Nominacja dla Junckera jest w zasadzie przesądzona. Jest oficjalnym pretendentem do funkcji szefa KE z ramienia centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), która wygrała majowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Większość grup politycznych w europarlamencie domaga się od przywódców państw UE uszanowania woli wyborców i mianowania byłego premiera Luksemburga na nowego przewodniczącego Komisji.
Choć niektórzy szefowie państw i rządów, w tym kanclerz Niemiec Angela Merkel, początkowo byli sceptyczni co do pomysłu, by to europejskie partie polityczne wskazywały kandydatów na ważne unijne stanowisko, a także co do samej kandydatury Junckera, to ostatecznie przystali na takie rozwiązanie pod naciskiem mediów i europarlamentu.
Na placu boju pozostał jednak brytyjski premier David Cameron, który uważa Junckera za europejskiego "federalistę" w dawnym stylu lat 80. i jest przekonany, że nie odpowiada on potrzebom czasu, bo Unia musi się zmienić. Według brytyjskiej prasy Cameron miał nawet ostrzec Merkel, że jeśli Juncker zostanie szefem Komisji, to jest bardziej prawdopodobne, że w planowanym w Wielkiej Brytanii referendum w sprawie przyszłości tego kraju w UE wyborcy opowiedzą się za jej opuszczeniem.
Rzecznik brytyjskiego rządu zapowiedział w poniedziałek, że jeśli Rada Europejska przystąpi w piątek do nominacji Junckera, brytyjski premier zażąda głosowania w tej sprawie. Będzie to precedensem, bo zazwyczaj decyzje w takich sprawach UE podejmuje na zasadzie konsensusu. (PAP)