Gdyby Jezus przemawiał dzisiaj, może mówiłby innym językiem, niekoniecznie językiem postaci Starego Testamentu: „Bóg jest Bogiem żywych: Bogiem żywego Świętego Tomasza z Akwinu, który należy do historii, Bogiem Świętego Marcina, który otulił biedaka płaszczem, Bogiem żywego Świętego Mikołaja, który przypomina się śniegiem i gwiazdą na Boże Narodzenie, Bogiem twojej żywej matki, nad której grobem płaczesz, Bogiem twojego żywego ojca, który tak dokładnie zginął w czasie wojny, że nawet nie ma grobu, Bogiem twojej żywej babci, która już nie potrafi pokazać na fotografii i powiedzieć, jak się który krewny nazywał, Bogiem twojej żywej nauczycielki, na której pogrzeb szkoła wybrała się z orkiestrą”.
Wszyscy, którzy dla nas umarli – żyją. Śmierć jest tajemnicą i nie trzeba jej za bardzo dotykać paluchami, bo każda niedyskrecja krzywdzi.
Umierając, człowiek wydostaje się poza czas i przestrzeń. Staje się niewidzialny. Nie odchodzi jako martwe ciało i duch – odchodzi jako cały człowiek. Bóg nie dzieli człowieka na ciało i duszę. Ewangelia mówi nie tylko o nieśmiertelności duszy, ale i o zmartwychwstaniu całego człowieka. Nawet ciało poranione, pokrzywdzone, obrzydzone – też będzie chwalebne, bo zmartwychwstanie cały człowiek. Człowiek, który umiera, przechodzi w wieczność. Już nie ma czasu czekać na koniec świata. Tylko żyjący w czasie liczą, kiedy będzie koniec świata.
Są to tajemnice, których lepiej nie dotykać, aby nasza niedyskrecja nie krzywdziła tego, co Bóg na razie przed nami ukrył.
Ks. Jan Twardowski