„Odsłonięcia” tablicy dokonał we wrześniu sam mer Artūras Zuokas. Włodarz miasta zachwala innowacyjny pomysł, bo jak mówił, a to zagraniczny, czy też krajowy turysta, nie będzie musiał pytać, żeby nie błądzić. Wystarczy, że na tablicy tknie w odpowiednią ikonkę i w wiadomym mu języku dowie się z internetu wszystkiego czego się dowiedzieć chce o mieście.
Tablica, co prawda nie wieża babilońska, bo ma tylko cztery wersje językowe, ale na warunki wileńskiego przemysłu turystycznego jej poliglotyzm wystarczający, bo tablica zna oczywiście język państwowy, czyli litewski oraz rosyjski, niemiecki i wydaje się... polski. Nie, nie wydaje się, bo jak widzimy na załączonym obrazku, faktycznie napis „naciśnij tu” jest po polsku, tylko ikonka nad tym napisem z językiem polskim nie ma nic wspólnego, bo przedstawia flagę księstwa Monaco, a nie biało-czerwoną flagę polską.
Władze miasta zauważyli to dopiero, jak zauważyły to media i obiecały, że „błąd” ten zostanie na pewno naprawiony. Jak też zapewniły, że jest to tylko i wyłącznie „błąd”, żeby kto nie pomyślał, że to zgryźliwość. Bo właściwie, w kontekście napiętych ostatnio relacji polsko-litewskich, wielu na zgryźliwość ten błąd mogło spisać. My nie. Ba, uważamy nawet, że to nie „błąd” ale zwykła głupota. Głupota władz miejskich powierzać wykonanie prac spółkom, które co najmniej nieodpowiedzialnie wykonują robotę, czyli zwyczajnie partaczą. Co gorsza, partaczą na wizerunku Wilna...
Stanisław Tarasiewicz
www.lvcom.lt