Tablety posłowie otrzymali pół roku temu na początku marca. Miały one zmniejszyć zużycie papieru przeznaczonego na druki poselskie - projekty ustaw, opinie. Jak poinformowała PAP Kancelaria Sejmu, tablety odebrało dotąd 456 posłów. Nie uczynili tego jeszcze Jarosław Gowin, Joanna Mucha, Krystyna Szumilas i Jan Szyszko.
Kilka dni temu media poinformowały, że rzecznik SLD Dariusz Joński ogłosił na Twitterze, iż rezygnuje z sejmowego tableta ze względu na bezpieczeństwo przechowywanych tam danych. Posłowie, z którymi rozmawiała PAP, nie podzielają jednak obaw polityka Sojuszu.
Entuzjastką tabletów jest Urszula Augustyn (PO). "To znakomita rzecz - powiedziała PAP. - Wcześniej chodziliśmy z całymi torbami albo naręczami papierów. Druki sejmowe, nierzadko różnego rodzaju opinie, to wszystko zajmuje na papierze ogromnie dużo miejsca, a to oznacza, że nie oszczędza się ani drzew, ani pieniędzy. Przede wszystkim to było strasznie ciężkie. Przechodząc z komisji na komisję, z jednej sali do drugiej, biegło się z całym naręczem papierów. Dzisiaj wystarczy jeden tablet, wszystko jest pod ręką. Mamy dostęp bezpośrednio do każdej opinii, do każdego druku, to jest naprawdę ogromna wygoda".
Według posłanki PO, Dariusz Joński powinien zdawać sobie sprawę z tego, że każdy komputer, który jest podłączony do sieci może stwarzać zagrożenie inwigilacji. "Nie należy popadać w przesadę. Jasne, że są możliwości zabezpieczenia, są hasła, jest jakaś prywatność, ale z drugiej strony - czy to jest tablet, czy to jest jakikolwiek inny laptop, czy komputer stacjonarny podłączony do sieci, to sytuacja jest dokładnie taka sama. Ciekawe, czy pan poseł Joński oddał także swój komputer?" - zastanawia się posłanka.
Swój sejmowy tablet chwali sobie także Jadwiga Wiśniewska (PiS). Jej zdaniem tablety zdecydowanie usprawniły pracę posłów.
"Dobrze mi się z tabletu korzysta, jest łatwy w przenoszeniu i nie zajmuje wiele miejsca. Przede wszystkim nie trzeba nosić ton papieru ze sobą, bo druki sejmowe wraz z uzasadnieniem mają objętość często kilkudziesięciu, jak nie kilkuset stron" - mówi. Nie obawia o bezpieczeństwo informacji przechowywanych na tablecie. "Wychodzę z założenia, że to jest tablet służbowy do pracy parlamentarnej. Nie mam w związku z tym żadnych obaw. Tablet służy mi jako narzędzie pracy" - podkreśliła.
"Powiem szczerze, że nie korzystam z tego tabletu" - powiedział z kolei PAP Bartłomiej Bodio z Ruchu Palikota. Jak zaznaczył, ma swojego prywatnego tableta, a ze służbowego nie korzysta "ze względu na fatalny abonament i zrywający się ciągle internet". "Dużo lepsze warunki za dużo mniejsze pieniądze sam sobie wynegocjowałem w zwykłym salonie" - podkreślił poseł Ruchu. - Wiem, że Sejm na ostatnim posiedzeniu przed wakacjami wykupił usługę (internetową) w innej firmie, ale jeszcze nie zdążyłem wymienić karty, bo tablet leży u mnie w biurze, w ogóle z niego nie korzystam". Zapowiedział jednak, że tablet wypróbuje. "Być może będzie działać" - mówił Bodio.
Polityk PO nie martwi się o bezpieczeństwo danych na tablecie. "Ja nie mam nic do ukrycia w swojej pracy" - powiedział.
Poseł SLD Cezary Olejniczak zgadza się, że tablety zdecydowanie ułatwiły pracę parlamentarzystów. "Rozumiem, że tablety są zabezpieczone. Jestem wolny od obaw, bo mam nadzieję, że wszystko jest w porządku" - powiedział. Chwali tablety, bo - jak mówi - pozwalają posłom na bycie "na bieżąco" z pracami Sejmu. "Możemy otwierać pocztę sejmową, na którą przychodzą informacje. Możemy zobaczyć nawet, jak kto głosował, bo praktycznie w kilka sekund po głosowaniu w Sejmie już na tablecie można przeczytać, jak koleżanki i koledzy z innych klubów się zachowali - mówi poseł. - Do tego możemy na bieżąco śledzić projekty ustaw i to, co się z nimi dzieje. Możemy je czytać bez potrzeby drukowania, to duża oszczędność papieru. Łatwiej pracować, bo można otworzyć dany druk ustawy, przeczytać, a także korzystać z tego podczas wystąpień w Sejmie".
Wrogiem tabletów jest Eugeniusz Kłopotek (PSL), z tabletu nie korzysta i korzystać nie zamierza. "Szkoda mojego wzroku, bo czytanie projektów ustaw na tablecie, to jest po prostu jedno wielkie nieporozumienie. Ja muszę mieć na papierze. To tak samo jak czytać gazetę na tablecie. Jakiś wybrany fragment - proszę bardzo, ale gazeta to jest gazeta - papier! - powiedział PAP Kłopotek. - Jestem tradycjonalistą i się już nie zmienię pod tym względem".
Podkreślił, że nawet jeżeli na posiedzeniach komisji wprowadzone zostanie głosowanie za pomocą tabletów, on będzie nadal podnosił rękę. "No to by był dopiero cyrk, gdyby mi tak kazali robić. Proszę bardzo, kto chce na tablecie, ten na tablecie, ale ja podniosę rękę" - zapewnił Kłopotek.
Z kolei Andrzej Dera z Solidarnej Polski wyznał PAP, że nie rozstaje się z tabletem. "To jest dostęp do informacji, dostęp do dokumentów. Bardzo praktyczna i przydatna rzecz - podkreślił. - Wreszcie przestały do mnie przychodzić te tony papierów. Na najbliższe posiedzenie komisji ustawodawczej wszystko mam w tablecie, wszystko mam zarchiwizowane i zawsze mogę wrócić do tych dokumentów".
Poseł SP dobrze ocenia decyzję Kancelarii Sejmu o zakupie tabletów. "Wygodna, praktyczna rzecz, ja jestem bardzo zadowolony - mówi. - Musimy iść za nowoczesnością. Pamiętam kiedyś byłem szefem jednego z urzędów, kiedy wprowadzono komputery. Panie, które całe życie pisały na takiej klasycznej, maszynie do pisania, bardzo się przed tym broniły, bały się, mówiły, że to nie dla nich. Potem po dwóch, trzech latach mówiły, że nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez komputerów. Tak samo jest z tabletami".
Andrzej Dera nie obawia się inwigilacji w związku z używaniem tabletu, bo - jak mówi - nawet telefon może to umożliwić. "To jest troszeczkę absurdalna obawa. Ja uważam tak - jak ktoś niczego złego nie robi, wykorzystuje tablet do celów zawodowych, to nie ma się czego obawiać - i ja się niczego nie obawiam" - powiedział Dera.
Na zakup 500 urządzeń Kancelaria Sejmu wydała 1,5 mln złotych.
PAP