Któż by mógł podejrzewać, że pod rzędami naklejonych afisz mieszczą się drzwi do budynku najlepszego kiedyś kina w stolicy – „Lietuvy”. Grupce chętnych do zwiedzania gmachu w stanie awaryjnym rozdano latarki i uprzedzono, by nie wchodzić na teren, ogrodzony taśmą, gdyż jest to niebezpieczne. Znajdując się w holu, chyba każdy ze zwiedzających wspomniał, jak on wyglądał za czasów swej świetności – obecnie z całego wystroju wnętrza zostały jedynie kolumny – bo niemożliwie było ich wynieść – i potłuczone, ogromne lustra na ścianach. Ściany – jak na zewnątrz budynku, tak i wewnątrz, noszą ślady twórczości graficiarzy – zarówno oni, jak i osoby asocjalne, przenikają tu sobie tylko znanymi sposobami.
Sięgając daleko wstecz
Prowadząca wycieczkę, Jolanta, z uśmiechem opowiada historię tego miejsca, sięgając kilka wieków wstecz – okazuje się, że w XVI wieku w tym miejscu znajdowały się źródła wodne, zabezpieczające Wilno w wodę pitną, uznawaną niemalże za cudowną. W okresie międzywojennym teren ten był miejscem rozrywki – tu stawiał swój namiot wędrowny cyrk. Idea, by wybudować tutaj kino, zrodziła się dopiero w roku 1959, planowano wznieść najnowocześniejszy budynek na tamte czasy. Budowa jego trwała 6 lat i 21 lipca 1965 roku odbyło się uroczyste otwarcie (pierwszy wyświetlony film – to „Zamieć” według utworu Puszkina). Był to obiekt wielkiej wagi, dlatego w otwarciu uczestniczył i wygłosił mowę sam towarzysz Antanas Sniečkus, I sekretarz Komunistycznej Partii Litwy.
– Zresztą, budynek zachował wagę symbolu również w czasach późniejszych, przez całą swą egzystencję – opowiada przewodniczka.
Kolejki aż do „gastronomu”
Jak opowiadała Jolanta, projekt budynku nie był nadzwyczajnie oryginalny, wzorowano się na już istniejących obiektach w Związku Radzieckim o podobnym przeznaczeniu. Projekt dopasowano do istniejących realiów i, idąc ulicą Zawalną (Pylimo) niemożliwie było nie zauważyć gmachu z napisem „Lietuva” wysoko na ścianie, na której wewnątrz budynku mieścił się ekran. Kino w dzień otwarcia wyglądało inaczej niż dzisiaj nie tylko ze względu na graficiarzy – szklane ściany zewnętrzne mieściły się przy kolumnach w dzisiejszym holu, okalał je daszek, dla wygody stojących w kolejce po bilety (kolejki chętnych obejrzeć film były ogromne – sięgały do byłego sklepu gastronomicznego „Sakalas” (obecnie w tym miejscu, kilkadziesiąt metrów od kina, mieści się „Ikiukas”). Zdarzało się, że od naporu kolejki tłukły się szklane szyby kina, i niedoszli widzowie zamiast na film trafiali do szpitala.
Legendarna sala
Zachodzimy do najbardziej interesującego wnętrza – sali kinowej. Latarki słabo oświetlają potężne pomieszczenie, nie zawierające nic, prócz gołego betonu. W ścianie, na której wisiał niegdyś ekran, widnieje spora dziura – ktoś zrobił sobie „okno na świat”.
– Zapewne dziwicie się, co robi tutaj ten wisielec, ale proszę się nie obawiać, to nie człowiek – mówi zebranym Jolanta, tymczasem ci z niepokojem kierują światła swych latarek pod sufit – rzeczywiście, nad widownią, zaczepiony u samego sufitu, dynda manekin.
Przewodniczka wyjaśnia, że nie udało się ustalić, kto umieścił „upiększenie” w sali, ale najprawdopodobniej to była jakaś akcja protestu (niedaleko widnieje napis „laisve ….)
Przewodniczka opowiada o byłym wystroju wnętrza – początkowo stanowiły je twarde krzesła, ale to nie zrażało miłośników filmów – wilnianie chętnie spędzali w kinie swój wolny czas, oglądając czasem te same filmy po kilka razy. Ściana, na której był zawieszony wygięty ekran, odpowiada wysokości dwupiętrowego budynku, sam zaś ekran był największy na Litwie (wyprodukowano go w Odessie). Ponieważ czyszczenie go od kurzu byłoby bardzo kłopotliwe, zawieszono go kotarą teatralną, rozsuwaną przed każdym seansem, co wprawiało w wyjątkowy, podniosły nastrój. Według przewodniczki, o nastrój dbano też w inny sposób – przed każdym filmem początkowo odbywało się coś w rodzaju miniodczytu, który powinien był ukierunkować widza ideologicznie w stosunku do przedstawianych treści.
„Lietuva” miała status pierwszego ekranu, tzn. była pierwszym miejscem w republice, w którym wyświetlano film.
Fantomas obok Spartakusa
Przechodzimy do pomieszczenia kinomechaników, również zdemolowanego.
Zawodu kinomechanika nie uczono na żadnej uczelni w Związku Radzieckim, umiejętności zdobywało się u pracownika. Jolanta przyrównuje kinomechanika do kowala, gdyż to również praca niełatwa – taśma filmowa była w kawałkach, należało uważać, by nie zrobić przerwy w wyświetlaniu – na widowni od razu rozlegały się gwizdy – w „Lietuvie” dziennie było 6 seansów filmowych, a zdarzało się, że wyświetlano w ciągu nich ten sam film, co było bardzo nużące. Taśmy filmowe były łatwopalne, dlatego każde kino zatrudniało również strażaka. Z czasem gruntownie zmienił się proces technologiczny wyświetlania filmów (W 1997 roku zmieniono np. urządzenia do wyświetlania, dzięki czemu nie trzeba już było stosować tak rozbudowanych systemów schładzania taśm filmowych, jak przedtem) i zawód kinomechanika zdezaktualizował się.
Jolanta opowiada, że za wyświetlanie filmu „Spartakus” pracownikom kina „Lietuva” wydzielono premię – za pracę ponad plan – dzieło było wyświetlane nieprzerwanie w ciągu 3 miesięcy.
Jeżeli zaś mówić o top-liście filmów, pokazywanych w najlepszym wileńskim kinie, to, oprócz „Spartakusa”, należy wymienić „Fantomasa”, trzecim zaś kultowym dziełem był „Titanic”, który, jak mówi Jolanta, podziałał na widzów równie mocno, jak niegdyś film o gladiatorze.
Historia całkiem niewesoła
– Od tego momentu historia kina zaczyna robić się bardziej smutna – opowiada przewodniczka. – W latach 90. pojawiło się wideo i wymarzony film można było obejrzeć w domu, we własnym fotelu. Zaprzestanie dystrybucji filmów z Moskwy w wyniku uzyskania przez Litwę niepodległości, co utrudniło proces otrzymywania taśm, również nie ułatwiło życia pracownikom kin, jak i rosnąca konkurencja w branży.
Nie pomogła renowacja „Lietuvy” – miękkie fotele, dodatkowa, mała sala kinowa, którą urządzono w 1998 roku na miejscu byłych pomieszczeń do schładzania taśmy. Ostatecznie żywot najlepszego niegdyś wileńskiego kina zakończył proces prywatyzacji (przewodniczka podaje liczby: renowacja dużej sali kinowej kosztowała 2 mln Lt; urządzenie małej sali – następnych 2,5 mln, sprywatyzowano zaś „Lietuvę” za… 2 mln Lt).
Ostatecznie kino zamknięto w 2005 roku. Ostatnie filmy, pokazane w ulubionym kinie wilnian – to „Idiota” według Dostojewskiego i słynny „Lot nad kukułczym gniazdem” Miloša Formana.
Zamknięcie kina wywołało falę protestów społecznych), skierowanych przeciwko właścicielom (m.in. dłuższy czas budynek należał do spółki, zarządzającej siecią sklepów „Maxima”), którzy z kolei planowali wyburzyć kino i wybudować tu budynki mieszkalne. Szczególne głośne były akcje protestacyjne, organizowane przez ludzi sztuki Gediminasa i Nomedę Urbonasów.
Czy akcje pomogły? Obecny stan budynku mówi sam za siebie, ale, jak powiedziała uczestniczka protestów, która wzięła udział w wycieczce, po przeprowadzonych akcjach, również w aktach ustawodawczych, pojawiło się pojęcie „przestrzeń publiczna”.
Przyszłość?
Obecnie budynek kina należy do Centrum Sztuki Modernistycznej (Modernaus meno centras), które jest inicjatywą prywatną, znanym m.in. z pomysłu na mówiące pomniki w Wilnie. Centrum gromadzi nowoczesne dzieła sztuki i jest organizatorem wycieczek do budynku „Lietuvy”.
Jak mówi Jolanta, pracownica centrum, budynek kultowego kina czeka, niestety, wyburzenie, i to już tej jesieni. Właściciele nie spodziewają się protestów – to nie oni byli uczestnikami dzikiej prywatyzacji, zresztą, dzieła Gediminasa i Nomedy Urbonasów włączyli do swej kolekcji.
Jolanta pokazuje zebranym projekt muzeum, które ma powstać na miejscu kina – jasny budynek, podobny architektonicznie do „Lietuvy”, może nawet piękniejszy. Co będzie zawierało? Pracownica prezentuje stronę internetową Centrum Sztuki Modernistycznej, na której widać, pośród innych dzieł sztuki ostatnich lat, m.in. męskie akty…
Alina Stacewicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"