Ojciec Maksymilian w Auschwitz szybko podupadł na zdrowiu. Trafił do szpitala obozowego. Więźniowie otaczali go opieką. Gdy poczuł się lepiej, wręcz wypchnięto go ze szpitala w obawie, by nie został w nim uśmiercony. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni.
Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek.
Opisując w 1946 r. tzw. wybiórkę, Gajowniczek powiedział: „Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami »Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam« udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał ojciec Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć” (dzięki ofierze o. Maksymiliana Franciszek Gajowniczek zmarł dopiero w 1995 r. w wieku 94 lat).
Ojciec Kolbe po dwóch tygodniach męki wciąż żył. 14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia – kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.
Kilka tygodni przed śmiercią o. Maksymilian powiedział do współwięźnia Józefa Stemlera: „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.
W 1971 r. papież Paweł VI dokonał beatyfikacji o. Maksymiliana. Kanonizacji dokonał w 1982 r. św. Jan Paweł II.
Na podst. AB, PAP, naszdziennik.pl, brewiarz.pl
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.