Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić (Dz 2,1-4).
Co znaczy: „I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego” (Ef 4,30)? Mówią, że Bóg Ojciec uśmiecha się, kiedy malują Go jako starca z brodą, ale Duch Święty jest niezadowolony, jak Go chcą wypowiedzieć, bo stoi na straży niewidzialności Boga.
Mówią, że Duch Święty jest jak wiatr. Wiatr to powietrze, które się śpieszy. Nikt go nie widzi, ale gałęzie i drzewa się trzęsą, stuka niedomknięta okiennica. Prześcieradło na sznurze do prania wzdyma się jak balon. Nie widzi się wiatru, ale widzi się jego działanie.
Ciekawe, że z Bogiem niewidzialnym w codziennym życiu spotykamy się najczęściej. Każde nawrócenie, dobra spowiedź, początek powołania, każde wielkie dzieło – to znaki Niewidzialnego.
Kiedy ktoś raptem chce się zmienić, kiedy czuje potrzebę innego życia, kiedy nawiedza go świąteczny dar łez, wzruszenie – to działa niewidzialny Duch Święty.
Ks. Jan Twardowski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.