Przedstawiał on w czwartek posłom z Komisji: Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej informacje na temat zwolnień wśród nauczycieli. Posiedzenie połączonych komisji sejmowych zostało zwołane na wniosek posłów PiS i Solidarnej Polski.
Jak mówiła w imieniu wnioskodawców Marzena Machałek (PiS) z danych zebranych przez jej klub parlamentarny wynika, że pracę może w tym roku stracić około 10 tys. nauczycieli, a drugie tyle będzie miało zmniejszone etaty. Według posłanki, główną przyczyną tego stanu rzeczy jest "masowe zamykanie szkół", spowodowane trudną sytuacją finansową samorządów.
Machałek zwróciła też uwagę na zmiany w kształceniu w szkołach ponadgimnazjalnych, w efekcie czego jest mniejsze zapotrzebowanie na nauczycieli niektórych przedmiotów. Uzupełniając jej wypowiedź Lech Sprawka (PiS) ocenił, że najbardziej dotknie to nauczycieli fizyki, gdyż jest to przedmiot, który uczniowie najrzadziej wybierają, jako przedmiot na poziomie rozszerzonym. Problem ten - według niego - dotyczy także nauczycieli: biologii, chemii i geografii. "Nauczyciele fizyki i chemii będą musieli uczyć w czterech, pięciu szkołach, by osiągnąć wymaganą liczbę godzin lekcji" - powiedział.
Sprawka mówił także o zwiększającej się liczbie nauczycieli, którzy w obawie przed utratą pracy biorą płatne urlopy dla poratowania zdrowia.
Odpowiadając posłom wiceminister edukacji Przemysław Krzyżanowski zaznaczył, że "nauczyciel to zawód wyjątkowy, dlatego zależy nam w MEN, aby skala zwolnień wśród nauczycieli była jak najmniejsza".
Przypomniał, że w ub. roku w marcu zgodnie z deklaracjami dyrektorów szkoły wypowiedzenia miało otrzymać 7,3 tys. nauczycieli zatrudnionych w szkołach prowadzonych przez samorządy; dane te potwierdziły się na dzień 1 września. Poinformował, że w tym roku z deklaracji dyrektorów wynika, że pracę straci 6,8 tys. nauczycieli, czyli mniej niż przed rokiem.
"Nie wszystkie wypowiedzenia, jakie otrzymali nauczyciele, oznaczają, że będą oni od września bez pracy, część z tych nauczycieli (...) przejdzie na emeryturę, niektórzy z nich otrzymają pracę w szkołach niepublicznych, będą też tacy, którzy po zakończeniu naboru uczniów wrócą do szkół, gdy okaże się, że klas będzie więcej niż pierwotnie zakładano" - powiedział wiceminister.
Przytoczył dane demograficzne, z których wynika, że w 2006 r. na prawie 650 tys. nauczycieli - 112 tys. to byli nauczyciele niepełnozatrudnieni, rok później było ich 116 tys., w kolejnych latach liczba to rosła i osiągnęła: w 2008 r. - 122 tys., w 2009 r. - 121 tys., w 2010 - 123 tys., a na dzień 30 września 2012 r. - 130 tys. Jednocześnie, jak, mówił od 2006 r., liczba uczniów w systemie edukacji zmniejszyła się o ponad milion. "Skala nauczycieli niepełnozatrudnionych nie jest proporcjonalna do liczby uczniów" - zaznaczył.
Krzyżanowski przypomniał, że obecnie w szkołach, przedszkolach i placówkach prowadzonych przez samorządy pracuje 567 218 nauczycieli, zwalniani w tym roku stanowią 1,2 proc. ogółu.
Wyliczał, że większość ze zwalnianych - 5121 nauczycieli - to osoby pracujące w miastach.
PAP
Komentarze
I zamiast wykorzystać niż demograficzny do tego, żeby klasy były mniej liczne i w ten sposób podnieść poziom nauczania, to ten "rżąd" tnie na oślep i niszczy Polskę.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.