Dowódca sił NATO w Europie gen. Philip Breedlove, który sprawuje merytoryczny nadzór nad manewrami, ocenił w środę na konferencji prasowej zorganizowanej na poligonie w trakcie ćwiczeń, że przebieg desantu był „znakomitym przykładem umiejętności krajów" w te manewry zaangażowanych.
Odnosząc się do wypowiedzi prezydenta Rosji Włodzimierza Putina, który zapowiedział we wtorek zwiększenie rosyjskiego arsenału jądrowego o 40 rakiet międzykontynentalnych, Breedlove powiedział: „To, co robimy podczas tych ćwiczeń, jest dokładną odpowiedzią, pokazaniem naszej gotowości do odpowiedzi, na tego rodzaju nieodpowiedzialną retorykę". „Normalne i odpowiedzialne mocarstwa nuklearne nie zachowują się w ten sposób i nie mówią takich rzeczy; właśnie z tego powodu jesteśmy tutaj i ćwiczymy w taki właśnie sposób. Musimy umieć ze sobą współpracować, musimy umieć ze sobą ćwiczyć właśnie z powodu tego typu zachowań" – powiedział gen. Breedlove.
Podczas desantu na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Ustce wylądowało ok. 600 szwedzkich, fińskich, brytyjskich i amerykańskich żołnierzy. W pobliże brzegu morskiego przetransportowały ich cztery okręty: amerykański okręt desantowy USS San Antonio, brytyjski śmigłowcowiec HMS „Ocean" oraz dwa polskie okręty transportowo-minowe ORP „Lublin" i ORP „Gniezno". Cała operacja osłaniana była z powietrza m.in. przez myśliwce F-16.
Z okrętów na brzeg żołnierze przetransportowani zostali za pomocą barek desantowych, amerykańskich poduszkowców LCAC oraz polskiego transportera pływającego. Zgodnie ze scenariuszem ćwiczeń na brzegu doszło do walki z broniącymi go przeciwnikami: w tą rolę wcielili się żołnierze z 7 Brygady Obrony Wybrzeża ze Słupska.
W czasie ćwiczenia doszło do wypadku: pod wodę poszedł wystawiony przez polskie wojsko pływający transporter samobieżny. Stało się to, gdy pojazd – po wysadzeniu na ląd żołnierzy - wracał na pokład polskiego okrętu ORP „Lublin". „W pojeździe znajdowało się dwóch członków załogi, żadnemu z nich nic się nie stało: obaj zostali natychmiast ewakuowani na pokład polskiego okrętu i nadal biorą udział w ćwiczeniach" – powiedział PAP mjr Michał Romańczuk z Wydziału Działań Komunikacyjnych Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Romańczuk dodał, że po wyciągnięciu pojazdu na brzeg, co ma nastąpić „w najbliższym czasie", komisja określi, co było przyczyną jego zatonięcia. „Dziś za wcześnie o tym mówić, przyczyn mogło być wiele" – powiedział. Dodał, że "czynności zmierzające do podjęcia transportera zostały już podjęte". „Nasi logistycy i technicy pracują nad tym, by wyciągnąć pojazd na brzeg" – powiedział.
Organizowane przez mieszczące się w Portugalii Dowództwo Morskich Sił Uderzeniowych i Wsparcia NATO manewry Baltops rozpoczęły się 5 czerwca w Gdyni, a zakończą 20 czerwca w Kilonii. Bierze w nich udział ok. 5 tys. żołnierzy, 49 okrętów oraz ok. 60 samolotów i śmigłowców z 17 państw.
Tegoroczna edycja Baltops należy do największych w historii tych ćwiczeń. Obejmuje manewry na morzu, w powietrzu i na lądzie. W scenariuszu przewidziano m.in. zadania związane z obroną powietrzną, zwalczaniem okrętów podwodnych i min.
Swoje siły skierowały na manewry Holandia, Dania, Estonia, Francja, Łotwa, Litwa, Polska, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Turcja, Belgia, Norwegia, Kanada, Niemcy i trzy kraje partnerskie NATO: Finlandia, Szwecja i Gruzja.
Najwięcej, bo aż 9 okrętów, wystawiła Polska. Są to: okręt podwodny ORP "Kondor", dwa okręty transportowo-minowe ORP "Gniezno" i ORP "Lublin", niszczyciel min ORP "Mewa", pięć trałowców ORP "Resko", ORP "Bukowo", ORP "Dąbie", ORP "Mamry" oraz ORP "Wigry".
Manewry Baltops organizowane są od 1972 r., a tegoroczne ćwiczenia są już 43. z kolei. Polska uczestniczy w tych ćwiczeniach od 1993 r., od którego to momentu manewry organizowane są w ramach programu Partnerstwo dla pokoju. PAP