W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku Tu-154M ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że ślady - znalezione podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków.
Autor tekstu pt. "Trotyl na wraku tupolewa" Cezary Gmyz wraz z trzema innymi osobami, w tym z redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim, zostali zwolnieni z pracy w gazecie.
W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka w sprawie ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. "Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi" - poinformował naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak.
"Dziennikarz napisał artykuł, o którym dzisiaj możemy z całą pewnością powiedzieć, że prezentował fakty zgodnie z rzeczywistością, był prawdziwy" - powiedział Kaczyński na briefingu w Warszawie.
W jego ocenie, "doszło do wydarzeń, które zagrażają wolności słowa" i "doszło do tego na podstawie artykułu, który nie mijał się z prawdą".
Rzecznik PiS Adam Hofman ocenił, że w sprawie katastrofy smoleńskiej "władza nie prowadzi polityki informacyjnej, tylko politykę dezinformacji".
PAP