Boże Narodzenie, którego świętowanie rozpoczynamy już w Wigilię, 24 grudnia – jak żadne inne święto – posiada pewne obrzędy religijne i zwyczaje ludowe. Przetrwały one na przestrzeni wieków i połączyły się w formy zabarwione przez każdy naród specyficznymi cechami własnej kultury.
U Polaków, a także narodów sąsiednich, niegdyś wchodzących w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Wigilia Bożego Narodzenia jest najpiękniejszym dniem roku, świętowanym według ukształtowanego przez stulecia obyczaju. Natomiast wieczerza wigilijna jest swoistym kanonem, którego nie wolno naruszyć.
Czy dzisiejszy charakter wigilijnej kolacji jest taki, jak przed laty, tradycyjnie przekazany przez pokolenia? Czy codzienny pośpiech i zapracowanie pozwalają nam cieszyć się z rodzinnej biesiady tego jedynego w roku, niepowtarzalnego wieczoru? Czy potrawy są wykonane przez gospodynie domu, czy też kupione w sklepie? A może tradycyjny wigilijny stół powoli staje się reliktem minionej epoki?..
Chyba niejednokrotnie stawaliśmy przed podobnymi pytaniami, lecz, gdy przychodzą święta, z roku na rok staramy się, by w naszym domu znowu zalśnił biały obrus na sianie z opłatkiem i potrawami, z których większość spożywamy raz do roku.
Czy wszystko postne?
Tradycyjnie w Wigilię Bożego Narodzenia zachowany jest post ścisły: jakościowy – wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych – trwa do północy; ilościowy – do ukazania się pierwszej gwiazdy. Zwyczaj ten jest pozostałością dawnego pokutnego charakteru adwentu. Stąd wszystkie potrawy wieczerzy wigilijnej są... postne. Aczkolwiek daleko nie wszystkie współczesne gospodynie, wypiekając drożdżowe ciasta, rezygnują z jaj i mleka.
„W naszym domu rodzinnym nigdy nie używano do wigilijnych potraw mleka i jajek, dlatego też pierożków z makiem i grzybami robiło się tyle, by zjeść w ciągu jednego wieczoru. Wypieki na cieście bez jaj i mleka nie zachowują długo świeżości. A ponieważ rodzina była duża, a dzieci głodne, więc makówki i grzybówki szybko znikały ze stołu" – wspominała Irena Ingielewicz, podkreślając, że ten zwyczaj pielęgnuje do dzisiaj.
Pierożki z makiem, grzybami, kapustą, czy też nadzieniem z dżemu, smażone na oleju, czasem wypiekane – to specjał wigilijnej kolacji na Wileńszczyźnie. Gotowane uszka z grzybami w barszczu – specjał w Polsce – nie przyjął się u nas. Nazywane, w zależności od rodzinnej tradycji – makówki, grzybówki, jagodówki, czy też makowiki, grzybowiki – stanowią jedno z podstawowych dań. Te z grzybami i kapustą są podawane do barszczu, który (znów w zależności od zwyczaju panującego w rodzinie) jest albo buraczkowy, albo grzybowy. W niektórych rodzinach podaje się też słodką zupę owocową.
Smaki dzieciństwa
Zapewne też rzadko w rodzinach uciera się dzisiaj mak ręcznie. Maszynki i roboty kuchenne wykonają za nas tę pracę szybciej i sprawniej. Dostępna też jest masa makowa w sklepach, doprawiona cukrem i bakaliami. Tyle, że nie taka smaczna, jak przyrządzona własnoręcznie.
„Wigilia mego dzieciństwa różni się od tej, którą przeżywamy z moimi dziećmi i wnukami dzisiaj. Chociaż charakter wyjątkowości pozostał – wspomina Stanisława Kulicka, mieszkanka Gałg. – W czasach sowieckich trudno było o produkty na wigilijny stół, ale zawsze były pierożki z makiem i grzybami, zupa grzybowa... Z kolei ryby – w zależności, jakie udało się zdobyć.
Dni 24-26 grudnia nie były wolne od pracy i szkoły. Do przyrządzania Wigilii zabierało się, gdy dzieci przychodziły ze szkoły, a rodzice – z pracy. Dlatego też do przygotowania kolacji włączali się wszyscy, łącznie z mężczyznami. To do ich obowiązku należało m.in. przygotowanie maku, który ucierali ręcznie w moździerzu. Ten mak z dzieciństwa miał inny smak – był wyhodowany w naszym ogrodzie".
Natomiast starsi mieszkańcy Wileńszczyzny na wspomnienie Wigilii ich dzieciństwa przypominają owsiany kisiel, który był podawany na początku kolacji. Dla jednych był smaczny, inni go nie lubili. „Mój dziadek opowiadał pewną przygodę z wigilijnym kisielem, który zapamiętał jako bardzo smaczną potrawę. Potem tego kisielu już się nigdy nie podawało do Wigilii, dlatego postanowił pewnego razu przyrządzić dla dzieci i wnuków. I się okazało, że wcale mu nie smakował. Dziadek śmiał się z siebie i głośno zastanawiał się, dlaczego w dzieciństwie kisiel wydawał się taki smaczny" – opowiedziała o „kisielowej" przygodzie dziadka Medarda Dorota Gasińska.
Symboliczna liczba i ryba
Dawniej liczba potraw podawanych na stół była różna. Dzisiaj najczęściej spotyka się zwyczaj 12 potraw, symbol 12 apostołów. Jadłospis natomiast tak jest przemyślany, żeby uwzględniał wszystkie płody rolne i leśne z całego roku. Najbardziej typowe i tradycyjne – to barszcz z buraków, zupa grzybowa, pierożki, kapusta, ryby, kompot z suszonych owoców, żurawinowy kisiel, w niektórych rodzinach – kutia.
Główną potrawą wigilijnej kuchni jest ryba, głównie karp. Jej podanie wiąże się z pewną symboliką, gdyż ryba była pierwszym symbolem chrześcijaństwa i Chrystusa. Z pierwszych liter tego słowa, zapisanego w języku greckim ICHTIS – Jesus Christos Theu Hios, Soter – chrześcijanie odczytywali: Jezus Chrystus Syn Boga, Zbawiciel. Dzisiaj natomiast wśród rybnych potraw wigilijnych nie brakuje ryby po grecku. Natomiast karpia podaje się pod różnymi postaciami – w galarecie, zapiekanego lub smażonego. Żeby uniknąć „przygody" z ością, niektóre gospodynie szykują faszerowany, jednak jego przyrządzenie jest bardzo czasochłonne.
Podsyta i śliżyki
„Śliżyki pieczemy wspólnie z siostrą i to dwa razy, bo jedną porcję zjemy jeszcze przed Bożym Narodzeniem. To, co zrobimy za drugim podejściem, zostaje na Wigilię – opowiedziała studentka Elżbieta Kulicka, najmłodsza latorośl Stanisławy Kulickiej. – Pieczemy także pierniczki, które potem dekorujemy i które, tak jak i śliżyki, bardzo pasują do podsyty i kompotu".
Zarówno w domu państwa Kulickich, jak i innych rodzinach Wileńszczyzny nie brakuje makowej wody, znanej pod nazwą podsyta. Przygotowana na pszenicy i utartym maku, z dodatkiem miodu i różnych bakalii stanowi obok kisielu z żurawin i kompotu z suszonych owoców jeden z napojów wigilijnej kolacji. „Wodę makową ze śliżykami jemy już po pasterce – jest takim naszym rodzinnym deserem" – wspomina pani Stanisława, natomiast jej córka Elżbieta szczerze przyznaje, że ma nadzieję odziedziczyć po mamie kucharski talent.
To, co najważniejsze
Niezmienne przy każdym stole wigilijnym – to modlitwa, puste miejsce i opłatek. Rozpoczynając wigilijną wieczerzę, wszyscy zgromadzeni wokół stołu odmawiają modlitwę. Prowadzi ją ojciec rodziny albo dziadek czy też osoba najstarsza z obecnych. Po odczytaniu fragmentu z Ewangelii według św. Łukasza o narodzeniu Jezusa, następuje moment łamania się opłatkiem, składania sobie życzeń. Według zwyczaju wszyscy powinni się przeprosić wzajemnie za uczynione zło.
Starsi mieszkańcy Wileńszczyzny przypominają, że opłatkami dzielono się także ze zwierzętami. Do obory zanoszono przede wszystkim opłatki kolorowe, ale jeśli takich nie było – to białe. Znane są też legendy, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. „W naszej rodzinie opowiadało się dzieciom, że o północy zwierzęta klękają. Jak byłam mała, koniecznie chciałam zakraść się do chlewu, by to obejrzeć, ale starsi zabraniali, tłumacząc, że nie wolno naruszać sacrum zwierząt" – wspominała Krystyna Bilkiewicz, której wspomnienia dziecięcej Wigilii sięgają końca czwartego dziesięciolecia ubiegłego stulecia.
A puste miejsce jest przeznaczone dla samotnego wędrowca, który może zapukać do naszych drzwi, czy też samotnego sąsiada albo spóźnionego krewnego. Niektórzy tłumaczą, że to miejsce jest dla nowonarodzonego Dzieciątka Jezus.
Kulminacja świąt
Ksiądz prałat Wojciech Górlicki, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Królowej Pokoju podkreśla, że nie wolno świąt ograniczyć wyłącznie do przygotowań. „Ważne jest, byśmy dbali o tradycje, które są też przekazywaniem kultury oraz tego, co świadczy o naszej tożsamości. Do takich tradycji należy Wigilia, a wraz z nią cała oprawa, którą tak lubimy – choinka, pięknie przygotowany stół, prezenty.
Wszystko to są rzeczy piękne i dobre, ale pod warunkiem, że są wypełnione właściwą sobie treścią. Jeśli przeżywamy tylko przygotowanie do Wigilii, Wigilię i święta jako zewnętrzną formę, to, niestety, stają się one pustymi znakami. Czasem ludzie lubią powtarzać „święta, święta i po świętach...". Czyli był duży ruch, było przygotowanie, byli goście, a potem wszystko się skończyło. Nie dość, że nie mamy przeżycia świątecznego, to jeszcze jesteśmy zmęczeni i wtedy takie przeżywanie świąt jest pustką".
Zdaniem kapłana, dopiero, gdy wszelkie tradycje są oparte na fundamencie religijnym, stają się piękną formą wewnętrznych przeżyć. „Przede wszystkim przygotowanie do świąt, ma być przygotowaniem duchowym. Trzeba zrobić wewnętrzny rachunek sumienia, co powinienem w sobie zmienić, co muszę w sobie poprawić – tłumaczył prałat. – Powinno być połączone z dobrym przeżyciem adwentu, rekolekcji adwentowych, spowiedzi. Kulminacyjnym i najważniejszym punktem święta jest Msza św.
Jeśli to przygotowanie duchowe jest na właściwym poziomie, wtedy wszelkie tradycje są piękne, ważne, potrzebne i nabierają właściwego kształtu, smaku i stają się piękną ozdobą. I nawet, jeśli człowiek jest zmęczony, to wie, że pięknie przeżył święta. Wtedy nie ma rozczarowania, że to już „po świętach...", tylko pozostawiają one jakiś owoc w naszym życiu".
Teresa Worobiej
„Tygodnik Wileńszczyzny"