Dziecko trafiło do krakowskiego szpitala 30 listopada ub.r., po tym jak w nocy wymknęło się z domu w małopolskich Racławicach k. Krzeszowic. Po wszczęciu poszukiwań chłopca w samej piżamce znalazł nad brzegiem rzeki, kilkaset metrów od zabudowań, policjant. Po przywiezieniu do szpitala okazało się, że chłopiec był wychłodzony do 12,7 stopni C. Według specjalistów uratowanie osoby po takim wychłodzeniu organizmu graniczy z cudem.
Po przewiezieniu do krakowskiego szpitala Adaś został podpięty do urządzenia, które umożliwia tzw. pozaustrojowe utlenowanie krwi. Po wybudzeniu ze śpiączki, do którego doszło po trzech dniach, przez pewien czas oddychał za pomocą respiratora. Chłopiec spędził w szpitalu niemal 2,5 miesiąca: najpierw 23 dni na oddziale intensywnej terapii, potem 51 dni na oddziale neuro-rehabilitacji.
Jak relacjonują przedstawiciele szpitala chłopiec chodzi już samodzielnie, dzięki opiece specjalistów i żmudnym ćwiczeniom poprawiła się także jego sprawność manualna. Po powrocie do domu nadal będzie wymagał rehabilitacji.
"Marzyliśmy, żeby to dziecko opuszczało szpital w takiej formie, w jakiej wychodzi. Jest w tej chwili w doskonałym kontakcie intelektualnym ze światem, to jest ogromna radość, bo to dziecko w pełni wraca do życia" - powiedział prof. Janusz Skalski, kierownik Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego.
„Dziecko bawi się, dokazuje, biega, podskakuje, jest nawet niesforne. Ono się zachowuje dokładnie tak, jak powinno się zachowywać" - mówił prof. Skalski.
Podczas konferencji prasowej na sali pojawił się Adaś w towarzystwie swoich rodziców. Samodzielnie chodził, pozował fotoreporterom, siedział przy stoliku i bawił się przygotowanymi na nim zabawkami. "Jest to dla nas ogromne szczęście, że możemy wrócić do domu razem z naszym synem, który jest prawie w pełni sprawny" - mówiła mama chłopca.
Jak podkreślił prof. Skalski, powrót do pełnego zdrowia małego pacjenta to „ogromna radość nas wszystkich i medycyny polskiej". Zaznaczył, że uratowanie chłopca jest zasługą znakomitego przygotowania wszystkich służb uczestniczących w akcji: od policjanta, który znalazł wychłodzone dziecko i rozpoczął udzielanie pierwszej pomocy, przez załogę pogotowia ratunkowego, po lekarzy i pielęgniarki w szpitalu.
Według prof. Skalskiego w Małopolsce i Krakowie działa modelowy system leczenia wychłodzonych pacjentów opracowany przez zespół ze Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II, który powinien być przyjęty we wszystkich ośrodkach w Polsce. „Nasz kraj jest przygotowany, żeby takich pacjentów ratować" - ocenił.
Powrót Adasia do pełnej sprawności - mówił prof. Skalski - to zasługa wielodniowej pracy zespołu rehabilitantów pod kierunkiem dr Anny Świerczyńskiej. Jak przypomniała lekarka, kiedy mały pacjent został przewieziony na oddział neuro-rehabilitacji samodzielnie mógł tylko na krótko siadać.
„Po kilkunastu dniach osiągnęliśmy pierwszy +kamień milowy+ - pierwsze przejście kilku kroków. To małe dziecko, trzeba było wielkiej perswazji, żeby przekonać go do wykonania tych żmudnych i monotonnych ćwiczeń" - oceniła. Według niej chłopiec obecnie chodzi samodzielnie, ale nadal wymaga rehabilitacji i ćwiczeń.
Dr Maciej Kowalczyk, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, ocenił, że zespół placówki uzyskał efekt leczenia, jaki sobie wymarzył, a Adaś stał się najbardziej znanym polskim pacjentem na świecie, bo jego losy śledzili miliony ludzi na całym świecie.
W konferencji uczestniczyli też rodzice chłopca, Paulina i Mateusz. Podziękowali wszystkim, którzy przyczynili się do uratowania ich syna: lekarzom, pielęgniarkom i ratownikom medycznym, policjantom i strażakom. „To dla nas ogromne szczęście, patrząc na niego, naprawdę jesteśmy bardzo szczęśliwi, że już wracamy do domu" - mówiła mama chłopca. (PAP)