Boimy się, że stracimy pracę, bo nasz nos nie spodoba się nowemu szefowi; że stracimy mieszkanie, że spadkobiercy przedwojennych właścicieli nas wyrzucą; boimy się nagłej sklerozy i tego, że zapomnimy, gdzie leży aspiryna. Zazdrosna żona boi się, że mąż zgubi telefon komórkowy i nie będzie mogła go skontrolować, a on ucieknie i zmyli pogonie.
Boimy się po to, żeby się bać.
Pan Jezus często w Ewangelii tłumaczy, dlaczego się boimy – ponieważ nie ufamy Panu Bogu. A On myśli za nas. Nawet wtedy, kiedy boimy się, że zostaniemy sami, Bóg robi wszystko, abyśmy byli razem z Nim.
Jezus nie oskarża lęku. Skoro anioł powiedział do Matki Bożej „nie bój się” (Łk 1,30), skoro bała się i Najświętsza, może bać się i człowiek grzeszny.
Żyjemy w świecie lęku i ciągłej nadziei. Musimy umieć się takich sytuacjach zaprzyjaźnić z Bogiem.
Ks. Jan Twardowski