Histeria związana z sukcesem wyborczym AWPL i coraz większą aktywnością społeczną Polaków Wileńszczyzny, którzy coraz odważniej prezentują się jako gospodarze swojego kraju, ujawnia nam prawdę o wielu obywatelach litewskiej narodowości. Wielu z nich jeszcze nie zdołało pogodzić się z taką naszą postawą.
Do zalewu pełnych nienawiści, antypolskich komentarzy, pisanych w internecie przez anonimowych użytkowników, o czym niedawno znów informowała Wilnoteka, zdążyliśmy się już w redakcji przyzwyczaić. Na co dzień musimy bronić naszego profilu na Facebooku przed tego rodzaju wypowiedziami, oczyszczać go z pisanych po litewsku, a czasem zepsutą polszczyzną, przekleństw. Jednak antypolskie poglądy to nie tylko hobby internetowych frustratów.
3 maja, dokładnie w jakże drogą nam rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, Polaków zaatakował największy dziennik kraju - "Lietuvos Rytas", a konkretnie Vytautas Radžvilas. Gazeta bardzo znacząca, postać autora też. Radžvilas to jeden z założycieli Sąjūdisu, w latach 1990-1993 był przewodniczącym partii Litewski Związek Liberałów. Od lat 80. uczył historii filozofii w Uniwersytecie Wileńskim, w latach 1989–2002 był już kierownikiem Katedry Filozofii. Od roku 2000 pracuje w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, jest kierownikiem Działu Studiów Europejskich. Nawet najbardziej wyrozumiały dla litewskiego społeczeństwa człowiek nie może więc stwierdzić, że to marginalny głos radykalnego nacjonalisty, jest to bowiem głos prawdziwego reprezentanta elity intelektualnej i politycznej, i to tej jej części, która na początku lat 90 ustaliła taki, a nie inny porządek w Republice Litewskiej.
Kłamstwa w służbie nienawiści
Na otwarcie artykułu "Memel-Wilno: nieprzyswojone lekcje historii" Radžvilas wypisuje stare litewskie mity dotyczące polskiego ruchu autonomicznego z przełomu lat 80. i 90. ub. wieku. Litewski publicysta określa ten ruch jako dzieło Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Ponieważ Radžvilas jest naukowcem i, co ważniejsze, w tym czasie był także aktywnym działaczem politycznym, trudno podejrzewać go o niewiedzę. Działania Rady Koordynacyjnej do spraw powołania polskiej autonomii terytorialnej były całkowicie jawne. Podobnie jak działania zjazdów polskich deputowanych, w których uczestniczyli nasi przedstawiciele do Rady Najwyższej, deputowani rejonowi i przedstawiciele "apilinek Litwy Południowo-Wschodniej", których oskarża komentator "Lietuvos Rytas". Uchwały Rady Koordynacyjnej i kolejnych zjazdów wysyłano do Rady Najwyższej. Kto chce się z nimi dzisiaj zapoznać, może bez problemu poszukać archiwalnych numerów "Kuriera Wileńskiego", który je drukował. O sprawie tej pisaliśmy obszernie w rocznicę brutalnego stłumienia przez Litwinów Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego. Krótko więc przypominamy.
12 maja 1989 r. odbył się w Mickunach I Zjazd Deputowanych Ludowych Wileńszczyzny. Na zjeździe tym powołano Radę Koordynacyjną do spraw Utworzenia Polskiego Obwodu Narodowo-Terytorialnego w ramach LSRS. 6 października 1990 r. w Ejszyszkach miał miejsce kolejny etap II Zjazdu Deputowanych Rad Terenowych. Zjazd ten przyjął przełomową uchwałę o dążeniu do utworzenia Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego w składzie Republiki Litewskiej. W zjeździe brało udział 209 delegatów. W jego trakcie doszło do gorącej dyskusji. Pojawiła się koncepcja Autonomicznego Kraju Wileńskiego w ramach ZSRS, poza granicami Litwy. Jednak tę koncepcję poparło tylko kilkunastu delegatów. Ogromna większość, prawie 200, opowiedziała się za autonomią w granicach Republiki Litewskiej. Zresztą 29 stycznia 1991 r. i litewska Rada Najwyższa wstępnie zaakceptowała ten plan.
Na ostatnim zjeździe polskich deputowanych 22 maja 1991 r. w Mościszkach, gdzie zapadły uchwały ustanawiające ostatecznie Polski Kraj Narodowo-Terytorialny wraz z jego statutem, również potwierdzono jego istnienie w granicach Republiki Litewskiej. Władze litewskie, gdy po puczu Janajewa znikło zagrożenie z Moskwy, odpłaciły za tę lojalność rozwiązaniem 4 września 1991 r. naszych rad terenowych i wprowadzeniem w rejonach wileńskim i solecznickim dyktatury komisarzy. Litewscy komisarze przez półtora roku robili czystkę etniczną w podległych sobie instytucjach oraz kierowali masową kradzieżą ziemi polskich rodzin. Radžvilas dobrze zna tę historię, wygląda więc na to, że powtarza dawno już wymyślone kłamstwa, aby mieć pretekst do ataku na Polaków.
Za mało dyskryminacji?
Radžvilas pisze "tak zwani litewscy Polacy" - jeden z wielu przypadków, kiedy odmawia się nam nawet prawa do swobodnego określenia swojej własnej tożsamości. Zdanie, za którym kryje się stary, bolesny litewski slogan - "nie ma Polaków, są spolonizowani Litwini". To kłamstwo, jak i to drugie o rzekomym działaniu dawnego ruchu autonomicznego na zlecenie KPSS, ma w oczach rodaków Radžvilasa usprawiedliwić represje i dyskryminację naszej społeczności. Bo litewski publicysta szczerze żałuje, że Polaków za mało ukarano za dawne dążenia do swobody rozwoju kulturalnego i realnego samorządu.
Żale te to znów dowód zakłamania litewskiego publicysty. Przecież Radžvilas dobrze wie, że od 1991 r. Prokuratura Generalna usilnie szukała dowodów powiązań ruchu autonomicznego z moskiewskimi puczystami. Przecież Radžvilas dobrze wie, że od 1993 r. sędzia śledczy tej prokuratury Gintaras Plioplys zajmował się już tylko szukaniem dowodów na to, że Rada Koordynacyjna PKN-T usiłowała oddzielić Wileńszczyznę od republiki. W 1995 r. musiał sprawę umorzyć, bo jakichkolwiek dowodów zabrakło. Ostatecznie oskarżono deputowanych rejonowej rady solecznickiej, którzy w Radzie Koordynacyjnej nie zasiadali, a część z nich w ogóle się na zjazdach deputowanych nie pojawiała. Z dużej chmury mały deszcz - można napisać, ale Radžvilas i dziś dalej się chmurzy, choć ten jego gniew nie ma nic wspólnego ani z prawdą historyczną, ani ze sprawiedliwością. Wprost przeciwnie: kłamliwe oskarżenia mają uzasadnić to wszystko, co przez lata robiono z naszą ziemią, z naszymi nazwiskami, z naszym językiem, a czego Radžvilasowi i tak za mało.
W artykule Radžvilasa pojawia się ton od pewnego czasu nieobecny w głównych mediach. To nie tylko usprawiedliwienie tego systemu dyskryminacji, jaki stworzono. To jawny żal, że nie dyskryminowano Polaków jeszcze bardziej! Żal, że nie uwięziono liderów naszej społeczności na początku lat 90. Żal, że w ogóle przyznano nam obywatelstwo. Radžvilas marzy o wariancie łotewskim, na Łotwie bowiem prawie połowa ludności rosyjskiej (która z kolei stanowi około 40% całej ludności kraju) nie otrzymała obywatelstwa republiki i w tej chwili jest pozbawiona wszelkich politycznych praw. Łotysze usprawiedliwi to faktem, że większość Rosjan to imigranci (bądź ich potomkowie) z czasów ZSRS. W stosunku do nas takiego uzasadnienia nie można zastosować, bo, czego Radžvilas nie napisał, ogromna większość polskich rodów żyje tu, na Wileńszczyźnie, znacznie dłużej niż jego własny ród. Dlatego trzeba ponowić stare kłamstwa o autonomii na zlecenie KPSS, a nawet o dalszym działaniu pod kierownictwem Moskwy.
A przecież wystarczyło pozbawić Polaków obywatelstwa i dziś nie byłoby ani "antypaństwowej" Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, ani Waldemara Tomaszewkiego, który śmie głośno mówić w całej Europie o dyskryminacji, jaka nas tutaj dotyka, ani Polaków w radach rejonowych wileńskiej czy solecznickiej prowadzących "wywrotowe działania" - snuje rozważania komentator "LR". Zresztą Tomaszewski to rosyjski agent - dorzuca kolejne pomówienie Radžvilas. Na koniec straszy rodaków drugim Pridniestrowiem lub Osetią.
Litewski publicysta pisze, że Waldemar Tomaszewski "dyskredytuje" państwo litewskie i Litwinów. Cóż... jeśli z ramienia największego litewskiego dziennika wykładowca największego uniwersytetu pisze, że działania na rzecz obrony własnej tożsamości przez autochtoniczną grupę etniczną są "antypaństwowe", a nawet potępia to, że tej grupie etnicznej przyznano prawa obywatelskie, to właśnie to jest dyskredytacja Litwy i litewskiej elity.
Na podst. www.polskamlodziezwilna.blogspot.com/
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.