Dzisiejszy fragment Pozdrowienia anielskiego ukazuje nam prawdę, wypowiedzianą w domu Elżbiety i Zachariasza. Kiedy Maryja przybyła do ich domu – jak wskazuje św. Łukasz – „Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1, 41-42).
W swym entuzjastycznym wyznaniu wiary w Boskie macierzyństwo Maryi, a tym samym w Bóstwo Jej Syna, Elżbieta nie wspomina imienia Jezus. Imię Syna Bożego pojawia się dopiero w modlitewnym tekście "Pozdrowienia anielskiego" i znajduje się na samym końcu, jako ostatnie słowo części biblijno-uwielbiającej naszego "Zdrowaś Mario", tak często powtarzanego w modlitwie różańcowej.
Ale powróćmy do Ain Karem, gdzie mieszkali małżonkowie Elżbieta i Zachariasz. A dokładniej wróćmy do tej sceny, w której padają słowa szczególnego błogosławieństwa wypowiedzianego przez Elżbietę wobec Maryi. Opisana przez Ewangelistę Łukasza scena nawiedzenia ukazuje, że przyszły Syn Maryi zostaje nazwany "owocem Jej łona". Wiadomo, że do tekstu "Pozdrowienia anielskiego" dostało się u nas nie "łono" lecz "żywot". Zwrot łono jest terminem jednoznacznym, a „żywot” to dość staroświeckie i przynajmniej dwuznaczne określenie. Współcześnie ten rzeczownik określa przede wszystkim czyjąś biografię, życiorys - np. żywoty świętych, a znacznie rzadziej - i to jako rusycyzm - łono, zwłaszcza kobiece - po prostu brzuch.
Wracając do tematu dzisiejszego rozważania, zatrzymajmy się na "owocu żywota" Maryi, który jest dla nas przede wszystkim przypomnieniem prawdy o pełni człowieczeństwa Jezusa Chrystusa: poczęty za sprawą Ducha Świętego, przychodzi na świat, rodzi się, jak każdy człowiek. Przypomnijmy sobie słowa, zapisane przez św. Pawła: "Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty" (Gal 4, 4). Narodziny Jezusa Chrystusa, który „z Dziewicy wziął ciało (…) i narodził się z Maryi, pięknej owieczki” (Homilia paschalna Melitona z Sardes), to niezgłębiona tajemnica miłości Bożej!
Maryja, której przyglądamy się w szczególny sposób w naszych październikowych rozważaniach - jako Matka Bożego Syna z niezrównaną sumiennością spełniła przyjęty na Siebie zaszczytny obowiązek. Była naprawdę kochającą, tkliwą, ofiarną Matką. Już przed narodzeniem Jezusa słała przed Niego Swoje pokorne modły. Później, kiedy bezlitośni ludzie nie dali im schronienia, to w Betlejem w zimnej stajence, serdeczne pocałunki i kochające ramiona Najświętszej Panny ogrzewały drżące z zimna boskie Niemowlę. A kiedy okrutny Herod zmusił Rodzinę Świętą do ucieczki do Egiptu, łono Najświętszej Panny było jedyną pewną ostoją małego Jezusa na ziemi.
Najświętsza Pana Maryja, rzeczywiście zasłużyła na cześć, jaką Jej od wieków oddaje Kościół katolicki. Zasłużyła na to, by układano o Niej najpiękniejsze modlitwy i pieśni, by ku Jej czci budowano świątynie, zasłużyła na ustanowione przez Kościół święta, na niezliczone dzieła sztuki, przepiękne obrazy, rzeźby, stworzone przez najwybitniejszych artystów świata…
Autor: ks. Krzysztof Hawro
Źródło: niedziela.pl