„Rzeczpospolita” zauważyła, że najbardziej zmniejszyła się liczba sklepów spożywczych – ubyło ich ponad 500 i odzieżowych, których jest o ponad 200 mniej.
Poza tym ubyło sklepów ogólnego przeznaczenia, a także z farbami, artykułami metalowymi, piśmienniczymi i księgarni. To punkty niezsieciowane.
Prezes Instytutu Myśli Szumana, prof. Zbigniew Krysiak, wskazał, że w sklepy te uderzają m.in. wysokie koszty energii i inflacja.
– Podnoszą cenę energii, a konsumpcja spada z uwagi na VAT (…). W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny żywności wzrosły o 15 procent, a do tego dochodzi użytkowanie domu. To wszystko przekłada się na małe sklepy, które są po prostu zamykane. Tu również mamy otwieranie supermarketów w niedzielę, co też zabija małe sklepiki, które mogłyby funkcjonować na lepszych marżach. Potem sieci supermarketów z kapitałem zagranicznym wymuszają niskie marże, które często są na granicy opłacalności produktów rolnych – zauważył prof. Zbigniew Krysiak.
Prasa zauważyła, że nie wszyscy mają jednak powody do narzekania. Do końca czerwca przybyło bowiem sklepów motoryzacyjnych, piekarni, ciastkarni, kwiaciarni, sklepów sportowych czy z artykułami medycznymi.
Według danych do łask wracają też wyspecjalizowane sklepy owocowo-warzywne.
RIRM