L24: Przez półtora roku, od stycznia 2013 roku do sierpnia ub. roku, była Pani wiceministrem oświaty i nauki Republiki Litewskiej z ramienia AWPL. Obecnie jest Pani radną m. Wilna aktywnie zabiegającą o przetrwanie polskiej szkoły na Litwie. Co obecnie, w Pani opinii, najbardziej zagraża polskiemu szkolnictwu w naszym kraju?
Edyta Tamošiūnaitė: Atmosfera niestabilności i chaosu, którą władze próbują wytworzyć wokół polskiej szkoły. Wyjątkowo wyraźnie i dobitnie widać to w Wilnie, gdzie zagrożenie zawisło nad kilkoma polskimi szkołami. Niestabilność odczuwa zarówno rodzic, który oddaje swoje dziecko do szkoły i nie wie, co z nią będzie za rok, jak też nauczyciele, którzy chcą skupić się na efektywnym nauczaniu przyszłych pokoleń, a nie rozstrzygać bieżące problemy dotyczące funkcjonowania placówki. Uważam, że stabilność w dziedzinie oświaty jest wyjątkowo ważnym czynnikiem. Już 25 lat niepodległej Litwy, a stabilności wciąż nie ma. Zmiany zachodzą każdego roku. Ukończyłam szkołę przed 21 laty, kiedy to reforma się zaczęła. Jest rok 2015, a reforma wciąż trwa i nikt nie wie, co będzie jutro. Uważam, że zapoczątkowana przed ponad dwoma dekadami, a wciąż trwająca reforma oświatowa jest zła, nie służy jakości nauczania, a wręcz bardzo ją obniża. Bardzo źle się dzieje, że od 2017 roku na Litwie ma nie zostać szkół średnich. Jestem przekonana, że reforma nie jest przemyślana.
L24: Ten rok przebiega pod znakiem reorganizacji i akredytacji szkół średnich. Tak naprawdę mało kto wie, co jest prawdziwym celem likwidowania szkół średnich. Jakie jest Pani zdanie na temat tej reformy i jej skutków dla polskich placówek oświatowych na Litwie?
Edyta Tamošiūnaitė: W roku 2013, kiedy AWPL była w koalicji rządzącej, udało się zliberalizować kryteria dotyczące minimalnej liczby uczniów w klasach, które przed zmianą były nieadekwatnie wygórowane. Celem reformy jest spowodowanie samoistnego zanikania szkół. Tymczasem szkoła powinna być jak najbliżej ucznia: nie tylko pierwszoklasisty, ale też nastolatka, który jest narażony na trafienie do niewłaściwego otoczenia, marnowanie czasu na dotarcie do oddalonej od domu szkoły, na różnego rodzaju zagrożenia i niebezpieczeństwa. W dziedzinie oświaty realizowany jest cały szereg programów prewencyjnych, które w założeniu mają chronić uczniów od chwili ich wyjścia z domu do powrotu. Tymczasem osobiście uważam, że prewencja wówczas jest najskuteczniejsza, jeśli szkoła jest tuż obok dziecka, by rodzic zawsze miał je na oku.
W trakcie reformy wiele się mówi o liczebności klas i wielkości szkół, tymczasem jakość nauczania nie zależy od wielkości szkoły. Odwrotnie: być może akurat w mniejszej szkole i dyrekcja, i nauczyciele znają na wylot swojego ucznia, a w ogromnej szkole poznać każdego ucznia i jego rodzinę jest znacznie trudniej.
Z akredytacją wiąże się wiele problemów. W samorządach, w których władzę sprawuje AWPL dbająca o potrzeby każdego człowieka, z takimi problemami nie borykają się ani szkoły polskie, ani rosyjskie, ani litewskie. W tych samorządach są zachowywane wszystkie szkoły, nawet małe. W Wilnie z kolei, dla przykładu, Szkoła Średnia im. W. Syrokomli, która już dawno powinna być akredytowana, w dalszym ciągu nie uzyskuje akredytacji gimnazjalnej. Nie wątpię, że ostatecznie ta placówka zostanie akredytowana, bowiem w tym miejscu nasuwa się retoryczne pytanie: jeśli nie ta, to jaka wówczas placówka jest w stanie sprostać wymogom akredytacji? Poziom nauczania w tej szkole jest wysoki – porównując m.in. z litewskimi gimnazjami w stolicy. Polskie szkoły w niczym nie ustępują innym pod względem jakości nauczania i innych wskaźników.
Dlaczego w 2011 roku zmieniono Ustawę o oświacie i w 2013 roku na mocy tej nowelizacji wprowadzono dla uczniów szkół mniejszości narodowych ujednolicony egzamin z języka litewskiego? Nadmienię, że różnica w nauczaniu języka litewskiego w szkołach litewskich i szkołach mniejszości narodowych jest ogromna – wynosi aż 800 godzin. Otóż skrytym celem władz jest, by uczniowie z polskich i rosyjskich szkół nie dostawali się na studia finansowane przez państwo. Jedynym kryterium dostania się na studia finansowane przez państwo jest dobry wynik z maturalnego egzaminu z języka litewskiego. To eliminuje bardzo dobrych, uzdolnionych uczniów ze szkół mniejszości narodowych. Egzamin musi być zmieniony. Obecnie uczeń nie jest nauczany poprawnego wysławiana się i pisowni, tylko wymaga się od niego wiedzy z literatury i interpretacji utworów. Ukończyłam lituanistykę na Uniwersytecie Wileńskim i taki egzamin zdawałam na 2. roku studiów! Nie ma problemu, jeśli uczeń wybiera studia lingwistyczne czy filologiczne, ale co z tymi, którzy wybierają nauki ścisłe? Daleko nie każdego rodzica stać na sfinansowanie dziecku studiów, dlatego zamiarem decydentów jest sprawienie, by mniej Polaków, Rosjan i przedstawicieli innych mniejszości nie jest nauczany dostawało się na studia.
Mimo to jesteśmy narodem wytrwałym i ambitnym, nasi uczniowie, zwłaszcza uczący się w polskich szkołach, są bardzo ambitni, za wszelką cenę, pracując z korepetytorami, ucząc się dodatkowo, sporo swojego czasu poświęcają na przygotowania do tego egzaminu, na to, by go dobrze zdać i wstąpić na studia finansowane przez państwo. Procent dostawania się na studia absolwentów polskich szkół cieszy. Np. Szkoła Średnia im. Sz. Konarskiego, którą próbuje się pozbawić statusu szkoły średniej, została niedawno wyróżniona w grupie gimnazjów w Wilnie. Nie można formalnie podchodzić do jakże ważnych kwestii oświatowych, nie można rujnować szkoły, bo ma o, powiedzmy, 5 uczniów za mało. Wyłącznie takie kryteria, jak jakość nauczania, wskaźnik wstępowania uczniów na uczelnie powinny przesądzać o przyszłości i statusie placówki.
L24: Polska szkoła na Litwie na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci doznała wielu ataków. Społeczności szkolne przebywają w permanentnym stanie gotowości bojowej. Jak uważa Pani – na długo jeszcze wystarczy im sił i determinacji?
Edyta Tamošiūnaitė: Myślę, że na długo. Nigdy nie było łatwo – czy to w okresie przed niepodległością, kiedy bardzo popularna była szkoła rosyjska, czy to obecnie, kiedy to skrytym celem władz jest, by zostało zaledwie kilka szkół polskich. Zawsze trzeba było być czujnym, by zachować polską szkołę. Tak jest też obecnie. Rodzice rozumieją, że uczeń nie idzie do szkoły jedynie po wiedzę – są świadomi tego, że szkoła wychowuje, uczy tradycji, obyczajów, wszystkiego, co jest bliskie dla narodu, dla danej rodziny.
Znam niemało przykładów rodzin wychowujących dwoje dzieci, z których jedno ukończyło szkołę litewską, ale drugie posyłają już do szkoły polskiej lub rosyjskiej, bo widzą, że dziecko, które ukończyło szkołę litewską, zaczyna wstydzić się swojego języka ojczystego! Dopóki rodzice będą tego świadomi, a przyznam, że uświadamiają to sobie coraz lepiej, bowiem już nie decydują chaotycznie o wyborze szkoły, polska szkoła będzie trwała.
Determinacji Polakom nie brakuje. Utrzymuję kontakt ze społecznościami szkolnymi, m.in. polskimi szkołami w Wilnie, które próbuje się zdegradować do poziomu szkoły podstawowej. One walczą o swój status w sądach. Nawet te szkoły, które nie zostały zdegradowane, rozumieją, że tylko wspólnie i tylko dając odpór możemy przetrwać. Bo jeśli sami zgodzimy się na uszczuplenie swojego stanu posiadania w dziedzinie oświaty, to za kilka lat być może zostaną tutaj tylko początkowe polskie szkoły.
Problemy polska szkoła miała zawsze. Ukończyłam szkołę w Mejszagole, obecnie jest to Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego, byłam w klasie przedmaturalnej. Pamiętam, że my, uczniowie, jeździliśmy pod Sejm na wiece, pikiety. Myślę, że tylko determinacja rodziców, nauczycieli, całych społeczności szkolnych sprawiła, że ta nasza polska szkoła przetrwała do dziś. Gdyby wówczas Polacy załamaliby się, może dzisiaj, po 25 latach, już nie byłoby tych naszych szkół lub działałoby ich tylko kilka.
Smutne jest, że dzisiaj w naszym państwie mają miejsce jawna naruszenia w dziedzinie oświaty. Różnie bywa też w sądach. Chcemy wierzyć w sprawiedliwość, ale, z drugiej strony, ile można bić głową w mur, w końcu przychodzi zmęczenie. Tymczasem determinacja w nas wciąż jest żywa. O ile jest mi wiadomo, Szkoła Średnia im. Sz. Konarskiego, która w tym tygodniu odwołała się w sądzie drugiej instancji od nieprzychylnego orzeczenia sądu pierwszej instancji, jeśli nie uda jej się znaleźć sprawiedliwości na Litwie, będzie składała wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Placówka rozważa tę opcję jak najbardziej poważnie, bo na Litwie w pewnym sensie straciła nadzieję, ale mimo wszystko w dalszym ciągu będzie aktywnie walczyła o swoje.
L24: Zapytamy Panią jako długoletniego oświatowca: jaką widzi Pani przyszłość szkoły polskiej na Litwie?
Edyta Tamošiūnaitė: Optymistycznie. Polska szkoła przetrwała setki lat prób, więc i nadal będzie trwała. Wszak co nas nie zabije, to nas wzmocni. Determinacja jest potrzebna. I ona jest – i wśród rodziców, i społeczności szkolnych. Główną rolę grają wszakże w tym kontekście rodzice. Oddając dziecko do przedszkola czy szkoły, powinni się zastanowić, w jakim duchu i jakie wychowanie ma otrzymać ich dziecko. Uważam, że w jakim duchu rodzina żyje, do takiej szkoły powinna posłać swoją pociechę.
Pomimo masy negatywnych informacji o polskiej szkole, mimo prób budowania poczucia chaosu i niestabilności wokół tych szkół ważne jest, by rodzice, młode rodziny nie zwątpiliby w polską szkołę, by nie wierzyli w specjalnie upowszechniane dezinformacje o polskich szkołach. Przecież ktoś czuwa nad tym, ma z tego określone korzyści, interesy.
Nie spotkałam żadnego absolwenta polskiej szkoły, który, gdyby mógł cofnąć czas, chciałby się kształcić w litewskiej szkole. Natomiast znam cały szereg przykładów osób z rodzin mniejszości narodowych, które ukończyły litewską szkołę i dzisiaj mówią, że obecnie nigdy nie wybrałyby szkoły z litewskim językiem nauczania. I nie dlatego, że litewska szkoła jest zła, tylko to nie jest środowisko naturalne dla tej osoby.
L24: Czego by Pani życzyła społecznościom szkolnym polskich placówek oświatowych w naszym kraju?
Edyta Tamošiūnaitė: Przede wszystkim determinacji i by rodzice coraz częściej decydowali się na polską szkołę dla swoich pociech. Polska szkoła – to nie tylko placówka edukacyjna, ale też ośrodek kulturalny, życia wspólnotowego. Niech dla rodziców kryterium wiodącym nie będzie chęć oddania dziecka do dużej szkoły, bo mniejsza szkoła może być jeszcze bardziej atrakcyjna niż ta duża. Życzę, by gmachy polskich szkół zawsze wypełniał dziecięcy gwar, życzę, by każdy rodzic, rozważając wybór szkoły, zastanowił się, czy rzeczywiście dana szkoła będzie najlepsza dla jego pociechy.
Mimo wszystko jestem optymistką. Na pikietach oświatowych, jakie miały miejsce ostatnio w Wilnie, spotkałam studentów, a nawet magistrantów litewskich uczelni, którzy ukończyli polskie szkoły. Przychodzą na akcje protestacyjne, bo solidaryzują się z obecnymi uczniami zagrożonych szkół. To uświadamia nam bardzo ważny fakt: jak bardzo absolwenci polskich szkół utożsamiają się ze swoją szkołą, utrzymują z nią kontakt, pielęgnują więź i trzymają kciuki za nią.
L24: Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiała Beata Naniewicz
Projekt jest współfinansowany w ramach funduszy polonijnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej
Komentarze
Trafna uwaga. To jednak smutne, że dzisiaj musimy dramatycznie walczyć o język polski tak jak bohaterskie dzieci wrzesińskie ponad sto lat temu, gdy zmagały się z germanizacją.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.