Temu właśnie służą okolicznościowe koncerty, organizowane od czasu do czasu, przez miejscowy ZPL czy Jawniuńskie Stowarzyszenie Kultury Polskiej – ich celem jest podkreślenie własnej tożsamości, a jednocześnie udowodnienie, że największą wartość ma bycie sobą, niezależnie od tego, jakim językiem w danym momencie się posługujemy.
W pokoleniowym tańcu
Tym razem pretekstem do spotkania w Jawniunach stały się święta wielkanocne. Zanim jednak rozpoczęło się bicie jajek, specjalnie na tę okazję przygotowanych, na scenie wystąpiły lokalne zespoły. Przekrój wiekowy – od seniorów do młodych tancerzy – nie stanowił problemu, wręcz przeciwnie, dostarczył emocji zarówno starszym widzom, jak i dzieciom. Zespół „Przyjaźń" działający przy Domu Kultury w Mejszagole, prowadzony przez Tatianę Sinkiewicz, zaprezentował tradycyjne ludowe tańce, ale i zaskoczył nowym emploi – okazuje się, że równie dobrze jak w tańcu regionalnym odnajduje się we współczesnych rytmach. Jak zawsze energetyzującą dawkę nastroju, wprost ze sceny przekazały „Wesołe Babki". Można pozazdrościć im werwy i uśmiechu, a zwłaszcza kiedy śpiewają swoje „Bum ta rara, bum bum bum".
– Tak to już jest, że gdy wychodzimy na scenę, przestajemy myśleć o tym, co nam dolega, co nas boli. To właściwie taka terapia uzdrawiająca" – opowiada uśmiechnięta pani Krystyna, której mąż, Piotr ma tyle energii, że zebrał siły i... założył kapelę „Znad Musy". I jest prawie jak w wierszu Brzechwy Niezrównana ich kapela. Oto skrzypek rżnie od ucha, Puzonista w trąbę dmucha, Trzeci grajek w bęben wali, Żeby wszyscy tańcowali! Wprawdzie zamiast skrzypka jest dwoje akordeonistów, a zamiast w puzon – Henryk Grydziuszko dmie w harmonijkę, ale Jerzy Jachimowicz wali w bęben, więc do tańca nie trzeba nikogo specjalnie zapraszać.
Pieśń ujdzie cało
Debiut sceniczny miał zespół założony niedawno przy nowym Domu Kultury w Szawlach. Wprawdzie nie ma jeszcze nazwy, ale jak zażartowała założycielka Danuta Stungienė „Jesteśmy takim zespolikiem z pięcioma przyjaciółkami i jednym chłopczykiem". Nieukrywana kokieteria – zespół można nazwać „dojrzałym wiekowo" – przysporzyła debiutantom sympatii i wywołała burzę oklasków.
Oczywiście nie mogło zabraknąć wizytówki Jawniun – „Czerwonych Maków". Ich najpiękniejsze piosenki mówią o przywiązaniu do ojczystej ziemi, do tradycji przodków, do polskiej mowy. Autorką tekstów jest Władysława Orszewska-Kursevičienė. Wiosną kwitną sady i łąki zielone, a na scenie maki zakwitły czerwone – śpiewał zespół, a widzom pozostaje mieć nadzieję, że będą kwitły nam te maki nie tylko wiosną...
Znaleźć to, co łączy
Stefania Tomaszun, niestrudzona organizatorka wszystkich spotkań świątecznych nie kryje radości, że coraz więcej osób przychodzi, by posłuchać dorobku lokalnych zespołów. A muzyka jest najlepszą drogą do przekazania ponadczasowych wartości. Wspomniana już poetka, Władysława Orszewska-Kursevičienė, napisała: Podwileńskie sosny głowy pochylały i odjeżdżających do Polski żegnały (...) I pieśni zostały tym na Wileńszczyźnie, co nie zostawili swojej ojcowizny. I niech te pieśni trwają. Wprawdzie dziś przeplata się już w nich język polski z litewskim, ale to, co najważniejsze jest niezmienne – łączność we wspólnocie, która stoi na straży tego, co przekazali przodkowie, nawet jeśli czasem mówią o tym po litewsku...
Monika Urbanowicz
"Rota"