Jezusowe wskazania są jednoznaczne. A co my myślimy – przed namysłem i po nim – o naszych nieprzyjaciołach, wrogach? Jakie uczucia targają nami po doznaniu krzywdy? Kto choć raz nie odpowiedział „pięknym za nadobne”, doznawszy nawet niewielkiego zranienia? Równanie „rachunku krzywd” mamy we krwi. Uważamy to za oczywiste i sprawiedliwe. Zresztą w sukurs przychodzi nam cały wymiar sprawiedliwości z prokuratorami, sędziami i adwokatami. Nawet Kościół ma swe sądy. Tak, doznane krzywdy wywołują całą gamę uczuć, takich jak oburzenie, gniew, lęk, smutek, niechęć, nienawiść czy wręcz mściwość, pragnącą wziąć wielokrotny odwet. Czujemy niechęć do tych, którzy jako pierwsi nam ją okazują, a cóż powiedzieć, gdy dotyka nas nienawiść irracjonalna, motywowana jakąś obłędną ideologią? Od wielu lat, jako uczniowie Jezusa, jesteśmy wzywani, by nie dać się porwać żywiołowi odwetu; przeciwnie – mamy świadomie i usilnie krzesać w sercu bezwarunkową życzliwość wobec wszelkich... złoczyńców. A wzorem dla nas ma być Ojciec niebieski – On niezmiennie „dobry dla niewdzięcznych i złych”. On – cierpliwy i miłosierny. Naśladując naszego Ojca, możemy też liczyć na wielką nagrodę i miano „synów Najwyższego”. Co za obietnica!
Na pewno newralgicznym punktem w zmianie naszych uczuć i schematów reagowania jest wyraźne rozgraniczenie osoby złoczyńcy od jego złych czynów, które mogą, a nawet powinny być nazwane, osądzone czy napiętnowane. Sąd nad osobą nie należy jednak do nas, biednych grzeszników, też uwikłanych w słabość i grzeszność. To jest wyłączna kompetencja Stwórcy, który każdą osobę stwarza na swój obraz i podobieństwo. Stąd to jednoznaczne zalecenie Jezusa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone”. W aplikowaniu nauki Jezusa mamy zapewne niemało porażek i – oby! – coraz więcej sukcesów... A to, co leży w nas odłogiem i prezentuje się dzisiaj jak wieloletni ugór, niech dotknie pług Jezusowej miłości i nauki, zbijającej z tropu nasze stereotypy!
Zdumiejmy się rzeczą najważniejszą; tchnie ona nadzieją i czyni przełom w ludzkich dziejach. Otóż nauka dziś słyszana najwyraźniej nie jest z tego świata i nikt nie wywiedzie jej ot tak sobie z własnego wnętrza. Tę naukę mógł nam ogłosić tylko Jezus Chrystus, który nie jest „z niskości”, lecz „z wysoka” (por. J 8, 23). Na wiele sposobów okazywał, że przychodzi od Boga, Stwórcy i Ojca, który jest miłością (por. 1 J 4, 8), i ma wobec ludzi wielki zbawczy plan wyprowadzenia ich z „domu niewoli” – z destrukcyjnego żywiołu nienawiści, aby zwycięsko wprowadzić ich w fascynujący, absolutnie nowy świat Boskiej miłości – cywilizacji i kultury miłości! Tylko taka miłość – najobficiej wypływająca z przebitego włócznią Serca Jezusa i na zawsze pozostająca pośród nas w Eucharystii i innych sakramentach – ma realną moc, aby nasze serca oczyścić, przemienić, przebóstwić, uzdolnić do miłosnej komunii z bliźnimi i z Boskimi Osobami.
Autor: O. Krzysztof Osuch, jezuita
Źrodło: niedziela.pl
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.