Spróbujmy tak odczytać te słowa, żeby odkryć ich ukryty sens: „Moje owce idą za Mną. Ja je znam, a one idą za Mną”. Co chcę podkreślić? To, że „szukające owce” znały siebie, wiedziały, jakie są, i mogły domyślać się, że Jezus wszystko o nich wie, zna ich wszystkie tajemnice. Były nie tylko białe, ale i czarne, nie tylko czyste, ale i brudne, nie tylko zgrabne, ale i kulawe. Szły jednak i trzymały się Jezusa, jako jedynej nadziei.
My też należymy do słuchających Jezusa. Przecież w każdą niedzielę słuchamy Ewangelii. Ale czasem ogarnia nas blady strach: że nie tylko grzech, słabość, niecierpliwość, niepowodzenia (takie, w których najczęściej myślimy tylko o sobie), zwariowane nerwy – mogą nas oderwać od Boga.
Jezus mówi wyraźnie: słuchającym Jego słów, idącym za Nim daje życie wieczne. Oni nie zginą. Nikt ich nie wyrwie z Jego ręki. Jednocześnie tłumaczy: to dlatego, że Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Jeżeli idziemy za Jezusem, nie idziemy tylko za wspaniałym człowiekiem, ale i za Bogiem. Jak ktoś idzie za Bogiem, tęskni za Nim, trzyma się Boga – żaden grzech, żadna słabość nie mogą go od Niego oderwać.
Jest tylko jedno nieszczęście: jeżeli sami chcemy wyrwać się z rąk Pana Boga. Są chyba dwa takie przypadki: ktoś albo uważa się za tak świętego, że Bóg nie jest mu potrzebny, albo za tak grzesznego, że w ogóle już nie liczy na miłosierdzie Boże.
Jeżeli mamy świadomość grzechu i, nawet grzesząc, trzymamy się Boga i stale chcemy się poprawiać – to ani diabeł, ani czort, ani kusy nie mogą nas od Boga oderwać.
Ks. Jan Twardowski