Zwróćmy uwagę na to, że uleczony wdzięczny trędowaty, wielbiąc Boga, upadł do stóp Jezusowych. Przecież nie wiedział, że Jezus jest Bogiem, wydawało mu się, że jest On co prawda niezwykłym lekarzem, ale człowiekiem. Dziwne wobec tego jest to, że wielbiąc Boga, obejmował za nogi człowieka.
Co działo się z pozostałymi? Myślę, że także wielbili Boga na wysokiej świętej górze w świątyni Pańskiej. Nagłe objawienie się mocy Bożej zachwyciło ich Bogiem. Wszyscy ludzie mogli im się wydać nieważni, mogli nawet zapomnieć o spotkanym niezwykłym lekarzu. Mogli z góry patrzeć na kapłanów, jak na gryzipiórków z kancelarii jerozolimskiej, którzy wypisywali zaświadczenia: „Zaświadczam, że ten i ten już nie jest robaczywy, ale zdrowy".
Ktoś powie: ogołoceni, oderwani od wszystkich ziemskich przywiązań, a jednak Pan Jezus nie pochwalił ich. Pochwalił tego, który najgłębiej zrozumiał, że wielbiąc Boga, nie można zapominać o ludziach.
Bóg działa poprzez ludzi, którzy są naokoło nas, dlatego oni rzucają na nas urok, dlatego ich kochamy, tęsknimy za drugim człowiekiem, bez którego jest nam źle.
Wydaje mi się, że ten, kto naprawdę wielbi Boga, nigdy nie powinien obawiać się serdecznych uczuć w stosunku do człowieka.
Ks. Jan Twardowski