„Wydarzenia w Rudnikach. Gdzie jest prawda?” – konferencję prasową pod takim tytułem zwołała dziś w Sejmie Beata Pietkiewicz, poseł z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin. Zaprosiła przedstawicieli wspólnot lokalnych w Rudnikach i Białej Wace, aby opowiedzieli o tym, co tak naprawdę stało się w poniedziałek wieczorem przed poligonem Rudnikach, gdzie powstaje miasteczko namiotowe dla nielegalnych migrantów, i żeby wyrazili swoje obawy dotyczące rozlokowania przybyszów.
„Zebraliśmy się dzisiaj z powodu szerzonych kłamstw, bo wokół wydarzeń w Rudnikach, które wydarzyły się w poniedziałek, krążą kłamstwa i legendy” – powiedziała na wstępie Pietkiewicz. Dopiero wczoraj, jak podkreśliła, dowiedziano się z ust wiceministra spraw wewnętrznych, że w miasteczku namiotowym na poligonie w Rudnikach zostanie rozlokowanych 380 nielegalnych migrantów. Mówiła, że zaniepokojeni mieszkańcy pełnili dyżur przez całą noc. Byli zszokowani, gdy zobaczyli sporą liczbę autobusów, wiozących migrantów, i ich liczba na pewno większa niż deklarowała władza. Czujemy się oszukani. Ludzie są zastraszeni, gdyż obok ich domów zostaną zakwaterowani młodzi, silni mężczyźni” – mówiła poseł.
Robertas Kovgeris, przedstawiciel Wspólnoty Lokalnej w Rudnikach, nie krył swego oburzenia wobec działań rządu, który, jak zaznaczył, nie informował mieszkańców Rudnik i okolicznych wsi, że na miejscowym poligonie będzie miasteczko namiotowe dla nielegalnych migrantów. A gdy ludzie dowiedzieli się o tym z mediów, to zaczęli pikietować przy poligonie, a wtedy z kolei obiecano im, że migranci będą przywożeni stopniowo.
„Wczoraj zobaczyliśmy inne realia. Nas zaproszono na mityng, a w tym czasie zaczęliście masowo przywozić migrantów. Mówicie, że to są ludzie nastawieni pokojowo, ale nie widzieliście, co oni pokazywali, jadąc autobusami. Obejrzyjcie w Internecie, co oni mówią. I teraz chcecie, abyśmy wam wierzyli i mieszkali obok nich niechronieni?” – nie krył oburzenia Kovgeris.
Powiedział, że miejscowa ludność nie żąda od władzy niestworzonych rzeczy, a chce tylko poczucia bezpieczeństwa. „Prosimy nas ochronić” – mówił rozmówca. Mówiąc o konkretnych środkach bezpieczeństwa, prosił, aby we wsi sprawnie działało uliczne oświetlenie, a tam gdzie nie ma latarń, zostały one zainstalowane, aby osoby samotne i starsze otrzymały przyciski alarmowe, aby wzmocnić zasięg sieci komórkowej, który w Rudnikach jest słaby. Mówił też o potrzebie szkoleń dla mieszkańców, dotyczących tego, jak komunikować się z migrantami, jak postępować w przypadku różnych incydentów, które mogą się zdarzyć. Wspomniał też o tym, że poligon od strony rzeki nie ma ogrodzenia.
Obecna na konferencji Krystyna Maria Sławińska z Rudnik też wskazała na to, że mieszkańcy przede wszystkim chcą się czuć bezpieczni. Natomiast poligon, jak zaznaczyła, na którym rozlokowano miasteczko namiotowe dla migrantów, jest słabo strzeżony, a ogrodzenie nieszczelne. Władza obiecała, mówiła rozmówczyni, że zanim teren nie będzie gotowy, migranci nie zostaną tu przywiezieni. „Wczoraj ogrodzenie nie było jeszcze uporządkowane, a migranci już jechali. Do nas przywiozą 1500 migrantów. Na obiekt, który jest całkowicie niezabezpieczony!” – mówiła Sławińska.
„Jedyne, czego chcemy, to zagwarantowania bezpieczeństwa” – swoim przedmówcom wtórowała Aušra Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė, nauczycielka z Rudnik. Obawia się o bezpieczeństwo uczniów, którzy będą musieli iść kawał drogi na przystanki autobusowe, bo nie każda szkoła ma szkolne autobusy. „Co im odpowiem, jak zapytają o bezpieczeństwo?” – retorycznie pytała Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė. „Prosimy o informację, szkolenia, środki bezpieczeństwa, aby mieszkańcy czuli się spokojnie” – apelowała do władz pani Aušra.
Wyraziła swoje ubolewanie, że władza centralna jest złowrogo nastawiona wobec mieszkańców, którzy sprzeciwiają się ulokowaniu w ich sąsiedztwie nielegalnych migrantów. Nie komunikuje się, nie tłumaczy, nie rozmawia, a wszystko narzuca z góry. Powiedziała, że cała ta sytuacja z migrantami przypomina jej czasy sowieckie. „Wszystko co teraz się dzieje, przypomina mi zebrania komsomolskie. Wygłaszane przemówienia, że ma być tak i tak, a kto nie jest z nami, ten przeciw nas” – powiedziała.
Julia Urgalewicz z Rudnik odwołała się do poniedziałkowych wydarzeń w Rudnikach, kiedy to mieszkańcy blokujący dostępu do poligonu w Rudnikach zostali siłą usunięci z drogi przez policjantów i jednostkę antyterrorystyczną ARAS. Potem pikietujący zostali oskarżeni o podpalanie opon na terytorium poligonu i wywoływanie zamieszek.
„Chcę zaprzeczyć stwierdzeniu o podpaleniu opon. Mieszkańcy wierzą mediom, temu co pokazują telewizje. Ale naprawdę nie było tak, jak pokazały i napisały media” – mówiła Julia, będąca naocznym świadkiem poniedziałkowych wydarzeń. Media podały, jak wskazała, że opony zostały podpalone o 21.30 i że to uczyniły osoby protestujące. „Nasi mieszkańcy nie podpalali opon” – stwierdziła kategorycznie. Tłumaczyła, że kiedy wychodziła z mężem z miejsca protestu, to jeszcze nic się nie paliło. Do zaparkowanego samochodu doszli za mniej więcej 10 min, a była wtedy godz. ok. 23.50. Zobaczyli stojące dwa wozy strażackie, a strażacy ich zapytali, gdzie i co się pali. „To znaczy, że za te 10 min ktoś zdążył podpalić i wezwać strażaków? Strażacy mówili, że jadą z Nowego Miasta w Wilnie, a więc nasuwa się pytanie, czy strażacy mogą z Nowego Miasta dojechać do oddalonych o ok 35 km Rudnik za 10 minut. Na pewno nie” – stwierdziła pani Julia. Zwracając się do mediów powiedziała: „Nie wprowadzajcie ludzi w błąd, nie szkalujcie mieszkańców naszej wsi, że my coś podpalamy czy jakoś inaczej protestujemy. Chcemy dialogu, bezpieczeństwa we wsi, żeby z nami rozmawiano, a nie kłamano nas całej Litwie” – powiedziała Urgalewicz.
„Prosimy o obiektywne dochodzenie w tej sprawie i o to, aby nie oskarżać mieszkańców, nie posiadając dowodów” – podsumowała poseł Beata Pietkiewicz. Raz jeszcze zwróciła się do władz o zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa mieszkańców Rudnik.
http://l24.lt/pl/polityka/item/362156-konferencja#sigProGalleriaad1829d4d9
Komentarze
Niestety media podtrzymują propagandę tego nieudolnego rządu. W dodatku pamiętajmy, że media trzymane są nacjonalistyczną łapą i robią wiele złego mniejszościom narodowym na Litwie.
-- tyle i aż tyle. Czy to na prawdę jakieś wygórowane żądanie? Rząd ma ustawowy obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom. Tymczasem kagiebista (hmmm trochę to dziwne, że kagiebista jest w rządzie - przecież Lietuvisi tak nienawidzą Wielkiego Brata) przez swoją skandaliczną decyzję sprowadził zagrożenie na obywateli.
Tymczasem pamiętamy przed wyborami buńczuczne zapowiedzi o "zajęciu" się polskimi sprawami. Tyle, że na zapowiedziach się jak zwykle zakończyło! Odmawiano ludziom z AWPL, że nie zajmują się polskimi sprawami - tymczasem oni jako jedyni naprawdę dbają o dobro wspólne polskiego społeczeństwa!
http://l24.lt/pl/polityka/item/362176-warszawa-wiec-poparcia-dla-polakow-na-wilenszczyznie
"W Warszawie przed gmachem Ministerstwa Spraw Zagranicznych odbył się wiec poparcia dla Polaków z Wileńszczyzny i Rodaków z Dziewieniszek, zorganizowany przez polskie środowiska patriotyczne i kresowe, w tym Zjednoczenie Chrześcijańskich Rodzin, Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz Konfederację Polski Niepodległej-Niezłomni. Zebrani solidaryzowali się z odbywającą się w tym samym czasie przed budynkiem rządu Litwy w Wilnie demonstracją w obronie praw Polaków na Wileńszczyźnie, protestujących przeciwko próbie utworzenia ośrodka dla islamskich imigrantów w centrum miasteczka zamieszkałego głównie przez Polaków, co łamie konwencje międzynarodowe i Traktat polsko-litewski."
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.