Można inaczej pomyśleć. Spróbujmy nazwać ludzi młodych „pierwszymi”, a starszych i starych „ostatnimi” (chyba nie za bardzo kiepskie porównanie?). Młodzi to ci, którzy idą w pierwszych szeregach, starsi to ci, którzy wloką się na szarym końcu, jak dziady na odpuście. Młodzi, ci pierwsi, pełni uroku i życia, nie mają poczucia czasu. Często nie wiedzą, czym jest miłość prawdziwa, jaki jest sens życia. Nie myślą o śmierci. Pierwsi, ale ostatni w rozumieniu tego, co najważniejsze. Starsi, ci, ostatni, którym nawet urlopy wyznaczają we wrześniu i październiku (bo młodym przypada lipiec i sierpień), są dojrzali, wiedzą, że miłość nie jest tylko romansem, ale poświęceniem. Zamyślają się nad sensem życia i śmierci. Ostatni, a pierwsi w rozumieniu tego, co najważniejsze.
Dla młodych Ewangelia często jest starą książką. Dawno powstała, pełno w niej starych, archaicznych wyrażeń, starych Żydów ze starymi brodami, starej geografii, muzealnych pieniędzy, srebrników i drachm. Dla starszych Ewangelia jest wciąż młoda, nowa, bo jest niedokończona. A jeżeli niedokończona, to stale świeża.
Ks. Jan Twardowski