Święty Mikołaj, udekorowana choinka, sztuczne ognie, z głośników płynąca melodia „Jingle bells" – nie sposób tego nie zauważyć. Dlaczego poważny przedsiębiorca wciela się w rolę magicznej postaci? Kęstutis Vabuolas opowiada o tym naszym Czytelnikom.
Jak wpadł Pan na pomysł przebierania się za Świętego Mikołaja i kiedy po raz pierwszy wyjechał Pan na ulice Solecznik?
Na taki pomysł wpadłem w 2000 roku. Były dwa powody – reklama prowadzonego przeze mnie sklepu z zabawkami i stworzenie dla ludzi świątecznego nastroju. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego w okresie świątecznym ludzie są tacy zabiegani i ze zmęczonymi twarzami. Przez pierwsze dwa lata chodziłem po ulicach. Podchodziłem do ludzi i składałem im życzenia świąteczne, obdarowywałem pocztówkami świątecznymi, dzieci częstowałem cukierkami. A kiedy zakończyłem modernizację swego auta terenowego GAZ69, przesiadłem się do niego. Ludzie do mnie uśmiechali się, pozdrawiali, było widać, że mój pomysł im się spodobał. Taka reakcja ludzi zmotywowała mnie przez ostatnie lata do przebierania się za św. Mikołaja. Gdyby ludziom to się nie podobało, szczególnie dzieciom, to bym tego nie robił.
Skąd u solecznickiego św. Mikołaja taki super wóz?
To osobna historia. Pasjonuję się wyścigami samochodów terenowych. Przez lata uczestniczyłem w zawodach, jako pilot rajdowy. Wyścigi tak mnie zafascynowały, że postanowiłem nabyć własne auto. Kupiłem od znajomego z Solecznik stary radziecki GAZ69 i w ciągu 3 lat niemal całkowicie go przerobiłem. Włożyłem w to mnóstwo czasu i pieniędzy. Wyszło tak ładne i zauważalne auto, że szkoda było jeździć nim w wyścigach. Więc znalazłem dla niego inne, myślę, że nie gorsze przeznaczenie. Pomaga mi w tym, aby nieść radość solczanom.
Czy często ludzie proszą św. Mikołaja o podwiezienie tym wyjątkowym autem?
Tak, bardzo często. Co ciekawe, że nie tylko dzieci, ale i dorośli. Kiedy krążę po centrum Solecznik, to czasami jeździ za mną cały orszak samochodów, zaś dzieciarnia przebiega z jednej ulicy na drugą, aby pomachać ręką. Owszem, trafiają się i takie urwisy, co rzucają się śnieżkami. Pewnego razu ktoś nawet rzucił pod koła samochodu petardę. Ale to marginalne zjawisko, ogólnie ludzie przyjmują mnie bardzo pozytywnie. Wielu znajomych jeszcze przed grudniem pyta, czy znów wyjadę na ulice miasta. Odpowiadam wszystkim: „Tak, wyjadę". W ciągu lat w pewnym stopniu stałem się już świąteczną wizytówką Solecznik. Więc jak mógłbym zaprzestać przebierania się za św. Mikołaja? Muszę dotrzymywać tradycji. Poza tym miło widzieć, szczególnie w dzień Wigilii, kiedy ludzie zmęczeni zakupami i przygotowaniami do świąt, spotykając mnie zaczynają się uśmiechać. Chociaż na chwilę zapominają o denerwujących kolejkach w sklepach i przypominają sobie, że święta nadchodzą. Na ich twarzach pojawia się uśmiech.
Jak długo w tym roku solczanie będą mieli okazję widzieć św. Mikołaja na ulicach miasta?
Będę jeździł i pozdrawiał ludzi do samego Sylwestra.
Czego solecznicki św. Mikołaj życzyłby Czytelnikom?
Przede wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, wesołego Sylwestra oraz pełnego sukcesów nadchodzącego 2014 Roku!
"Tygodnik Wileńszczyzny"