Henryk Borkowski, emerytowany nauczyciel historii spod Niemenczyna, jest chyba najstarszym wolontariuszem w rejonie wileńskim. Już prawie dziesięć lat odwiedza podopiecznych Centrum Dziennego Pobytu dla Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie. „Zaraz po otwarciu naszego Centrum sam przyszedł do nas, przedstawił się i powiedział, że chciałby służyć pomocą. Od tego czasu przychodzi do nas systematycznie, prowadzi dla naszych podopiecznych różne zajęcia, pogadanki, pomaga przy organizacji święta sportu dla niepełnosprawnych, oprowadza po okolicach miasta, bo jest wielkim miłośnikiem i znawcą historii tych terenów” – powiedziała Jadwiga Ingielewicz, dyrektorka Centrum Dziennego Pobytu dla Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie.
„Myśl odwiedzenia Centrum pojawiła się znienacka, poczułem taką potrzebę. Mam sporo wolnego czasu, będąc na emeryturze, więc mogę go poświęcić innym. Chyba jestem tutaj najstarszym wolontariuszem. Pomagam w miarę moich sił” – opowiadał pan Henryk. Przychodzi do Centrum kilka razy w miesiącu. Prowadzi dla podopiecznych zajęcia z geografii, historii, rozmaite konkursy, spotkania, a nawet debaty na aktualne tematy. W tym roku Niemenczyn obchodzi swoje 675-lecie, więc wiele uwagi poświęcił historii tego miasta. „Jak przychodzę, to jestem mile witany. Chłopcy od razu biegną do mnie. Sprawdzają, jakie książki przyniosłem i pytają, co w nich napisane. To nic, że szybko zapominają, o czym im się czytało, opowiadało. Najważniejsze, to być z nimi, rozmawiać, dyskutować” – stwierdził Borkowski, dla którego pomaganie nie jest obowiązkiem, a hobby.
Młodzież ma wiele pomysłów
Centrum ma też wielu przyjaciół wśród studentów i uczniów, zarówno z Niemenczyna, jak i z Wilna. Podczas wakacji dwie uczennice dojeżdżają nawet z Czarnego Boru. „Młodzież ma wiele pomysłów, czasem szalonych, ale to też fajnie, bo wnoszą coś nowego. Mamy ponad dziesięciu stałych wolontariuszy. Jedni więcej czasu mogą poświęcić, inni mniej, ale wszystkich zaliczamy do grona wolontariuszy. Przychodzą, by czasami po prostu pobyć z naszymi podopiecznymi, zagrać z kimś w warcaby, porozmawiać, towarzyszyć podczas spaceru i zajęć” – powiedziała Ingielewicz. Cieszy się, że wielu postanowiło kontynuować swoją pomoc po odrobieniu w Centrum tzw. godzin społecznych wymaganych w szkole. Część wolontariuszy jest też połączona więzami rodzinnymi z pracownikami.
Jak zaznaczyła dyrektor, szczególnie nieoceniona jest pomoc podczas wyjazdów, przygotowań do świąt, imprez. „Jednak nie powiedziałabym, że młodzież do nas garnie się aktywnie. Nasza placówka jest specyficzna. Trzeba mieć wewnętrzną determinację. Ale jak ma się chęć, to można wykazać się w różnej działalności. Co nie znaczy, że możemy polecić wolontariuszom prace, które przekraczają ich możliwości fizyczne czy psychiczne. Jesteśmy za nich odpowiedzialni. To zadanie też dla nas, by ta osoba była pomocna i miała satysfakcję ze swej pracy” – powiedziała pani Jadwiga.
Wewnętrzna potrzeba pomocy
Wolontariat na Litwie jest unormowany prawnie poprzez uchwaloną w 2011 r. Ustawę o wolontariacie. Ustawa reguluje zasady angażowania wolontariuszy, ich prawa i obowiązki oraz przysługujące im świadczenia.
Jak powiedziała Ilona Reklaityte-Mezenceva ze schroniska dla bezpańskich zwierząt „Sos gyvunai”, wolontariuszy specjalnie nie poszukuje. „Człowiek powinien mieć wewnętrzną potrzebę bycia wolontariuszem. Najczęściej ludzie sami znajdują organizacje, placówki, w których chcieliby udzielać się społecznie. I są przygotowani do tego” – oznajmiła. Dodała, że do schroniska przychodzi wiele osób pragnących pomóc, ale nie wszyscy zostają wolontariuszami. „Nie przyjmujemy wszystkich po kolei. Zostają ci, którzy naprawdę kochają zwierzęta, którzy chcą pomóc im, a nie mnie” – powiedziała Reklaityte-Mezenceva. Jak podkreśliła, wolontariuszami mogą być wszyscy, ale najaktywniejsza jest raczej młodzież. „Młodzi mają więcej sił, nie mają jeszcze pozakładanych rodzin, a dorosłym obowiązki rodzinne, praca nie pozwalają poświęcać społecznie wiele czasu dla zwierząt. Dlatego szeregi wolontariuszy najczęściej popełniają młode osoby” – rzekła pani Ilona.
Szkoła życia
To, że starsi ludzie nie tylko potrzebują pomocy, ale też mogą być pomocni innym, świadczy powstanie w 2009 r. klubu seniora przy Litewskim Czerwonym Krzyżu. Jak powiedziała Zita Juškienė z Czerwonego Krzyża, członkowie klubu spotykają się, by nie czuć się samotnymi, wspierają się wzajemnie, kształcą i pomagają innym integrować się ze społeczeństwem. Służą też pomocą swoim rówieśnikom, którzy potrzebują uwagi i wsparcia. Bo tylko ludzie o podobnych doświadczeniach najlepiej się rozumieją. Odwiedzają seniorów, czytają im książki, towarzyszą do kościoła itd. „Często nawet ludzie do nas dzwonią z prośbą, by ich starszych rodziców wciągnąć do działalności” – opowiadała pani Zita.
„Nasi wolontariusze przynoszą nam wiele energii, zapału, a także pomysłów. Nawet wielu rzeczy od nich się uczymy. Dwa razy tygodniowo przychodzi do nas młodzież szkolna, harcerze i biorą udział w zajęciach z naszymi podopiecznymi” – opowiadała Renata Adamowicz, kierowniczka Centrum Usług Socjalnych Wspólnoty Gminy Czarnoborskiej. Służą pomocą również dorośli. „Mamy wielu przyjaciół wśród przewodników, którzy podczas wycieczek naszych podopiecznych bezpłatnie oprowadzają po Wilnie. Pomaga też nam pani choreograf ze Szkoły Średniej im. św. U. Ledóchowskiej. Cieszymy się, że mamy tak wielu przyjaciół” – stwierdziła Adamowicz.
Jak podkreśliła Ingielewicz, pomoc wolontariuszy nie jest jednostronna. „Wolontariusze też uczą się wielu rzeczy, obcowania, tolerancji, akceptacji innego, różnych technik, jak np. zwieźć osobę na wózku po schodach. Sami przyznają, że mają satysfakcję z tego, że mogą zrobić coś dobrego dla innych, a po drugie, to dla nich też szkoła życia”.
Iwona Klimaszewska