Mieszkańców miasteczka zbulwersowała wiadomość, że Departament Ochrony Środowiska Regionu Wileńskiego wydał ostateczny wniosek, że na prowadzenie wymienionej działalności nie są potrzebne badania dotyczące wpływu na środowisko, a przecież w pobliżu magazynu z odpadami chemicznymi znajduje się masarnia, zajezdnia autobusowa, firma transportowa, Centrum Socjalne dla Dzieci i Nastolatków, przedszkole, dwa gimnazja, przychodnia itd.
Wszyscy więc byli zaskoczeni decyzją departamentu i wyrazili kategoryczny sprzeciw przeciwko rozmieszczeniu odpadów w Niemenczynie.
Szok był tym większy, gdy się wyjaśniło, że w tym samym czasie „REF Baltic" planuje składować ok. 1000 ton odpadów nie stwarzających zagrożenia i 300 ton niebezpiecznych. Wśród tych ostatnich należy wymienić: rtęć, arsen, cyjanek, ołów, fosfor, różnego rodzaju odpady zawierające metale ciężkie, azbest, stwarzające zagrożenie dla zdrowia i środowiska kwasy, ciecze, roztwory i oleje, odpady z materiałów wybuchowych i pirotechnicznych, medycznych itd. Lista niebezpiecznych odpadów jest wystarczająco długa i budząca nie tylko niepokój, ale wprost zgrozę.
Dziwna decyzja
Jak zauważył Mieczysław Borusewicz, starosta m. Niemenczyna, pozycja departamentu jest tym bardziej dziwna, gdyż ziemia, na której znajduje się magazyn spółki, została wydzierżawiona na cele komercyjne, a działalności gospodarczej spółka w ogóle nie ma prawa prowadzić. Zaświadczenie o komercyjnym przeznaczeniu dzierżawionej ziemi wydała – na zapotrzebowanie starostwa – Narodowa Służba Ziemi. Żeby prowadzić działalność gospodarczą należałoby uzyskać zgodę samorządu na zmianę statusu ziemi. Tego nie zrobiono.
Czyich interesów broni departament?
Tymczasem departament lekką ręką, wbrew prawu, dał zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej bez badań wpływu na środowisko. Przy tym uczynił to dwukrotnie, a więc nie może być mowy o przypadkowej, pochopnej decyzji.
Przyjmując sławetny wniosek urzędnicy, wbrew obowiązującym ustawom, przytaknęli wyjaśnieniom kierownictwa spółki, że część powierzchownych ścieków będzie odprowadzana do scentralizowanej sieci, co jest zabronione. Czyich więc interesów broni departament? Dlaczego przymknął oczy na szereg drastycznych naruszeń i otwarcie stanął nie po stronie społeczności, a spółki?
Pozew w sądzie
Na szczęście administracja samorządu rejonu wileńskiego nie pozostała na uboczu i w określonym terminie odwołała się od wniosku departamentu, składając pozew w Wileńskim Okręgowym Sądzie Administracyjnym i wskazując na długą listę uchybień, których dopuścił się urząd.
Wskazuje się w nim m.in., że urząd nie uwzględnił faktu, że w tym samym budynku i na tym samym terenie identyczną działalność gospodarczą (składowanie niebezpiecznych i nie niebezpiecznych odpadów) zamierzają prowadzić spółki „Biograta" i „Ecoramus".
Logiczne więc byłoby przeprowadzić kompleksowe badania możliwie negatywnego wpływu na środowisko wszystkich wymienionych spółek, ale tego nie zrobiono. Istnieje podejrzenie, że spółki zawczasu mogły umówić się o uprawomocnieniu działalności w tym samym miejscu i, ukrywając rzeczywiste ilości składowanych odpadów, jak najszybciej otrzymać zezwolenie na rozpoczęcie działalności.
Mieszkańcy w roli zakładników
Bezczelnym impetem kierownictwa spółki „REF Baltic" jest zniesmaczony starosta Mieczysław Borusewicz. – Nikt nie jest w stanie przewidzieć skutków ewentualnej katastrofy, gdyż metalowy hangar, w którym przewiduje się składowanie odpadów został zbudowany jeszcze w czasach sowieckich. Latem temperatura tam może sięgać powyżej 50 stopni i kto może zagwarantować, że nie nastąpi samozapłon? – pytał z trwogą w głosie gospodarz Niemenczyna.
Dodał też, że skutków katastrofy nikt nie potrafi przewidzieć, ale jedno jest jasne, że gdyby zezwolenie na działalność „REF Baltic" otrzymała, to mieszkańcy Niemenczyna staliby się jej zakładnikami i żyliby na beczce prochu. Zauważył też, że miejscowa straż pożarna nie jest wyposażona w specjalistyczny sprzęt i środki do gaszenia materiałów chemicznych.
„Czarnobyl" pod bokiem
Sąsiedztwa „małego Czarnobyla" nie życzy sobie Jurgita Pukienė, dyrektorka Centrum Socjalnego dla Dzieci i Nastolatków, w którym przebywa 24 sierot w wieku od 2 do 18 lat.
Zwróciła uwagę, że działalność związana z przechowywaniem i utylizacją niebezpiecznych odpadów chemicznych nie może być prowadzona w pobliżu instytucji opieki i wymagania pod tym względem są bardzo rygorystyczne.
– Magazyn znajduje się w odległości ok. 500 m od naszego Centrum i stwarza realne zagrożenie dla naszych podopiecznych, dlatego też wyrażamy kategoryczny sprzeciw przeciwko takiemu sąsiedztwu – oświadczyła Pukiene.
Poroniony pomysł
Przeciwko „REF Baltic" wypowiedział się też Marian Rynkiewicz, prezes Wspólnoty Mieszkańców Niemenczyna i przewodniczący Koła Pszczelarzy Rejonu Wileńskiego.
– Usytuowanie spółki prowadzącej działalność związaną ze składowaniem, sortowaniem, przeróbką i utylizacją niebezpiecznych odpadów chemicznych byłoby pomysłem poronionym i nie do przyjęcia. Niemenczyn zawsze był uważany za miasto wypoczynkowe, a jego walory przyrodnicze wychwalał jeszcze w średniowieczu poeta Maciej Sarbiewski. Teraz zakładamy sobie pod bokiem tykającą bombę – z oburzeniem mówił Rynkiewicz.
Poinformował, że szczególnie zaniepokojeni i oburzeni są pszczelarze, których w miasteczku jest niemało, a trzech z nich uczestniczy w europejskich badaniach na temat zmniejszania i ginięcia populacji pszczół. – Rozmieszczenie odpadów w Niemenczynie stworzyłoby dodatkowe zagrożenie dla tych niezwykle pożytecznych owadów – podsumował pszczelarz.
Wtórował mu Mieczysław Borusewicz, który przypomniał, że w 1998 roku Niemenczyn wraz z miejscowościami z Anglii, Szwecji oraz Polski uczestniczył w projekcie finansowanym ze środków unijnych. W końcowych wnioskach sugerowano, aby Niemenczyn wykorzystał swe walory przyrodnicze i rozwijał ekoturystykę. I rzeczywiście, w miasteczku powstały ścieżki rowerowe i narciarskie, urządzono przystań dla kajaków, powstaje trasa biathlonowa ze strzelnicą. Rzesze wczasowiczów przyjeżdżają latem nad jezioro itp.
– Magazynowanie w Niemenczynie odpadów chemicznych jest nieuzasadnione i byłoby łyżką dziegciu w beczce miodu. Rozumieją to doskonale mieszkańcy miasteczka i okolic, a zebranie w ciągu miesiąca ponad półtora tysiąca podpisów jest przekonującym tego dowodem i świadczy o poczuciu odpowiedzialności, świadomości i zorganizowaniu lokalnej społeczności – podsumował starosta miasteczka nad Wilią. Dodał też, że nie jest to pierwsza rezonansowa sprawa, gdy mieszkańcy Niemenczyna zmuszeni byli bronić interesu publicznego. – Poprzednie wygraliśmy, wygramy również i tę, bo walczymy o zdrowe środowisko dla naszych dzieci i wnuków.
Zygmunt Żdanowicz
Fot. autor
Tygodnik Wileńszczyzny