Od najmłodszych lat śpiewała psalmy podczas Mszy św. w kościele, była też animatorką i prowadziła przez pewien czas chórek w kościele pw. św. Jana Bosko w Leszczyniakach, gdzie później została organistką, ale od początku...
– Kiedy byłam mała, miałam może 4-5 lat, przyśnił mi się sen, że gram na fortepianie i to bardzo ładnie, a wszyscy dokoła mnie słuchają. Zaraz po obudzeniu opowiedziałam ten sen mamie. Bardzo się zdziwiła, bo przecież nie umiałam wtedy grać, próbowała nawet trochę zbagatelizować moją opowieść. Ale ja od tej pory codziennie prosiłam rodziców, aby puścili mnie do szkoły muzycznej. Marzyłam o tym, by grać na fortepianie – wspomina Jola i z uśmiechem dodaje, że rodzice w końcu kupili jej małe pianino, na którym wygrywała ze słuchu zasłyszane melodie, zanim nie zaczęła uczęszczać na prawdziwe lekcje muzyki.
Siła marzenia
Rodzice spełnili marzenie Jolanty. Została uczennicą Szkoły Muzycznej w Karolinkach. Bez reszty oddała się pasji. Talent szedł w parze z pracowitością i jeszcze będąc uczennicą 12. klasy pobierała w konserwatorium lekcje teorii muzyki. W ciągu roku ukończyła cały czteroletni kurs teorii.
– Miałam szczęście, że mogłam realizować się w szkole i jednocześnie rozwijać się muzycznie. Dziś jestem niezmiernie dumna ze swojej polskiej szkoły w Leszczyniakach i z dobrze zdanego egzaminu z muzykologii – opowiada utalentowana pianistka. Ukończyła studia wokalne w Kolegium Wileńskim na wydziale muzyki popularnej. Głównym nurtem był jazz z wszystkimi jego odsłonami od techniki po improwizację.
– Obecnie jestem na drugim roku studiów magisterskich na Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru. Przedmiotem moich studiów nie jest już wokal, tylko komponowanie utworów. To taka kwintesencja całej mojej działalności – robię to, co lubię – łączę wokal, komponowanie, fortepian i teorię muzyki w jeden niepowtarzalny wzór, który delikatnie potrąca klawisze mojej duszy, bo bardzo chce się wydostać na zewnątrz – zwierza się z uśmiechem sympatyczna wokalistka.
Przygoda z teatrem
Jolanta jest jedną z najzdolniejszych artystek Polskiego Studia Teatralnego, co z pewnością nie uszło uwagi wytrawnego widza. Z teatrem zaprzyjaźniła się w Wileńskiej Szkole Średniej w Leszczyniakach, gdzie grała w teatrzyku „Twardy orzeszek” pod kierunkiem Diany Markiewicz. Z kolei kierowniczka i reżyserka Lilia Kiejzik dość szybko poznała się na talencie młodziutkiej pianistki i zaangażowała ją jako akompaniatora. Przygrywała na fortepianie do „Kartoteki rozrzuconej”, przygotowała komputerową aranżację tła muzycznego do „Kreacji”, co przyniosło jej wielką satysfakcję. Z czasem jej domeną stały się spektakle słowno-muzyczne, jest gwiazdą kabaretowego przedstawienia „Raz jeszcze Osiecka” i nikt już sobie nie wyobraża przedstawień muzycznych bez Joli. A głos ma iście anielski. Piosenek w jej wykonaniu można słuchać bez końca. Niezwykłe brzmienie, czyste wykonanie, oryginalne aranżacje – wszystko to części składowe wyjątkowej uczty duchowej, jaką serwuje Jola podczas występów. Często towarzyszy jej Jarosław Królikowski albo Czesław Sokołowski. Eksplozja emocji długo nie pozwala wówczas zapomnieć o tym, na ile muzyka, piosenka, śpiew mogą zawładnąć człowiekiem, wziąć go w niewolę, uwić w duszy gniazdko...
A jednak muzyka
Zajęcia w teatrze to bardziej hobby, możliwość kontaktu z żywym słowem, artyzmem i spotkania z ciekawymi, fascynującymi wręcz ludźmi sztuki. Jednak na rozwój artystyczny najbardziej wpływają studia.
– Możliwość studiowania, dopracowywania warsztatu kompozytorskiego, dają mi bardzo wiele. Poszukuję tu swojej drogi, piszę dużo muzyki, poddaję się fali tworzenia. Uczestniczyłam na przykład w międzynarodowym festiwalu akordeonów, gdzie zagrano mój utwór „Recuerdo”, brałam też udział w festiwalu „GED 42: dni współczesnej muzyki” z utworem „In a Mellow Mood” – opowiada kompozytorka, która mimo młodego wieku ma na swym konie liczne nagrody i wyrazy uznania. Jak sama stwierdza, ciągle poszukuje siebie, dużo eksperymentuje z muzyką elektroniczną.
– Bardzo ciekawym dla mnie doświadczeniem było pracowanie z muzyką w tzw. sferze. To takie pomieszczenie, gdzie dokoła na różnych poziomach są kolumny, są też na suficie i na podłodze. I właśnie w takim pomieszczeniu powstaje wyjątkowa muzyka, która nadaje się tylko do grania w tej sferze. Na przykład jeden dźwięk może grać z jednej kolumny, drugi dźwięk „chodzić” dokoła, a trzeci zostać gdzieś „na górze” lub brzmieć z zupełnie innej strony – zdradza kulisy powstawania utworów muzycznych studentka Akademii.
W konkursowe szranki
Niewątpliwie ważnym wydarzeniem w karierze zawodowej był udział w „VOX JUVENTUTIS 2018”. To międzynarodowy konkurs, organizowany przez chór samorządu m. Wilna „Jauna muzika”, w którym uczestniczyli studenci z Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru, Akademii Muzycznej Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie, Uniwersytetu w Aalborgu (Dania) oraz Uniwersytetu w Louisvillu (USA). Konkurs składał się z kilku etapów, a do finału przeszło 12 uczestników. W finale chór „Jauna muzika” wykonywał utwory na żywo. Ludzie na sali także mogli głosować na swój ulubiony utwór.
– Szczerze mówiąc, nie oczekiwałam, że mogę zająć jakieś miejsce. Utwory wszystkich uczestników były bardzo profesjonalne i naprawdę ładne. Może trochę brakuje mi pewności siebie i większej wiary, że to, co robię może podobać się innym. Oczywiście bardzo się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że otrzymuję nagrodę za III miejsce – dzieliła się wrażeniami Jola, której nie tylko skromność przysparza wielbicieli, ale i precyzja, dokładność, cierpliwość. Ci, którzy ją znają, podziwiają jej profesjonalizm i opanowanie. To, co oprócz nagrody przyniósł ze sobą konkurs, to odrobina tej pewności, że może zachwycić i z powodzeniem dzielić się swoim talentem. Dał też motywację do tego, by pisać nowe utwory, startować w konkursach, rozwijać się przez to i opowiadać muzyką o pięknym świecie.
– Po dłuższym zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że najbardziej spodobał mi się utwór „Laudate anima” Jolanty Gryniewicz. Technicznie – trudno mi powiedzieć dlaczego, ale mogę powiedzieć, że ogólna harmonia, aura i myśl przewodnia były bardzo światłe. Oczywiście tekst samego psalmu – wspaniały. Ta kompozycja wydała się niezwykle dobrym rozwiązaniem – powiedział w podsumowaniu baryton Tomas Kreimeris. Dodał skrzydeł...
Oto jest życie...
Na pytanie czy trudno się układa muzykę Jolanta odpowiada, że to niezwykle ciekawe zajęcie.
– Nie jest trudno komponować, wystarczy powyciągać na papier nutowy wszystkie melodie, które grają w głowie, sercu. Zapisać je w odpowiedniej kolejności i już mamy muzykę. Muszę zaznaczyć, że gdyby nie studia, pewnie nie zdecydowałabym się na pisanie muzyki. Szansa na wypróbowanie czegoś nowego, odwaga, by sprostać wyzwaniom – to wszystko kształtuje moje postrzeganie świata, a co za tym idzie i muzyki w tym świecie. Tak samo jak w przypadku konkursu: utwór na chór mieszany, który zajął III miejsce w międzynarodowym festiwalu, pisałam pierwszy raz – opowiada Jolanta Gryniewicz-Tankielun, która dzieli się swą twórczością z mieszkańcami Wileńszczyzny i jako organistka, i jako śpiewająca aktorka, i nauczycielka, bowiem od niedawna pracuje w wileńskiej Szkole Muzycznej im. Olgierda.
Trzeba zaznaczyć, że od czerwca jest też szczęśliwą żoną, przy boku Rajmunda, na którym spoczywa wielka odpowiedzialność – być natchnieniem dla żony. Najpiękniejsze utwory powstają wszak z miłości. A w dodatku, gdy słowa już daremne, myśli daremne, a wyobraźni nie chce się już wyobrażać, jeszcze tylko muzyka. Jeszcze tylko muzyka na ten świat, na to życie (Wiesław Myśliwski).
Monika Urbanowicz
„Rota”