny”