– Minęły trzy wieki, odkąd nasze wsie po raz pierwszy zaistniały w dokumentach, dlatego postanowiliśmy zorganizować jubileuszowe święto – mówili mieszkańcy uroczych terenów położonych nad brzegiem Wilii, niegdyś słynących z tego, że były ojczyzną ludowych rzeźbiarzy, którzy słynne wileńskie kaziuki zaopatrywali w koniki na biegunach i drewniane łyżki, widelce, łopatki.
Jubileusz 300-lecia odbył się w sobotę, 4 sierpnia, zgromadził obecnych i byłych mieszkańców, przedstawicieli starostwa Zujuny oraz samorządu rejonu wileńskiego. Inicjatywa zorganizowania święta wypłynęła od Waldemara Dudojcia, wielce zaangażowanego w życie społeczne i kulturalne okolic, chłopaka, który odnalazł archiwalne dokumenty o rodzinnych wsiach.
– Zainteresowałem się historią Szyłan i naszej parafii. Czytając różne archiwalne dokumenty i wydane na ten temat publikacje, natknąłem się na rubrykę „Sąsiednie wsie”, w której były wymienione Wierbieliszki i Prepoły oraz informacja, że pierwsze wzmianki o tych miejscowościach były przed trzystu laty. Zaproponowałem wtedy sąsiadom zorganizowanie imprezy. Idea ta spodobała się wszystkim – w rozmowie z „Tygodnikiem” opowiadał Waldemar Dudojć, który jest organistą w parafii pw. św. Jana Pawła II w Wilnie i, tymczasowo, w parafii pw. Świętej Trójcy w Suderwie. Prowadzi też młodzieżową scholę „Cantos” w Szyłanach. Rozmówca podkreślił, że do święta mieszkańcy szykowali się już od roku, a sam osobiście doczekał się wielkiego wsparcia ze strony swej babci Genowefy Wojciechowskiej, która niestety nie doczekała się tak ważnego wydarzenia, gdyż odeszła do wieczności w drugi dzień Wielkanocy.
Rzeźbiarze i palmiarki
Prepoły i Wierbieliszki wśród mieszkańców uchodzą za jedną wieś, wszak znajdują się bardzo blisko. W jednej jest siedem, w drugiej pięć domów. – Dawno temu, gdy te tereny nie były jeszcze zamieszkałe, wywożono tutaj ludzi, żeby zabłądzili w pobliskich lasach i przepadli (ros. – prapali czy lit. – prapulti). Z biegiem czasu osiedle stało się stałym miejscem zamieszkania i przyjęło nazwę – Prepoły (lit. Prapuolai). Nazwa Wierbieliszki pochodzi od wierzby (lit. verba), wszak od wieków kobiety tutaj wiły (lit. rišti) tzw. wierzby, czyli palmy. Stąd – verba i rišti – dało Wierbieliszki (lit. Virbeliškės) – tak na ludowy sposób mieszkańcy tłumaczą pochodzenie nazw wsi, które były siedzibą takich rodów jak: Sienkiewiczowie-Niedźwiedzcy, Baniukiewiczowie, Sewerynowie, Dzisiewiczowie. Dzisiaj nazwisko Sienkiewicz we wsi nosi tylko płeć piękna – Helena Sienkiewiczowa, najstarsza mieszkanka oraz Regina Sienkiewiczowa. Jedna z Sienkiewiczówien wyszła za mąż za Tylingę i teraz rej wodzą tutaj Tylingowie. Z kolei Wierbieliszki są zamieszkałe przez Wojciechowskich i Dudojciów.
Obie wsie znajdują się w niedalekim sąsiedztwie Ciechanowiszek i Krawczun, które uchodzą za ojczyznę wileńskiej palmy. Jak opowiadają mieszkańcy, kobiecym zajęciem było wicie palm, zaś męskim – rzeźba. Niestety, młode pokolenie „za chlebem” udało się do stolicy, gdzie pozakładało rodziny, a fach ludowy powoli zanikł. Mieszka tutaj, choć jest mocno schorowany, Józef Tylingo, którego drewniane sztućce słynne były na całą Wileńszczyznę.
– Od czterdziestu lat mieszkam we wsi Prepoły, dokąd przyjechałam z Białorusi z Ostrowca. Wyszłam tutaj za mąż i muszę przyznać, że polubiłam te tereny i ich mieszkańców, którzy są bardzo serdeczni, przyjaźni, otwarci i chętnie pomagają sobie nawzajem. Tutaj m.in. nauczyłam się wić palmy, zaangażowałam się w działalność miejscowego koła Związku Polaków na Litwie, śpiewam w zespole „Ciechanowiszczanka”, który założyłam. Prepoły stały się dla mnie moją drugą ojczyzną – dzieliła się swoimi spostrzeżeniami Zofia Tylingo, mama trzech strażaków – Andrzeja, Stanisława i Ryszarda. Obecnie dzieci założyły własne rodziny, mieszkają w Wilnie, ale rodziców często odwiedzają i jeden z nich rozpoczął budowę domu w sąsiedztwie.
Nagrodą – piękno przyrody
Na lokalne święto mieszkańcy Prepoł i Wierbieliszek zaprosili sąsiadów z okolicznych miejscowości. Uroczystość rozpoczęli Mszą św., którą celebrował ks. Žydrius Kuzinas, proboszcz sąsiedniej parafii pw. św. Jana Pawła II w Wilnie. Kapłan pochwalił inicjatywę mieszkańców, a także podkreślił wagę faktu, że na początku święta wszyscy spotkali się przy stole eucharystycznym.
– Wierzę, że w ciągu trzystu lat wzniosło się stąd do nieba wiele modlitw i podziękowań. Żyjący tutaj wasi przodkowie zakładali rodziny, pracowali, kołysali dzieci oraz odprowadzali w drogę do wieczności swoich bliskich. W tych miejscach doświadczono wiele nędzy, ale też i radości. Przecież nie można nie doświadczyć radości, przebywając w tak pięknych okolicach. Jesteście nagrodzeni przez Boga niesamowitym pięknem przyrody – mówił podczas homilii kapłan, cytując św. Pawła, „że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28).
Święto swoją obecnością zaszczycili m.in.: radna samorządu rejonu wileńskiego Elwira Lepiłowa, doradca mer podstołecznego samorządu Danuta Jancewicz, były radny Michał Treszczyński, poeta Józef Szostakowski. Na święto przybył, pochodzący z tej wsi Jan Sienkiewicz, pierwszy prezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie, które przerodziło się w ZPL. Po modlitwie odbył się koncert, podczas którego wystąpili soliści – Aneta Jodkaitė i Waldemar Dudojć oraz zespoły – „Ciechanowiszczanka” (kier. Edward Michalkiewicz), schola parafialna w Szyłanach „Cantos” (kier. Waldemar Dudojć), „Pojuszczije serdca” z wileńskiej dzielnicy Szeszkinie (kier. Lilia Riumina). Zabawiał natomiast wszystkich podwileńskimi pogaduszkami Wincuk z Pustaszyszek (Dominik Kuziniewicz).
Duch z Mazuryszek i konie na biegunach
– Wierbieliszki i Prepoły: dzieciństwo… Zmienia się ten świat w tak dziwny sposób. Kiedyś wydawało mi się, że te wzgórza tutaj są ogromne. Potem, w latach młodości, jednym krokiem można było je przeskoczyć, a teraz znów są takie duże i trudne do pokonania… Dziaduki Michalina i Władysław Sienkiewiczowie mieszkali na końcu wsi, niedaleko było do ich domu. Pewnego razu otrzymałem od nich całe kilo najlepszych, jak na tamte czasy, cukierków „Miszka na Siewierie”. Po drodze do domu zatrzymywałem się: usiadłem, czy to na kamieniu, czy to na miedzy i wszystkie te łakocie zjadłem – dzielił się wspomnieniami Jan Sienkiewicz, który opowiedział, że jego ród Sienkiewiczów-Niedźwiedzkich przeniósł się do Prepołów przed 170 laty, a powodem tego była przegrana sprawa sądowa prapradziadka Michała, z którym się sądził pan z dworu w Mazuryszkach. Jak się okazuje, pan zasłynął ze złej strony. Nawet po śmierci straszył mieszkańców. Pamiątką owych dziejów są sztaby na drzwiach byłej szkoły, mieszczącej się w mazuryskim dworze – w taki sposób mieszkańcy zamykali drzwi przed natarczywym duchem.
Świąteczne spotkanie było też okazją do wspomnień z kolegami, którzy opuścili te tereny. Przypominano m.in., że wsie słynęły z tego, iż mieszkali tutaj rzeźbiarze, którzy z drewna wyrabiali zabawki dla dzieci. Tradycja koników na biegunach z tej wsi sięga lat przedwojennych. Danuta Żygis, z domu Sienkiewiczówna, nie pamięta, żeby w dzieciństwie bujała się na koniku na biegunach, ponieważ trzeba było tacie – Wacławowi Sienkiewiczowi – pomagać w robieniu tych cacek, które wożono na jarmarki do Wilna i targi w innych miejscowościach.
– Dzieckiem byłam i wiele nie potrafiłam zrobić, ale trzeba było pomóc sprzątnąć, przynieść drewno, podać instrumenty, a czasem co nieco podmalować. Pamiętam, że tato robił też drewniaki – wspominała pani Danuta, zaś jej koleżanki Łucja Dudojć i Weronika Subotowicz zgodnie twierdziły, że zrobione przez pana Wacława koniki były najładniejsze. – Kiedy sąsiedzi nauczyli się robić podobne zabawki, wtedy jej ojciec zaczął swoje konie obciągać skórą cielęcą. Konkurencja zrobiła swoje, a koniki te były bardzo ładne – wspominały panie, które razem z innymi gospodyniami szykowały poczęstunek: od wczesnych godzin gotowały rosół, szykowały sałatki i robiły kanapki.
Pierczik i baryłka
Michał Dzisiewicz wspomina swego tatę Władysława, który urodził się w 1901 roku i dożył sędziwego wieku 102 lat. – Tato opowiadał i o służbie w wojsku polskim, i o tym, jak za czasów wojny odbywały się łapanki, a potem, jak wszystkich do kołchozów spędzano. Wśród miejscowych krążyła nawet taka humorystyczna opowieść pt. „Cisną, cisną”. Kiedyś ludzie żyli tutaj wyłącznie z pracy na roli, w każdej rodzinie było dużo dzieci i rodzinę trzeba było jakoś wyżywić. Dlatego kolektywizacja i kołchozy spotkały się z wielkim oporem i niechęcią. Pewnego razu podczas spotkania agitacyjnego do kołchozów, spotkali się mężczyźni i rozmawiają ze sobą. Jeden pan mówi „No i cisną, oj cisną”. Zaraz usłyszeli to podesłani przez władzę szpiedzy, wzięli dziadka na stronę i dawaj go rozpytywać, kto ciśnie, dlaczego i co mu się nie podoba. On na to: „Buty mi cisną”, a sam był bosy. Wtedy tamci do niego: „Przecież jesteś bosy”, a on sprytnie: „Ot, dlatego i bosy jestem, bo mi buty cisną”. Nie mieli do czego się przyczepić – wspominał Dzisiewicz, dotychczas mieszkający na ojcowiźnie.
Pan Michał opowiedział też, że mieszkający tutaj ludzie mieli przezwiska. Np. rodzinę Dzisiewiczów nazywano „Piercziki”. Ponieważ pradziadek woził pieprz z Polski na Litwę. Z kolei jednego z sąsiadów „ochrzcili” baryłką, ponieważ, kiedy się urodził, mama wyniosła go na wieś i chwaląc się przed sąsiadkami mówi: „Patrzcie, okrągły jak baryłka”.
– Kiedyś obie miejscowości były gęsto zabudowane. Jednak po pożarze w Szyłanach, kiedy wiele domów paliło się jeden od drugiego, to postanowiono wioski „przerzedzić”. Domy przeniesiono do okolicznych miejscowości – wspominał Dzisiewicz, którego dom latem służy jako letnisko dla wnuków.
Oddani i pomysłowi
Starosta gminy zujuńskiej – Mirosław Gajewski, który pomógł mieszkańcom wsi Prepoły i Wierbieliszki zorganizować święto – dziękował za tak piękną społeczną inicjatywę i aktywność. – Idea przedsięwzięcia powstała przed rokiem, główni inicjatorzy Waldemar Dudojć i Zofia Tylingo, bardzo się zaangażowali, żeby ono się odbyło. Musicie się cieszyć, że macie w swoim gronie tak oddanych i pełnych pomysłów ludzi – mówił starosta.
Natomiast Michał Treszczyński przypomniał, że w czasach, gdy w latach 90. zaczęło się odradzać życie kulturalne Polaków na Litwie, właśnie mieszkańcy z tych okolic jako jedni z pierwszych zasilili ludowe kiermasze na organizowanych przez śp. Gabriela Jana Mincewicza festynach „Kwiaty Polskie”.
Radna Elwira Lepiłowa i doradca mer Danuta Jancewicz przekazały pozdrowienia i słodycze od mer rejonu Marii Rekść. – W imieniu frakcji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin dziękuję za oddane podczas wyborów głosy oraz za to, że darzycie nas zaufaniem i dzięki temu stanowimy większość w samorządzie rejonu wileńskiego i możemy pracować dla dobra mieszkańców – powiedziała radna.
Organizatorzy święta pomyśleli też o najmłodszych. Mieszkaniec Ciechanowiszek Grzegorz Sienkiewicz, którego dziadkowie pochodzili ze wsi Prepoły, ufundował dzieciom dmuchane trampoliny. Radości było co niemiara.
Teresa Worobiej
Fot. autorka
„Tygodnik Wileńszczyzny”