Setnik miał stu żołnierzy, którzy go słuchali. Jednemu powiedział: „Idź” – poszedł. Innemu: „Chodź” – przyszedł. Jeszcze innemu: „Czyń to i to” – uczynił. Tacy posłuszni, wytresowani żołnierze.
Pomyślałem sobie nagle o wszystkich mamusiach. Mamusi nikt nie mówi: „Idź”, ale ona sama idzie rano do sklepu i kupuje chleb, masło, mleko w proszku i nie w proszku, rozmaite kefiry. Mamusi nikt nie mówi: „Chodź”, ale ona i tak chodzi do apteki, pyta o lekarstwo dla dziecka. Chodzi na dworzec i pyta, czy rozkład jazdy zmienił się na czas wakacji. Chodzi tam i z powrotem koło dziecka, gdy chore. Mamusi nikt nie mówi: „Czyń to lub tamto”, ale ona sama wciąż pracuje, bez żadnych rozkazów. Sprząta, gotuje, pierze, przyszywa oberwane guziki, Anioła Stróża przybija młotkiem do ściany, żeby nie spadł na ziemię.
Setnikowi można by powiedzieć tak: „Żołnierze są bardzo dobrzy i posłuszni, ale żaden generał nie kazał ci iść do Jezusa, a ty chciałeś iść. Żaden generał nie kazał ci chodzić koło swojej sprawy przy Jezusie, a ty chciałeś i chodziłeś koło niej. Żaden generał nie kazał ci mówić o chorobie sługi, a tyś opowiedział o niej Jezusowi”.
Jak wielka jest miłość, skoro nie potrzebuje wsłuchiwać się w żadne rozkazy.
Ten, kto kocha, biegnie z fiołkiem alpejskim, choćby miał nogę złamaną. Pisze list na osiemnaście stron, chociaż nikt mu nie kazał.
Czasem mąż przychodzi do kościoła, bo go żona wypchnęła. Młody człowiek przylatuje do chrztu, bo go przyszła teściowa zapędziła. Jeżeli przychodzimy do kościoła, to tylko dlatego, że chcemy spotkać się z Jezusem. Jeżeli przyjmujemy Komunię Świętą, to dlatego, że chcemy mieć w swoim sercu Jezusa. Trzeba się starać, by w życiu było jak najwięcej odruchów bezinteresownej miłości.
Ks. Jan Twardowski
Rota