To nie jest żadna organizacja, instytucja, czy jakaś sekta. Tylko nieliczne grono przyjaciół i znajomych, które już od trzech lat wyrusza latem w miesięczną podróż po Europie, by poprzez napotkanych ludzi, rozmowy z nimi oraz wspólną pracę i modlitwę odnajdywać Boga.
Na Litwie w hospicjum
„W tym roku nasza grupa składa się z 8 członków. Zasadą naszego podróżowania jest to, że jedziemy autostopem, przeważnie parami i spotykamy się w ustalonym miejscu. Kierujemy się spontanicznym wyborem. Albo słyszeliśmy, że jest gdzieś np. dom pomocy, albo udajemy się do jakiegoś miejsca, bo spodobała się nam nazwa. Jesteśmy otwarci na działanie Ducha Świętego i przez modlitwę szukamy kierunków działalności" – powiedziała liderka grupy Aleksandra Krzaklewska, która wraz ze swymi towarzyszami podczas tegorocznej wyprawy do Estonii na kilka dni zatrzymała się w Wilnie. (W ubiegłym roku dotarli do Gruzji, a przed dwoma laty – aż do Portugalii.) W stolicy Litwy zatrzymali się – całkiem przypadkowo – u sióstr Jezusa Miłosiernego, prowadzących hospicjum.
„W pierwszym dniu, jak przyjechali, to od razu wzięli się za koszenie trawy, porządkowanie terytorium. Nasi pracownicy nie mogli się nadziwić, gdzie się rodzi taka młodzież? W pocie czoła przez cały dzień uporządkowali teren hospicjum" – opowiadała s. Michaela, która chętnie udzieliła noclegu sympatycznej młodzieży.
Do Wilna autostopowicze przyjechali z Dziewieniszek, gdzie parę dni pomagali przy drewnie w pewnym prywatnym gospodarstwie.
Spotkania z ludźmi
„W dzień jedziemy, a na noc się zatrzymujemy się w jakimś miejscu. Pytamy, czy mają pracę. Jeżeli taka się znajdzie, to zostajemy na trzy dni. Taką mamy zasadę. Zawsze szukamy roboty, aktywnego sposobu działania i tym samym – dawania świadectwa naszego chrześcijaństwa. Wszystko, co robimy, jest takim naszym współczesnym sposobem pielgrzymowania i bycia swoistymi misjonarzami" – opowiadała Aleksandra, z zawodu aktorka.
Członkowie grupy w ciągu trzech lat „autostopowania" wykonywali wiele prac: myli naczynia, sprzątali w kuchni, malowali płoty. „W ubiegłym roku braliśmy udział w sianokosach na Słowacji. Wieczorem spotykaliśmy się z bezdomnymi w ośrodku. Razem śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, zorganizowaliśmy mecz" – opowiadała jedna z uczestniczek, Barbara. W Grecji pomagali siostrom w ogrodzie i nawet przy układaniu mozaiki na tarasie. Zaś w Gruzji porządkowali plac budowy przed nowym budynkiem rehabilitacyjnym dla niepełnosprawnych.
A materiał o tym, że sporo przyczynili się do uporządkowania zniszczonej podczas huraganu pewnej gruzińskiej wsi, nadała miejscowa telewizja.
„Te prace zawsze się łączą ze spotkaniami z ludźmi i to jest najważniejsze. Praca, tak naprawdę, jest pretekstem do tego, by spotkać się z innym człowiekiem. By podnieść go na duchu. Albo na odwrót, oni nas podnoszą" – dzieliła się swymi spostrzeżeniami Barbara, studiująca konserwację sztuki.
Kierowcy tirów najlepsi na świecie
Wszyscy uczestnicy grupy zgodnie twierdzili, że w każdym zakątku Europy, czy to na jej wschodnich czy zachodnich krańcach, jest wiele ludzi dobrej woli, którzy zawsze gotowi pomóc. „Zaskoczeniem była Europa Zachodnia, bo baliśmy się, że będziemy mieli utrudnienia ze stopowaniem, a mieszkańcy będą mniej gościnni i nie skorzy do pomocy. Ale wyłącznie pozytywne doświadczenie" – opowiadała Magda. Ludzie chętnie zapraszali nas na obiady, podwozili do miejsc, które nie były im po drodze.
„Jeżeli obdarzymy drugą osobę zaufaniem, to zaufanie do nas wraca. Jeżeli osoba widzi, że jej się ufa, dowierza, to też stara się odwdzięczyć dobrym uczynkiem" – powiedział Jerzy. Wtórowała mu Aleksandra, która dodała, że zaufanie pomnaża dobro. Maria zaakcentowała, że kierowcy, którzy biorą ich na stopa, po usłyszeniu o celach podróży uczestników grupy, cieszą się, że swoim podwiezieniem przyczyniają się do wspólnego dzieła.
Jerzy też podkreślił, że podczas podróży nie starają się narzucać innym swych przekonań.
Wszyscy uczestnicy przyznali, że podróż jest obalaniem wielu stereotypów. Chociażby o kierowcach tirów, o których krążą niezbyt pochlebne opinie. „Okazało się, że są to najlepsi kierowcy świata!" – stwierdziła Maria, gdyż grupa „Europe Waits" zetknęła się wyłącznie z takimi kierowcami, którzy troszczyli się o swych pasażerów, zapraszali na nocleg, specjalnie dla nich przygotowywali posiłki, częstowali kawą.
Spontaniczność i zaufanie
Jak podkreślili uczestnicy, każdy wyjazd jest inny. Jedne są nastawione bardziej na przebywanie z ludźmi, na modlitwę, inne – na pracę fizyczną.
„Chociaż praca jest ważna, to, aby zrozumieć istotę „Europe Waits", trzeba pamiętać o spontaniczności działania Ducha Świętego. Nie liczy się przecież, ile i jak wielkie rzeczy czynimy, ale i tylko to, że czynimy je z miłości. Wtedy nawet najbardziej pospolite czynności, jak kupowanie wody w sklepie, mogą się stać znakiem obecności Pana w naszym życiu. Dlatego całą naszą drogę zawierzamy Bogu na modlitwie i nie zawiedliśmy się" – piszą uczestnicy grupy na stronie www.europewaits.pl. Tutaj zamieszczają swoje relacje i zdjęcia z podróży. „Pan Bóg drogę nam pokaże/ dobrych ludzi sercem wskaże" – napisali na swym blogu przed udaniem się na Litwę.
Dlaczego w tym roku grupa podąża do Estonii? „Słyszeliśmy, że Estonia jest krajem bardzo laickim. Procentowo mieszka tam najmniej wierzących ludzi na świecie. To nas zdziwiło i było impulsem, by tam się pojawić" – stwierdziła Krzaklewska.
Jak podkreśliła liderka, nazwa grupy (dosłowne tłumaczenie Europa czeka) oznacza oczekiwanie Kościoła na powtórne przyjście Chrystusa. Ponadto Europa czeka na zaufanie do drugiego człowieka, na spontaniczność, pierworodną niewinność.
Iwona Klimaszewska
Fot. archiwum grupy "Europe Waits"
"ROTA"
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.