Tadeusz Kościuszko przybył do Krakowa 23 marca 1794 r., tuż po opuszczeniu miasta przez wojska rosyjskie dowodzone przez ppłk Łykoszyna. Fakt jego obecności w Krakowie na razie był znany tylko nielicznemu gronu najbardziej zaufanych spiskowców. W tym to właśnie ściśle poufnym gronie w pałacyku Wodzickich, w którym zatrzymał się Kościuszko, toczyły się ostateczne narady. Wczesnym rankiem w poniedziałek 24 marca 1794 r. zamknięto bramy miasta, obsadzając je wartami z regimentu gen. Mikołaja Czapskiego. Poza mury nie wypuszczano nikogo bez zezwolenia gen. Józefa Wodzickiego.
Do pałacyku polecono zwołać wyższych oficerów garnizonu krakowskiego i oddziałów stojących w pobliżu miasta. Przed godz. 6 rano Kościuszko i Wodzicki z kilkoma oficerami udali się do kościoła Kapucynów, gdzie ojciec Tadeusz (Stanisław Krawczyński), gwardian Kapucynów – jak podaje kronika zakonu – „zawiadomiony wcześnie z rana, otworzyć kazał drzwi kościoła i czekał u furty ogrodowej Wodzickich przybycia Pana Kościuszki. Za przybyciem wprowadził tak tegoż Pana Kościuszkę jak i Pana gen. Wodzickiego z innymi towarzyszącymi im oficerami i cywilami do kaplicy Loretańskiej. Następnie, odprawiwszy Mszę świętą, ojciec gwardian pobłogosławił złożone na stopniach ołtarza szable, które obecni do rąk wziąwszy i w górę wzniósłszy, naprzód Wny Imci Pan Kościuszko, a z nim wszyscy obecni towarzysze wojskowi, uroczyście i z wzniosłym serc uczuciem wyrzekli przysięgę poświęcenia życia za wiarę i ojczyznę. Wielebny ojciec gwardian, wzruszony do głębi duszy, w niewielu słowach ujął swą krótką mowę: „Jak niegdyś jeden z kapucynów, wielebny ojciec Marek d’Aviano błogosławił Przesławnemu Królowi Polskiemu Sobieskiemu, tak ja wam błogosławię”. Po czym podał im Krzyż święty do pocałowania i wodą święconą ich pokropił. A brat Antoni odprowadził ich do furty ogrodowej” (Archiwum Prowincji Krakowskiej Kapucynów, rkps 96, k. 5.).
Około godziny 8 rano por. Łukasz Biegański, adiutant Kościuszki, nakazał prezydentowi Krakowa Filipowi Lichockiemu zwołanie urzędników miejskich i ludu przed ratuszem. Rada miejska szybko zebrała się na posiedzenie, postanawiając „przywitać Kościuszkę jako gościa oraz polecić jego protekcji miasto i sprawy miejskie”. W trakcie obrad na ratusz przybył ppor. Antoni Święcicki i z polecenia gen. Wodzickiego oznajmił radzie, że o godz. 9 w rynku będzie ogłoszony akt powstania.
Według Wojciecha Mączyńskiego, około godz. 10 ukazał się na ul. św. Anny Kościuszko. Lud był już zgromadzony na rynku. Przed wyciągniętym w dwa szeregi między ulicami św. Anny i Szewską frontem I batalionu 3. regimentu Mikołaja Czapskiego stanął Kościuszko. Uderzono w bębny, nastała cisza. Aleksander Linowski odczytał akt powstania, poczym zgromadzeni notable, oficerowie i żołnierze przystąpili do składania przysięgi, najpierw uczynił to sam Naczelnik. Powtarzał za Linowskim słowa przysięgi: „Ja Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej sobie władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyje, lecz jedynie dla obrony całości granic i samowładności narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego”.
Następnie przysięgał gen. Wodzicki i wojsko, zaręczając wierność narodowi i posłuszeństwo Naczelnikowi, wezwanemu dla ocalenia niepodległości ojczyzny. Podczas odczytywania aktu powstania padły z tłumu głosy, domagające się gilotyny dla zdrajców. Kościuszko i Wodzicki przemawiali do ludu; ten ostatni tłumaczył, że zbędne są gilotyny: „zbudujemy szubienice” – mówił – „by zdrajców wywieszać”. Z rynku Kościuszko w otoczeniu wojskowych, szlachty i ludu udał się na ratusz. Akt powstania oblatowano w księgach grodzkich, a przetłumaczony na obce języki został przesłany do Szwecji, Danii, Turcji, Francji i Stanów Zjednoczonych. W ten sposób insurekcja, proklamowana na rynku krakowskim, na zgromadzeniu mieszkańców i obywateli województwa krakowskiego uzyskała urzędową sankcję.
W godzinach popołudniowych Kościuszko był na posiedzeniu krakowskiej kapituły katedralnej i wziął od niej w charakterze subsydium na insurekcję 20 000 złp. Pieniądze tymczasowo zostały umieszczone na zamku. Kancelarię powstańczą umieszczono w szarej kamienicy na rynku, będącej własnością kasztelana bieckiego Franciszka Żeleńskiego. Tu w kilku pokojach pracowała kancelaria wojskowa kierowana przez Linowskiego, który stał się ministrem sekretarzem w nowym rządzie, stąd rozchodziły się przez kilka dni depesze, proklamacje i rozkazy do wojska. Całe popołudnie 24 marca rozsyłał Kościuszko w różnych interesach tak wiele osób, że powołany do wydawania paszportów prezydent Lichocki nie mógł spokojnie „połknąć kawałka chleba”, zajęty przez dzień i całą noc.
Dawał się odczuwać brak odpowiedniej ilości broni, amunicji, prowiantu i opieki lekarskiej. Arsenały krakowskie były puste; liczyć można było tylko na zapasy spiskowców i transporty z Galicji. 26 marca w całym mieście rozpoczęto zbieranie broni, saletry, siarki, żelaza i ołowiu. W objętych przez rząd insurekcyjny w sekwestr kuźnicach biskupstwa krakowskiego odlewano kule i kuto kosy. Rusznikarze dzień i noc pracowali nad przygotowaniem broni palnej i armat, stolarze nad osadzeniem kos i pik na drzewcach. W klasztorach robiono ładunki. Z ofiar mieszkańców Krakowa zgromadzono 13 karabinów, 5 flint i 26 par pistoletów, 244 pałaszy, 6000 kos, 6 baryłek i 3 kamienie prochu, ołowiu zaś 2 kamienie. Norbertanki zwierzynieckie ofiarowały 2 armaty, 2 moździerze i 7 śmigownic (małych dział). Na Wawelu znaleziono 10 dział spiżowych, 4 granatniki, i 12 starych jednofuntowych żelaznych armatek. Wodzicki przekazał swoje dwie armaty, wreszcie przyprowadzone przez brygadiera Antoniego Madalińskiego oddziały przywiozły 8 dział różnego kalibru. Po wyreperowaniu niektórych i odrzuceniu niezdatnych do użycia pozostało 21 sztuk. 12 z nich wziął ze sobą Kościuszko pod Racławice, a reszta została na zamku wawelskim.
Równolegle z akcją organizacyjną w Krakowie rozchodziły się rozporządzenia Kościuszki po całym województwie. Poszło wezwanie do duchowieństwa, aby ogłaszało z ambon akt powstania i zachęcało lud do czynnego udziału w walce. Wysłannicy insurekcji rozchodzili się po województwie, aby przeprowadzić wszędzie formalne przystąpienie do insurekcji. Do Krakowa napływa ze wszystkich stron młodzież i szlachta, wstępując masowo do wojska. Miasto gromadziło przybyszów z różnych okolic. Na liście zwerbowanych spotykamy ludzi z Poznania, Kalisza, Lublina, Wieliczki, Jasła, Krosna, Gorlic, Żywca, a nawet z Węgier.
Kraków stał się ogniskiem powstania. W ostatnich dniach marca wyruszył z Krakowa batalion Czapskiego, za nim wkrótce poszedł batalion Wodzickiego, oddział kawalerii, oddział pikinierów i kosynierów z armatami. Niebawem za wojskiem podążył sam Kościuszko. 1 kwietnia wszystko w mieście ucichło. Komendę nad milicją miejską i nielicznym garnizonem objął chory na podagrę generał Wodzicki.
Bitwa pod Racławicami
Mała armia powstańcza liczyła łącznie około 6000 ludzi, w tym 4000 regularnego wojska i 1920 kosynierów z poboru chłopskiego. Na przeciwko wojskom polskim szła dywizja carska gen. Aleksandra Tormasowa, licząca około 3000 żołnierzy i 12 armat. Do spotkania obu armii doszło 4 kwietnia 1794 roku pod Racławicami. Bitwa rozpoczęła się około godziny 15 od ataku pewnych zwycięstwa Rosjan. Zamierzali oni związać polskie centrum walką od frontu, a następnie obejść jej lewe skrzydło i tym samym uniemożliwić odwrót. Rozpoczęta na lewej flance walka z początku przybrała dla powstańców niekorzystny przebieg. Szarżujący kozacy majora Aleksandra Denisowa roznieśli na szablach dwa polskie szwadrony, w które wdarło się zamieszanie i panika. W celu odparcia ataku Kościuszko przerzucił na lewe skrzydło brygadę kawalerii Madalińskiego, która powstrzymała impet wroga.
Walka zaczęła się przedłużać, dlatego też w celu szybkiego rozstrzygnięcia Tormasow przerzucał na lewe skrzydło coraz to nowe siły, osłabiając tym samym swoje centrum, stanowiące osłonę armat. Zdając sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, Kościuszko wydał rozkaz ataku 320 kosynierom na rosyjskie armaty. Brawurowy atak uzbrojonych w kosy i piki chłopów zakończył się pełnym sukcesem. Pierwszą armatę, gasząc lont czapką, zdobył chłop z Rzędowic Wojciech Bartos, który za swój śmiały wyczyn otrzymał nazwisko Głowacki. Zdobyto 12 armat i zmasakrowano broniących ich artylerzystów. Do krwawej rzezi żołnierzy carskich doszło jedynie dlatego, że chłopi nie znali języka francuskiego i nie rozumieli okrzyków „Pardon”, oznaczających chęć kapitulacji. Pod koniec bitwy wraz z zapadającymi ciemnościami na placu boju pojawiła się kolejna kolumna wojsk carskich dowodzona przez gen. Fiodora Denisowa. Jednak będąc przerażona atakiem kosynierów zaniechała podejmowania z nimi walki.
Straty polskie szacowano na kilkuset zabitych, natomiast rosyjskie na pewno przekroczyły 1000 zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Zdobyto dobrze zaopatrzone w amunicję tabory. Wszystkie zdobyte na Rosjanach buty przekazano w nagrodę chłopom. Po zwycięskiej bitwie Kościuszko rozłożył się obozem pod Bosutowem, gdzie kwaterował od 6 do 24 kwietnia 1794 roku. 8 kwietnia odbyła się w Krakowie uroczysta parada wojsk polskich podczas, której zaprezentowano zdobyte armaty i wyróżniono trzech kosynierów Wojciecha Głowackiego, Stanisława Świstackiego i Jędrzeja Łakomskiego przez nadanie im stopni chorążych.
Pomimo odniesionego zwycięstwa nieudało się Kościuszce przebić do Warszawy. Niemniej duży rozgłos nadany wiktorii racławickiej spowodował wybuch insurekcji warszawskiej 17 kwietnia 1794 roku.
Insurekcja Warszawska i jej badacz Wacław Tokarz
Najwybitniejszym badaczem insurekcji warszawskiej był prof. Wacław Tokarz, który w swoim pomnikowym dziele, wydanym w 1934 roku, szczegółowo opisał całe wydarzenie. Podjęcie przez niego tematu walk w mieście było zadaniem bardzo trudnym. Bitwa uliczna stanowiła bowiem rzadko spotykaną do tego czasu formę działań zbrojnych. Ze względu na brak podstawowych kryteriów niełatwo było więc dać jej ocenę. Ponadto walka warszawska z wiosny 1794 roku była szczególnie skomplikowana, gdyż nie było to starcie dwóch regularnych armii, lecz powstanie ludowe. Dlatego nie powinno dziwić, że przez ponad sto lat nie powstało żadne opracowanie tych działań zbrojnych.
Na podstawie dogłębnych badań źródłowych Tokarz przeprowadził szczegółową analizę planów rosyjskich przed wybuchem powstania. Podstawę źródłową stanowiły archiwalia zgromadzone w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Ponadto historyk wykorzystał rękopisy zgromadzone w Archiwum Archidiecezjalnym Warszawskim, Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, Bibliotece Rapperswilskiej, Bibliotece Ordynacji Zamojskich, Bibliotece Ordynacji Karasińskich, Bibliotece Wilanowskiej, Bibliotece Czartoryskich, Muzeum Czapskich, Bibliotece Polskiej Akademii Umiejętności, Bibliotece Ossolińskich, Bibliotece Poturzyckiej, Bibliotece Polskiej w Paryżu, Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Moskwie i prywatnym archiwum Potockich, do którego dostęp otrzymał dzięki poleceniu arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy. Warto dodać, że znaczna część z wyżej wymienionych źródeł uległa zniszczeniu w powstaniu warszawskim.
Jak widać, podstawa źródłowa pracy była imponująca i obejmowała w większości źródła polskie i rosyjskie, z niewielkimi uzupełnieniami archiwaliów austriackich i watykańskich. W przygotowaniu rozprawy Tokarz nie ograniczył się do analizy zebranego materiału, ale prowadził też zakrojone na szeroką skalę badania topograficzne. Po latach jeden z jego słuchaczy Janusz Pajewski wspominał, że profesor „długie godziny spędzał na wędrówkach po Starym Mieście, jego uliczkach, zaułkach i zakamarkach, chcąc dobrze poznać miejsca, gdzie rozgrywały się opisywane przezeń walki ludu Warszawy o wolność”.
Również Tadeusz Jabłoński wspominał, że mistrz mówił seminarzystom o swoich wędrówkach po placach i ulicach warszawskich śladami np. powstańców kościuszkowskich. „Opowiadał także, jak idąc trasą wycofywania się z ul. Miodowej gen. Igelströma, aż do ostatecznego wypędzenia go z Pałacu Rzeczpospolitej przy pl. Krasińskich, ustalił ostatecznie ucieczkę tego naczelnego dowódcy wojsk carskich, który wyrąbując opłotki drewniane w ul. Koźlej umykał tamtędy na ul. Konwiktorską i dalej przez Fawory, Marymont, aż do Bielan”.
W swym dziele Tokarz okazał się „mistrzem w odtwarzaniu klimatu moralnego epoki, atmosfery poprzedzającej wybuch walk, a także jej przebiegu”. Ukazał dowództwo rosyjskie początkowo pełne lekceważenia dla strony powstańczej, potem nabywające w stosunku do niej coraz większych obaw, a w końcu ulegające panice. Historyk ukazał skonfliktowanych ze sobą spiskowców, rozbitych przez aresztowania i śledztwa. Wiele miejsca poświęcił też ludności stolicy, jej stosunkowi do powstania i czynnemu udziałowi w walkach. Udowodnił, wbrew Pistorowi, że to właśnie mieszkańcy Warszawy nadali rozmachu walkom w mieście i przyczynili się do ostatecznego zwycięstwa.
Na podst. www.prezydent.pl