Przepraszam za brak polotu, ale kiedy czytałem ten fragment Ewangelii – chyba ogromnie wzniosły, niezwykły kroczący po samych szczytach, mówiący o kontemplacji na pustyni, o Duchu, który prowadził rozmyślanie, Jezusie, który modlił się do Boga Ojca, diable, który mając swój diabelski rozum, nie wiedział, z Kim ma do czynienia – utkwił mi w pamięci niewielki szczegół, bodajże prozaiczny: troska diabła o to, aby przypadkiem człowiek nie zranił się w piętę.
Kiedy diabeł wsadził Jezusa na górę, powiedział: „Rzuć się w dół”, bo napisane jest w Piśmie: „Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będę, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień” (Mt4,6).
Szatan uważał, że Jezus jest jednym z pustelników. Wykrzywił psalm. Niby mówił o Opatrzności Bożej, ale właściwie Ją umniejszył, a wyolbrzymił lęk człowieka o własną nogę. Kontemplacja kontemplacją, modlitwa modlitwą, ale żeby mnie coś przypadkiem nie zabolało. Modlimy się, przyjmujemy Komunię Świętą, odprawiamy rekolekcje, radzi byśmy wyjechać na pustynię i modlić się godzinami. Potrafimy jednak urządzić piekielną awanturę, jeśli ktoś nas urazi, dotknie, wypchnie z ogonka, pominie przy odznaczeniu, nie dostrzeże. Jesteśmy blisko Pana Boga, Stołu Pańskiego, a jednocześnie tak bardzo boimy się o swoją sprawę, boimy się, że nam ktoś na odcisk nastąpi.
Jesteśmy wówczas nie na górze, lecz na dole, nie wysoko, lecz niziutko. I może diabeł jeszcze chodzi naokoło nas i kręci ogonem.
Ks. Jan Twardowski
Rota