Decyzją członków połączonych sejmowych komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Spraw Zagranicznych ustawa ratyfikująca tzw. konwencją przemocową będzie poddana pod obrady Sejmu. Wielokrotnie podnoszone były głosy, że zapisy tego dokumentu są niezgodne z polską Konstytucją. W czym przejawia się ta niezgodność?
– Konwencja niezgodna jest już z samą preambułą Ustawy Zasadniczej. Zapis wstępu Konstytucji mówi jasno, że jesteśmy wdzięczni naszym przodkom za wielowiekową kulturę i tradycję, która jest oparta na chrześcijaństwie. Jesteśmy też zobligowani do tego, żeby przekazać to dziedzictwo następnym pokoleniom. A co robi konwencja? Obala nasz system wartości. Konwencja wciąga także państwo w walkę ideologiczną ze społeczeństwem. Neguje więc zasadę neutralności i wolności przekonań.
Pojawiają się opinie, że konwencja podważa prawną ochronę rodziny...
– Tak. Konwencja uderza w art. 18 Konstytucji, który definiuje, czym jest małżeństwo – związkiem kobiety i mężczyzny, i jako taki też ma być chroniony. Przepisy konwencji umożliwią swobodną deklarację płci. To się będzie przejawiało tym, że mężczyzna będzie mógł udać się do Urzędu Stanu Cywilnego, zadeklarować, że jest kobietą i wziąć legalny ślub z drugim mężczyzną. Widzimy tutaj ten ogrom obyczajowych i medycznych szaleństw, które konwencja niesie. Także zmiany w systemie edukacyjnym zmarginalizują rolę rodziców w wychowaniu dziecka. Uniemożliwi chociażby podjęcie interwencji przez Rzecznika Praw Dziecka wobec edukacji seksualnej. Dziecku będą podawane te treści, które życzy sobie urzędnik. Demoralizacja dziecka i obdzieranie go z poczucia wstydu jest uderzeniem w jego godność. Konstytucja z kolei w art. 30 nakazuje władzy ochronę godności każdego obywatela. Pozbywamy się więc tradycji i wartości na rzecz chorych i zideologizowanych pomysłów. Finał będzie taki, że przykładem niemieckim rodzice będą karani za niepuszczanie dzieci na lekcje demoralizacji.
Zwolennicy konwencji podkreślają, że ma ona walczyć z przemocą w rodzinie i wobec kobiet. Tymczasem według badań, w Polsce mamy jeden z najmniejszych w Europie współczynników przemocy.
– Ta konwencja nie jest wymuszona realizmem, a jedynie ideologią. Gdy chcę przejść przez rzekę, buduję most, bo to jest mi konieczne, aby żyć i funkcjonować. W konwencji logiki nie znajdziemy, ponieważ zastąpiła ją ideologia wymyślona przy biurku. Pewnym grupom nie udało się zdobyć władzy ekonomicznymi czynnikami, to próbują objąć rząd dusz właśnie poprzez szczucie jednych grup przeciwko drugim. Nastawianie przeciwko sobie kobiet i mężczyzn, dzieci i rodziców itd.
A w czym Pani upatruje niski poziom przemocy domowej w Polsce?
– Za niskimi wskaźnikami przemocy w Polsce stoją wartości chrześcijańskie, które uczą szacunku dla ludzi. Tylko ktoś, kto neguje prawidła natury, może twierdzić, że kobieta wychowująca dzieci i realizująca domowe obowiązki jest prześladowana. Przecież to naturalne, że kobieta i mężczyzna uzupełniają się w małżeństwie. Potwierdza to nie tylko religia, ale także rzetelne badania. Chrześcijaństwo wpaja potrzebę wspólnej współpracy kobiety i mężczyzny, przy obustronnym szacunku. Osobom, które uważają, że kobieta jest wrogiem mężczyzny, a mężczyzna kobiety, chrześcijańska wizja świata nie odpowiada.
Liczy Pani na refleksję nad zasadnością wprowadzenia konwencji po stronie posłów koalicji?
– Konwencja jest konstytucją genderyzmu. Znaczna część posłów Platformy Obywatelskiej nie zna jej zapisów. Nie ma więc możliwości do chwili refleksji nad nimi. W tej sytuacji posłowie PO przyjmują za prawdy objawione to, co mówi premier Ewa Kopacz i minister Małgorzata Fuszara. Zawsze gdy społeczeństwo czy organizacje katolickie i społeczne przedstawiają jakieś stanowisko, to Platforma głosuje odwrotnie. Środowiska skupione wokół Kościoła są naprawdę bardzo mocno uzbrojone w argumenty, lecz strona rządowa nie chce słuchać. Z kolei władze PSL są silnie upolitycznione, więc zagłosują po myśli premier Kopacz. Wielu szeregowych posłów tej partii deklaruje się jako katolicy, a w kwestiach światopoglądowych wstrzymują się od głosowania. Nie wiem, z czego to się bierze, może boją się środowisk lewicowych? Powiedzmy to jasno – wstrzymanie się od głosu jest poparciem dla konwencji. Teraz sytuacja jest taka, że liczy się każdy głos. A jest to walka o tradycję i wartości.
Dziękuję za rozmowę.
Rafał Stefaniuk
"Nasz Dziennik"
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.