Gdyby był pan młodym człowiekiem, który świeżo startuje z biznesem i ma możliwość wybrania otoczenia prawnego, które mieliśmy w Polsce, to wybrałby pan to z czasów PO, Leszka Millera czy obecnego PiS?
Zakładając firmę, nie patrzy się tylko na otoczenie prawne. Jest to jeden z czynników, ale na pewno nie najważniejszy. Pierwsza sprawa to rynek. Polska coraz lepiej radzi sobie w światowej gospodarce. Widać to chociażby po rosnącym eksporcie. Do tego obecny rząd jasno stawia sprawę wolności w przepływie usług w ramach Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że uda się odwrócić izolacjonistyczne trendy na Starym Kontynencie. Niezwykle ważna jest też kwestia finansowania nowych projektów. Poprzedni rząd wyłożył fundusze na powstanie kilkudziesięciu start-upów, tzw. funduszy zasiewowych i kilkunastu funduszy venture capital, ale (poza pojedynczymi wyjątkami) nie pojawiła się fala globalnych sukcesów. Miejmy nadzieję, że Polski Fundusz Rozwoju, powstały z inicjatywy wicepremiera Mateusza Morawieckiego, faktycznie przyczyni się do sukcesu przedsiębiorców. Na pewno na pierwszy plan wysuwają się dwa aspekty: pierwszym jest deregulacja, i tu wicepremier Jarosław Gowin w ramach poprzedniego rządu wykonał sporo pracy, by młodym ludziom było łatwiej wchodzić do wielu zawodów. Druga sprawa to e-administracja. Z wiadomych względów za czasów premiera Millera nie była ona rozwinięta. W okresie rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz wydano potężne środki na ten cel, nierzadko bez zakładanych rezultatów. Powinna nam przyświecać jedna, podstawowa idea: młody człowiek, który chce założyć firmę, musi mieć poczucie, że państwo będzie mu w tym pomagać, a nie przeszkadzać. Że biurokracja nie będzie mu zjadać tego czasu, który mógłby poświęcić np. na rozmowy z klientami. Że będzie funkcjonował w ramach stabilnego i prostego systemu podatkowego.
Dużo ostatnio mówi się o zmianach w systemie podatkowym. Z jednej strony jest zapowiedź obniżki CIT dla małych firm, z drugiej strony podatek dochodowy znacząco wzrośnie. W jaki sposób małe i nowoczesne przedsiębiorstwa będą zachęcane, by jednak nie przenosić siedziby (fizycznej i podatkowej) z Polski?
Na razie nie ma jeszcze żadnego, konkretnego projektu ujednolicenia obciążeń podatkowych, a media, które snują wizję wyższych podatków, opierają się na spekulacjach. Dotychczasowy system danin był bardzo trudny dla początkujących przedsiębiorców: wysoka stała kwota odkładana na ZUS sprawia, że początkujący przedsiębiorca płaci efektywnie państwu w formie PIT i ZUS nawet 30 proc. swojego dochodu. Jednak poważni przedsiębiorcy przed podjęciem decyzji bardzo dokładnie kalkulują, czy rzeczywiście opłaca im się przenosić działalność gdzie indziej. Biorą pod uwagę dziesiątki czynników. Jeśli ktoś chce np. zarejestrować firmę w Czechach czy na Słowacji – bo o tych dwóch krajach mówi się w tym kontekście najczęściej – musi pamiętać, że tzw. klin podatkowy jest tam wyższy niż w Polsce.
Czy Polak, który zakłada firmę za granicą, by zgodnie z prawem płacić mniejsze podatki, ma prawo nazywać się patriotą?
Z jednej strony każdy jest wolnym człowiekiem. Trudno go za takie działanie karać czy potępiać w czambuł. Unikałbym także górnolotnych słów: przecież jest np. wielu Polaków mieszkających i pracujących w USA, którzy płacą podatki za oceanem, ale są głębokimi patriotami. I na odwrót: czy wszystkich tych, którzy sumiennie płacą podatki w Polsce, mamy automatycznie uznawać za patriotów? Z drugiej jednak strony unikanie podatków czy stosowanie tzw. optymalizacji podatkowej na pewno nie jest oznaką społecznej solidarności. Jeśli chcemy mieć dobrze funkcjonujące państwo, silną armię, przyjazną administrację – to musimy płacić podatki. Kropka. Największą hipokryzją wykazują się ci, którzy uciekają do rajów podatkowych, a jednocześnie narzekają, że „polskie państwo nie działa”.
Administracja publiczna może i powinna działać jak Kickstarter – stać się pierwszym klientem dla start-upów. Tymczasem procedury i przetargi w praktyce uniemożliwiają dziś taką współpracę. Brakuje też współpracy z uczelniami, a trudno wyobrazić sobie, że one same się zreformują. Tymczasem np. w Bostonie jest 37 szkół wyższych i 40 inkubatorów małych firm, w Warszawie są 42 uczelnie i 0 (słownie zero) inkubatorów. Jakie instrumenty prawne i finansowe powinny zostać wprowadzone, żeby pomóc młodym spółkom technologicznym, szczególnie tym nastawionym na eksport?
Może odpowiem na te pytania po kolei: faktycznie paradoksem jest, że menedżerowie dużych firm nie są zainteresowani współpracą, ba, nawet wysłuchaniem przedstawiciela start-upu. Nawet jeśli korporacja mogłaby zarobić setki milionów. Ponadto często polskie start-upy nie są wystarczająco wypromowane: podobny projekt pochodzący ze Szwajcarii czy z Danii łatwiej się przebija. Najgorsza jest sytuacja tych, którzy chcą w dużej firmie zrobić pilotażowe wdrożenie przed ekspansją na świat. Dlatego cieszę się z inicjatyw takich, jakie podjęło np. Ministerstwo Energii, zachęcając spółki w domenie państwowej do tworzenia corporate venture capital, które z definicji mają inwestować w start-upy. Także administracja publiczna powinna promować polskie start-upy. To również rola prezydenta RP i jego kancelarii. Dlatego firmy biorące udział w spotkaniu „Startupy w Pałacu” otrzymały zaproszenie do udziału w moich misjach zagranicznych. Kilkoro przedstawicieli firm weźmie udział w wizycie w Szwajcarii w połowie listopada. Jeśli chodzi o Warszawę, to faktycznie szkoda, że zainicjowany przez śp. Lecha Kaczyńskiego (jako prezydenta Warszawy) park technologiczny za czasów pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz nie doczekał się realizacji. Na tym tle wiele miast w Polsce, np. Kraków, wypada lepiej.
Kiedy przedsiębiorstwa dostaną obniżenie VAT za prowadzenie R&D (research & development)? I dlaczego naukowcy nie są dobrze opłacani za wymagające zadania – w szczególności poprzez ograniczenia Narodowego Centrum Nauki w wynagrodzeniach w grantach?
Tak zwana mała ustawa innowacyjna wprowadza wiele rozwiązań i mechanizmów ułatwiających prowadzenie innowacyjnych rozwiązań w biznesie: wydłuża m.in. okres, kiedy możliwe jest odliczenie kosztów na działalność badawczo-rozwojową. Mam nadzieję, że zaproponowane rozwiązania pozwolą polskim firmom skorzystać z doświadczenia, wiedzy i umiejętności naukowców. Potrzebujemy dziś dobrej kooperacji na linii uczelnia – naukowiec – przedsiębiorca. Natomiast problem wysokości wynagrodzeń dla naukowców to część szerszego problemu – inwestowania odpowiednich środków w rozwój polskiej nauki.
W zglobalizowanym świecie, który opanowany jest przez nowoczesne technologie, coraz trudniej o gospodarczy patriotyzm. Szczególnie w momencie, kiedy zagraniczne firmy konkurują nie tylko ceną, lecz także poziomem usług. Jaką wizję ochrony polskich innowacyjnych firm na lokalnym rynku ma prezydent RP?
Odpowiem nieco przewrotnie: moim zdaniem to inne kraje będą miały wkrótce problem z ekspansją dynamicznych polskich firm. One śmiało konkurują z dużymi korporacjami innowacyjnością, poziomem usług, elastycznością w stosunku do klientów czy ceną. Od tworzenia barier bardziej efektywne wydaje mi się promowanie – zarówno wśród Polaków, jak i wśród konsumentów za granicą – polskich firm. Proszę np. zwrócić uwagę, jaką popularnością cieszy się aplikacja Pola – pozwalająca na sprawdzenie, jak wysoki jest poziom „polskości” w danym produkcie. Jestem przekonany, że Polska może zyskać na wolnym rynku. Właśnie obawa przed ekspansją firm z krajów Europy Środkowo-Wschodniej sprawia, że przepływ usług w UE wciąż nie jest prawdziwie swobodny.
Dużym problemem w Polsce jest niski kapitał społeczny. Obecna sytuacja w kraju dzieli Polaków, co sytuację pogarsza. Jak rozwijać nowoczesne przedsiębiorstwa, gdy zaufanie do potencjalnych kontrahentów jest niskie? Jakie działania i programy będą wdrażane, aby ten kapitał społeczny podnosić i budować?
Bardzo ciekawą interpretację znaczenia więzi społecznych dla rozwoju nowoczesnej gospodarki ma profesor Reuven Brenner. Kilka miesięcy temu miałem przyjemność gościć go w Pałacu Prezydenckim z wykładem „Na czym powinna polegać skuteczna polityka innowacyjna”. Mówił m.in. o kształtowaniu się umiejętności przedsiębiorcy i lidera: trudnej sztuki pracy zespołowej, rozpoznawania nawzajem swoich uzdolnień i predyspozycji, ucierania kompromisów, poczuciu nie tylko przysługujących praw, ale i obowiązków. Jego zdaniem istnieje bezpośrednia relacja między formacyjnym doświadczeniem, takim jak kibuc (czy na przykład wspólnota kościelna), a umiejętnością podejmowania wyzwań jako innowacyjny przedsiębiorca. Nie bez powodu Izrael jest nazywany państwem start-upów. W projekcie Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju można znaleźć propozycje zmiany systemu edukacji, które mają lepiej przygotować młodzież do wyzwań rynku pracy XXI w. Teoria jest bardzo potrzebna, ale zgadzam się z profesorem Brennerem – niezbędne jest doświadczenie jedności dla wspólnego celu.
Czy i w jaki sposób prezydent chce promować pozytywny wizerunek przedsiębiorców w Polsce?
Rozwój Polski, w tym realizacja ambitnej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, nie jest możliwy bez tworzenia dobrego klimatu dla przedsiębiorców. Mam tu na myśli zarówno proste i przejrzyste prawo, jasne zasady polityki podatkowej, jak i wspieranie postaw przedsiębiorczych wśród młodych ludzi. Biznesmeni muszą mieć świadomość, że mogą liczyć na pomoc głowy państwa. Dlatego też zdecydowałem o kontynuowaniu przyznawania Nagród Gospodarczych Prezydenta RP jako elementu wsparcia dla najciekawszych, najbardziej perspektywicznych firm.
Co lub kto, pana zdaniem, jest najlepszym symbolem Polski? Wokół jakich wartości, dzieł czy postaci powinniśmy budować wizerunek kraju? Które z nich mogą wykorzystywać w swojej działalności polskie firmy?
Warto spojrzeć na symbole cudu gospodarczego, jakim była II RP, wizjonerów: Eugeniusza Kwiatkowskiego, Władysława Grabskiego, wynalazców i naukowców, jak choćby Zygmunt Puławski, twórca słynnego myśliwca PZL P.1, czy architekt Stefan Bryła. Ich patriotyzm przejawiał się na różnych odcinkach – potrafili z bronią w ręku walczyć o niepodległość Polski, ale przede wszystkim swoje życie i niezwykłe umiejętności poświęcili jej rozwojowi. Symbolem sukcesu młodego wynalazcy – dziś być może nazwalibyśmy taką działalność start-upem – jest Stefan Kudelski, twórca magnetofonów Nagra, używanych przez dziennikarzy i studia filmowe na całym świecie, laureat nagród amerykańskiej Akademii Filmowej.
Co było pana największą porażką do tej pory i jakie lekcje pan z niej wyciągnął?
W roku 2010 startowałem w wyborach na prezydenta Krakowa. Pierwsze sondaże dawały mi 2–3 proc. poparcia, ostatecznie dostałem w pierwszej turze 22 proc. Dzięki setkom spotkań z wyborcami, dzięki ciężkiej pracy całego sztabu. Wynik świetny, owszem, ale niedosyt pozostał. Postanowiłem jednak pozostać w świecie polityki, chcąc służyć ludziom, ale też szukając nowych wyzwań. I w polityce, i w biznesie, a chyba i w każdej dziedzinie życia ważne jest to, aby mieć pewien poziom akceptacji dla ryzyka, dla porażki. Nie udało się? Trudno, uda się następnym razem. Zastanówmy się np., na czym polega fenomen gospodarki USA. Między innymi właśnie na odwadze podejmowania ryzyka. Ile upadków zaliczyli w swojej karierze ludzie, którzy są dzisiaj ikonami amerykańskiego biznesu? Steve Jobs w 1985 r. został wyrzucony z Apple’a. Miał okres zwątpienia, ale wrócił do projektowania komputerów. Dlaczego? Bo, jak tłumaczył później, po prostu to kochał. Nie poddał się. Był gotów zaryzykować raz jeszcze.
Jakie książki ostatnio pan czytał? Która z nich wywarła na panu największe wrażenie?
Raz jeszcze przeczytałem „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza – powieść, która wygrała w naszym konkursie na lekturę Narodowego Czytania w 2016 r. Fascynująca książka. Cóż dodać... Można właściwie bez końca chwalić Sienkiewicza za język, talent narratorski, uniwersalizm przesłania. Uwielbiam zresztą książki historyczne, a mamy w Polsce wielu świetnych, współczesnych autorów – Jacka Komudę czy Elżbietę Cherezińską, której „Hardą” polecałem też na Twitterze. Mamy niewątpliwie do czynienia z renesansem tego typu literatury w Polsce, z czego bardzo się cieszę.
prezydent.pl