"Nie dostrzegam na razie konieczności przekazania w najbliższych latach Komisji w Brukseli kolejnych uprawnień" - powiedziała szefowa niemieckiego rządu w najnowszym wydaniu "Spiegla", dostępnym od niedzieli w kioskach.
Merkel zaznaczyła, że wraz z prezydentem Francji Francoisem Hollandem domaga się raczej lepszej koordynacji działań w dziedzinach ważnych dla poprawy konkurencyjności UE. Wymieniła w tym kontekście rynek pracy, emerytury, podatki i politykę socjalną.
"Koordynacja w dziedzinie polityki gospodarczej jest za słaba i musi zostać wzmocniona, ale to jest coś innego, niż przekazywanie Brukseli większych kompetencji" - wyjaśniła niemiecka kanclerz.
Merkel powiedziała, że jest "ostrożna" w kwestii wyboru przewodniczącego KE bezpośrednio przez obywateli krajów UE, choć w tej sprawie istnieje uchwała zjazdu jej partii - CDU.
Szef KE, wybrany bezpośrednio przez (europejski) naród, musiałby - jej zdaniem - otrzymać zupełnie inną władzę niż obecnie, co naruszyłoby całą równowagę UE. "Za wybór przewodniczącego KE powinny wspólnie odpowiadać Parlament (Europejski) i Rada Europejska" - powiedziała Merkel.
Na pytanie, czy podtrzymuje obecny system, gdyż w przeciwnym razie w dyskusji o nominacji szefa KE nie miałaby nic do powiedzenia, Merkel odpowiedziała: "Słusznie, tak jest teraz i nie chcę tego zmieniać". Jej zdaniem wpływ szefów państw i rządów na tę decyzję (nominację szefa KE) ma korzystny wpływ na równowagę unijnych instytucji.
Merkel wyjaśniła, że chce, by szef KE koordynował politykę rządów narodowych, dlatego uważa za nieodzowne, by szefowie narodowych państw i rządów mieli wpływ na jego nominację.
Zdaniem Merkel w przyszłości może okazać się dobrym pomysłem przyznanie Parlamentowi Europejskiemu prawa do inicjatywy ustawodawczej. Zastrzegła, że uważa, iż nie powinno się obecnie tracić czasu na teoretyczne dyskusje o kształcie europejskich instytucji za 10 czy 15 lat.
Za dużo pilniejsze uznała pytanie, za pomocą jakich towarów i usług Europa chce uczestniczyć w światowym rozwoju gospodarki, i jak sprawić, by wszystkie kraje UE wydawały trzy procent PKB na badania naukowe, co zostało uzgodnione już dziesięć lat temu, ale nie jest przestrzegane.
PAP