– Dzieci, z którymi mam do czynienia, są bardzo kochane, szczere i otwarte… W swojej pracy staram się wyjść naprzeciwko ich oczekiwaniom i zrozumieć, co jest w danej chwili potrzebne dla ich dobrego samopoczucia – opowiada Olga Czerniawska, która pracy pedagogiczno-terapeutycznej poświęciła wiele lat.
Zaczynała od przedszkola. Szybko zrozumiała, że świat dziecka jest interesujący, ale i wymagający. Nie wystarczy zapewnić maluchom dobrej opieki i bezpieczeństwa, trzeba w nie inwestować, jeśli chce się widzieć odpowiednie owoce swojej działalności. Najlepszą zaś formą w pracy nad rozwojem dzieci jest – zabawa. A pomysłów do tego pani Oldze nie brakowało nigdy. Z czasem zrobiła studia teologiczne i przez lata pracowała w katechizacji, która – jak sama twierdzi – wyzwala wielką kreatywność. Potem ukończyła studia z logopedii, w tej dziedzinie napisała doktorat. Ostatnio, natomiast, wiele osób poznało Olgę Czerniawską, jako animatorkę różnych imprez organizowanych i w gronie rodzinnym, i szkolnym, i parafialnym, i w miejscu pracy.
Człowieka nie zastąpi tablet
– Kiedy ktoś mnie pyta, skąd czerpię pomysły na zabawę, przyznaję, że nie wiem. Przychodzi mi to niejako samoistnie. Myślę, że gdy ktoś kocha swoją pracę, otrzymuje od Boga dar do dobrego jej wykonania. Podobnie z dziećmi, które przychodzą do mnie na terapię: w jakiś sposób znajduję do nich podejście, udaje mi się przełamać barierę i nawiązać kontakt. A to już połowa sukcesu – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Czerniawska i dodaje, że wszystko to przyszło jej nie za skinięciem czarodziejskiej różdżki. Studiowała na Litwie, w Polsce, we Włoszech. Dzisiaj niejednokrotnie jest zapraszana na prelekcje dla logopedów. Śmiało można ją nazwać „specjalistką od dzieci”.
Na pytanie, dlaczego coraz młodsi mają problem z mową, wyjaśnia, że – z jednej strony – jest powszechny dostęp do technologii informacyjnych, z innej – zbyt duży pośpiech rodziców, którzy w pogoni za zabezpieczeniem materialnego bytu rodziny swoim pociechom nie poświęcają wystarczająco czasu. Jak wielką szkodę wyrządzi maluchowi tablet, smartfon czy komputer, może się okazać już w wieku wczesnoszkolnym, gdy dziecko nie poradzi sobie z wykonaniem podstawowych czynności w szkole, jak pisanie i czytanie.
– Przychodzą do mnie dzieci, które nie mają rozpracowanego aparatu artykulacyjnego, mówią przez zęby, nie otwierają buzi… Kiedy zaczynam z nimi zajęcia, to rodzice widzą, że to dość mozolna, żmudna i niełatwa praca. Tłumaczę wtedy, że są to konsekwencje m.in. nieprawidłowego karmienia. Aparat mowy rozwija się już od urodzenia i jeśli dziecko nie jest karmione piersią, później nie gryzie marchewki lub ogóreczka, to nie rozpracuje narządów mowy i w przyszłości pojawią się wady. Drugi błąd, jaki popełniają rodzice to ten, że bardzo mało z dzieckiem rozmawiają, nie czytają książeczek, nie uczą wierszyków, ponieważ to wszystko wymaga czasu i poświęcenia. Współczesny rodzic to taki, który wraca z pracy zmęczony i uważa, że najlepszym wyjściem jest włączenie dla malucha kreskówek, filmów, gier. Dziecko jest zajęte, nie rozrabia, nie zrobi sobie krzywdy. Jednak konsekwencje takiego wychowania bardzo często są widoczne w opóźnionym rozwoju pociechy – wylicza pani Olga i tłumaczy, że do wszystkich technologii trzeba podchodzić z rozsądkiem. – Rodzice niechętnie korzystają z zabawek, które wydają dźwięki, naśladują zwierzęta, sygnały karetki, policji lub straży pożarnej, bo takie „eo-eo-eo” jest na przykład za głośne. Niemniej jednak wspomaga rozwój słuchu – dodaje.
Obwarzanki, sucharki i… słonina
Zwraca też uwagę, że np. w przedszkolach coraz więcej jest dzieci krztuszących się podczas posiłków, ponieważ w domu nie opanowały podstawowego nawyku przeżuwania pokarmu. Rodzicom o wiele szybciej zemleć posiłek w mikserze i nakarmić malucha papką niż przypilnować i nauczyć go gryzienia i prawidłowego żucia.
– Kiedy podczas ćwiczeń logopedycznych zawodzą tradycyjne ćwiczenia, w ostateczności zalecam, aby dzieci żuły gumę i w taki sposób rozpracowywały aparat mowy – wyjaśnia terapeutka, która niejednokrotnie organizowała szkolenia na Litwie o prawidłowym karmieniu dziecka. Twierdzi, że dzieciom trzeba dawać do gryzienia obwarzanki, sucharki, a nawet słoninę, wszak są to bardzo dobre ćwiczenia na zgryz oraz na mięśnie twarzy, warg i języka.
Niejednokrotnie uczestniczyła w warsztatach terapii ręki w Warszawie i zawsze tłumaczy rodzicom o powiązaniach rozpracowywania dłoni (tzw. motoryki małej) z mową, słuchem, percepcją.
– Kiedyś, nasze babcie i prababcie też nie miały czasu dla dzieci. Ale wtedy maluchy towarzyszyły w życiu rodzica, cokolwiek by robił. Razem były w polu, przy pracach domowych, starsze opiekowały się młodszymi, wyręczały rodziców w lżejszych pracach przy gospodarstwie. Teraz to wszystko się zmieniło, a dorośli obowiązek wychowania często przerzucają na placówkę: przedszkole, szkołę – rozważa Czerniawska i podkreśla, że jeśli rodzic jest otwarty i gotowy do współpracy, to dość łatwo można pokonać wadę mowy u dziecka.
W każdym z nas drzemie dziecko
Tak się złożyło, że już w szkole zauważono talent Olgi Czerniawskiej do organizowania różnych przedsięwzięć, imprez, wspólnych zabaw. Wszystkie szkolne uroczystości – to był jej atut. Nawet wagary, jak mówi, musiała zorganizować. Potem na studiach też wiodła prym na spotkaniach, wieczorkach tematycznych. W międzyczasie pracowała jako administratorka w przedszkolu i wyjechała na warsztaty do Włoch. Tam zapoznała się z animatorami, którzy od razu odkryli jej talent i „przepowiedzieli”, że kiedyś będzie wodzirejem.
– We Włoszech koleżanka zaprosiła na wesele. Podczas przyjęcia zauważyłam, że nie ma dzieci, gdzieś się zapodziały. Pomyślałam, że może wróciły do domu. Po jakimś czasie wracają: szczęśliwe, buzie umalowane, rozbawione. Okazało się, że specjalnie dla nich zaproszono animatorów, którzy zorganizowali zabawy – wspomina pani Olga i dodaje, że już wtedy zaczął jej świtać pomysł, aby coś podobnego zaszczepić na Litwie.
Jednym z rozpoznawalnych znaków imprez prowadzonych przez Olgę Czerniawską są niedźwiadki: dwa białe polarne i dwa szare. Podczas święta wykorzystuje zabawę bańkami mydlanymi. Jej ekipa (którą tworzy 5 osób) jest zapraszana na obiady rodzinne, organizowane z okazji chrztów, komunii, wesel, jubileuszy. Bierze udział w parafialnych odpustach, szkolnych imprezach, przedsięwzięciach noworocznych. Mówi, że gdy przedsięwzięcie jest zorganizowane, to wtedy – razem z dziećmi – wspólnie bawią się też dorośli. A maluchy wtedy są przeszczęśliwe!
– Kiedy zaczynam jakąś zabawę, to do zabawy z dziećmi zapraszam i dorosłych. Niedawno udało się nam do tańca z misiem namówić pewną babcię. Opornie najpierw szło, ale potem…, kiedy już objęła misia, to się roztańczyła na całego. Zdaje mi się, że w każdym z nas drzemie duch dziecka, który obudzony w pewnym momencie dodaje nam werwy, energii, radości i przemienia naszą szarą codzienność – tłumaczy animatorka i dodaje, że dorośli jak dzieci cieszą się z konkursów z piłką, biorą udział w organizowanych przez nią wyścigach i chętnie śpiewają karaoke.
Animatorka zauważa, że dzieci też są zadowolone, kiedy widzą, że ich rodzice angażują się do wspólnej zabawy: kiedy mama pozwala także sobie umalować twarz, kiedy zaśpiewa piosenkę czy uczestniczy w konkursie. Szczęście dziecka – jej zdaniem – to szczęśliwi rodzice obok niego.
– Kiedy śmieje się dziecko, to śmieje się cały świat. I to jest najważniejsze – z przekonaniem mówi Olga Czerniawska, która prywatnie jest mamą 12-letnigo Damira.
Teresa Worobiej
„Tygodnik Wileńszczyzny”