Kilkakrotnie w ciągu roku w tekstach mszalnych wraca postać Zacheusza, który nigdy się nie znudzi i nie zestarzeje.
Można go chyba nazwać patronem współczesnych ateistów, tych, którzy uważają, że odwrócili się od Jezusa, ale po cichu interesują się Nim.
Czasem taki ateusz przyjdzie do kościoła, siedzi dłużej czy krócej, podobny do urzędnika Zacheusza, i chce się wdrapać na drzewo, żeby choć z daleka zobaczyć Ewangelię.
Czasem klęka w pustym konfesjonale (sam widziałem) i kiedy pojawia się ksiądz, ucieka w te pędy, jak ptak z gałęzi drzewa.
Jedna z umierających po spowiedzi zadeklarowała, że chce mieć pogrzeb laicki. Można pomyśleć, cóż to za nawrócenie? Może się też przypomnieć Zacheusz. Tak jak on, chciała wdrapać się na drzewo, zobaczyć Jezusa, ale nie opowiadać i nie pokazywać tego ludziom.
Zacheusz jest cichym protestem przeciwko niedyskrecji wobec ludzi, którzy borykają się z przeżyciami religijnymi, chcą je ukrywać, aby być tylko sam na sam z Panem Bogiem.
Ks. Jan Twardowski