– Ubiegły rok był dla Pana bardzo obfity pod względem nagród. 5 października, w Międzynarodowym Dniu Nauczyciela, odebrał Pan Nagrodę Ministerstwa Oświaty Nauki i Sportu im. Meilė Lukšienė, przyznawaną młodym nauczycielom za wdrażanie i rozpowszechnianie idei demokracji, budowanie postaw obywatelskich, humanistycznych i twórczych, a w grudniu w ramach konkursu „Nagrody Roku” Telewizji Litewskiej otrzymał kolejne wyróżnienie w kategorii „Przyszłość Roku”. Co dla Pana znaczą te nagrody?
Obie nagrody były dla mnie i są wielkim zaskoczeniem, ponieważ nie spodziewałem się, że jako młody początkujący nauczyciel otrzymam takie wysokie wyróżnienia. A co dla mnie znaczą?... Przede wszystkim są wyrazem zaufania, że to, co robię i w jaki sposób robię, jest ważne i docenione zarówno przez środowisko oświaty, jak również szersze społeczeństwo. To, że zauważono osobę pracującą w dziedzinie nauczania inkluzyjnego, daje nadzieję, iż edukacja dzieci ze szczególnymi potrzebami stanie się coraz bardziej widzialna i będzie się o niej dyskutować.
– Ludzie młodzi zazwyczaj starają się wybrać lżejszy chleb: pracować jak najmniej, a zarabiać jak najwięcej. Pan wybrał bardzo trudny zawód nauczyciela. Na dodatek pracuje Pan z dziećmi specjalnej troski, wymagającymi więcej uwagi, cierpliwości i poświęcenia. Dlaczego?
Najszybsza odpowiedź brzmiałaby następująco: przecież ktoś i taką pracę musi wykonywać, więc dlaczego nie ja? Ale nauczycielem zostałem nie od razu. Do szkoły trafiłem poprzez program „Wybieram nauczanie!” (lit. „Renkuosi mokyti!”). Program zrzesza różnych ludzi, którzy pracują w dziedzinie oświaty i dążą do konkretnych zmian w szkołach. Głównym narzędziem tych zmian są nauczyciele-liderzy, którzy niekoniecznie mają wykształcenie pedagogiczne. Ale bardzo pragną pracować w szkole. Program dokonuje rygorystycznej rekrutacji i rok rocznie spośród około 500 kandydatów wybiera 30 potencjalnych nauczycieli, którym proponowane są konkretne miejsca w konkretnej placówce oświatowej. Taki nauczyciel podejmuje zobowiązanie w ciągu dwóch lat pracować w tej szkole i wspólnie z jej wspólnotą dążyć do zmian, które akurat są tu potrzebne.
W zależności od potrzeb szkoła otrzymuje pomoc badaczy, naukowców, którzy współpracują z nią, badają mocne i słabsze strony placówki i wtedy wspólnota podejmuje decyzję, co należy zmienić i w jaki sposób. Eksperci udzielają porad administracji placówki oraz nauczycielom i w sposób dobrze zaplanowany i zgrany z całą strukturą szkoła przez dwa lata próbuje przynajmniej jakiś mały problem rozwiązać. Najważniejszą misją tego programu jest to, aby każde dziecko niezależnie od kontekstu kulturowego, społecznego czy ekonomicznego mogło doświadczyć sukcesu w nauce, odkryć swój potencjał i uświadomić, że jest szanowane. Ta wiara, że każde dziecko jest warte uwagi i ma potencjał, niezależnie od tego, czy pochodzi z bogatej rodziny czy z biedniejszej, czy dobrze mu się udaje matematyka czy gorzej, jest przekazywana wszystkim nauczycielom programu. Właśnie ta misja zachęciła mnie do projektu i ostatecznie pomogła się zdecydować zostać nauczycielem.
– Jakich zmian potrzebowała Szkoła Specjalna „Šilas” w Wilnie, w której Pan zakotwiczył się?
Kiedy przyszedłem do tej szkoły, uświadomiłem sobie, jak wielu ludzi – zaczynając ode mnie – w ogóle nie wie, że istnieją takie środowiska. Gdy rozmawiamy o osobach niepełnosprawnych, o centrach opieki dla osób upośledzonych, to myślimy, że są to odrębne, jakieś oddalone środowiska, które mnie i moich bliskich wcale nie dotyczą. Pracując tutaj zrozumiałem, że w tej szkole i w rodzinach naszych uczniów toczy się takie samo życie jak u reszty obywateli kraju. W tych środowiskach też zdarzają się różne sytuacje, z których jedne cieszą, inne są trudne. Są różne osiągnięcia i wyzwania. A jednym z głównych wyzwań jest właśnie izolacja – ta zewnętrzna, kiedy świat nas nie chce przyjąć i wewnętrzna – gdy sama szkoła lub rodzina uważa, że nie ma nic do powiedzenia i do zrobienia w szerszym społeczeństwie. Owszem, społeczeństwo daje konkretny znak, że go nie dotyczy problem ludzi np. niepełnosprawnych. Dla przykładu, rok temu na Litwie kilka samorządów otrzymało skargę mieszkańców, którzy nie chcieli, aby w sąsiedztwie ze szkołami powstawały domy opieki dla niepełnosprawnych, gdyż rzekomo może to zaszkodzić ich dzieciom.
Badacze, którzy badali nasze środowisko stwierdzili, że po to, by zmienić taki stan i opinię, należy wyjść do ludzi, próbować nawiązywać relacje, współpracę. Ten lęk i obawy są po obu stronach, a powstają z niewiedzy. Bo gdy człowiek czegoś nie wie, to próbuje się tego wypierać, upatruje niebezpieczeństwa. Jeśli ktoś ma możliwość pokonać ten lęk przed tym, co dotychczas było nieznane, to z czasem rozumie, że nie tak ciemna to jest sfera, że ludzie są fajni, a współpraca może być bardzo fascynująca. Żyjemy w świecie, który jest bardzo różnorodny i im dalej, tym bardziej powinniśmy potrafić nawiązywać wspólny język z ludźmi różnych kultur, o różnych poglądach, różnych sposobach życia. To jest cecha współczesnego człowieka.
– Czy udało się pokonać tę izolację, otworzyć na świat?
Udało się wiele zrobić. Administracja szkoły poprzez aktywne zaangażowanie w różne projekty i inicjatywy stale próbuje ulepszać warunki nauczania. Ale żeby coraz sprawniej pokonywać to odizolowanie istnieje potrzeba, aby uczniowie naszej szkoły mieli więcej możliwości przebywania w szerszym społeczeństwie. Tu są potrzebne zmiany nie tylko w samej szkole, ale i w poglądzie oraz wartościach całego otoczenia w jakim żyjemy. Nieraz do naszej szkoły przychodzą uczniowie odrzuceni przez inne szkoły. Rodzice próbowali zapisać swe dzieci do zwykłych szkół ogólnokształcących, lecz z różnych powodów – może ze względu na niewiedzę nauczycieli, na ujemny stosunek do inności drugiego człowieka czy brak cierpliwości innych rodziców albo ze względu na negatywną opinię administracji szkół, która twierdzi, że takie dzieci psują rankingi – nie zostały przyjęte. Przychodzą po takich trudnych doświadczeniach, które rzutują przecież nie tylko na dzieci, ale i ich rodziny. Bo jeżeli odrzucamy dziecko, to skutkiem tego zjawiska jest odizolowanie całej rodziny, która w weekend nie odważy się pójść do kina, muzeum czy parku.
– Jak wygląda Pana codzienna praca?
Wspólnie z inną nauczycielką z „Šilasu” raz w tygodniu, niezależnie od pogody, wyjeżdżamy z dziećmi do jakiegoś parku, muzeum czy na plac zabaw. Poprzez takie wypady próbujemy przystosowywać nasze dzieci do życia społecznego. Bo jeżeli izolujemy te dzieci od życia, to nie ma czemu się dziwić, że nie potrafią żyć. Tego sposobu pracy nauczyłem się od mojej koleżanki z pracy i jestem jej za to bardzo wdzięczny.
Przez pierwszy rok mojej pracy w tej szkole prowadziłem dla dzieci teatr. Zajęcia bardzo pomagały im w wyrażaniu uczuć i emocji.
Mój udział w programie już się zakończył, więc mogłem pozostawić tę szkołę. Zdecydowałem jednak kontynuować pracę w szkole specjalnej, bo mi się podoba. Co prawda obecnie trochę mniej udzielam się w szkole niż przez pierwsze dwa lata, gdyż zostałem zaproszony do pracy w zespole organizatorów programu „Renkuosi mokyti!”. Pomagam przygotowywać innych młodych nauczycieli, konsultuję szkoły w różnych kwestiach. Próbuję te dwa miejsca pracy pogodzić ze sobą. Szkoła, w której pracuję jest bardzo różnorodna: dużo w niej życia, inicjatywy, bardzo różne są dzieci i ich potrzeby edukacyjne. Najbardziej mnie cieszy i wzrusza to, że uczniowie, dla których mam okazję prowadzić lekcje etyki, są bardzo chętni do budowania relacji. Są bardzo naturalni i wdzięczni. Ta ich naturalność nieraz może zaskakiwać, bo jeżeli im się coś nie podoba, to po prostu o tym powiedzą. Z jednej strony to trudne zadanie, żeby dobrać odpowiednie podejście indywidualne do każdego ucznia, wszak każdy z nich potrzebuje innej pomocy, z drugiej zaś strony – prawdziwy dar. Uczniowie w szkole „Šilas” mają bardzo różne zaburzenia m.in. zespół Downa, różne formy autyzmu, paraliż cerebralny i in. Większość uczniów tej szkoły ma zaburzenia intelektu lub niepełnosprawność umysłową.
– Wspólnie z kolegami przygotował Pan zestawy do zdalnego nauczania dzieci specjalnej troski. Na czym polega ten projekt?
Gdy na wiosnę ubiegłego roku na Litwie ogłoszono zdalne nauczanie, wszystkie placówki oświatowe musiały stanąć twarzą w twarz z nowym wyzwaniem i rozpocząć pracę w całkowicie nowym reżimie. Nie chcieliśmy pozostawić naszych dzieci bez nauczania. Przed nami stało zadanie, jaki wymyślić sposób pracy z dziećmi, które mają bardzo duże potrzeby edukacyjne. Wspólnie z kilkoma nauczycielami z naszego zespołu uzgodniliśmy, że nie da się pracować w pojedynkę, bo to jest zbyt wielki stres, napięcie i duże obciążenie. Interes dziecka oraz jego rodziców stawiając na pierwszym miejscu, wypracowaliśmy cały system pracy. Wychodziliśmy z założenia, że większość rodziców też pracuje zdalnie i nie może być z dziećmi przez pół dnia przy monitorach. Uwzględniając ograniczenia dzieci musieliśmy przystosować się do ich potrzeb. Opracowaliśmy więc pewien klarowny i bardzo ustrukturowany system wykorzystania otoczenia domowego, w którym znalazło się dziecko, do uczenia się. Inaczej mówiąc, nie próbowaliśmy przenieść szkoły do domu, lecz otoczenie domowe spróbowaliśmy wykorzystać w formowaniu i edukacji dzieci. Było to w pewnym sensie spełnieniem naszego marzenia, bo w codziennej pracy naszym podstawowym celem nie jest to, aby dzieci umiały ładnie pisać i liczyć. My musimy je nauczyć być samodzielnymi w codziennych sytuacjach. I czasami nam brakuje jakiegokolwiek miejsca, które inscenizowałoby pokój, łazienkę. Tu akurat dziecko było przez cały dzień w tym otoczeniu, w którym żyje i w którym musi nauczyć się samodzielności. Drugim ważnym celem tego projektu było zachowanie relacji między uczniem a nauczycielem, bardzo znaczącego elementu w pedagogice specjalnej. Niestety, dzieci z niepełnosprawnością bardzo łatwo tę relację tracą. Dlatego bardzo nam zależało na zachowaniu ciągłości tej socjalizacji, mimo iż musieliśmy to robić w sposób zdalny. Pomysł polegał na tym, że nasze komunikowanie się było bardzo systematyczne, ograniczone w czasie i miało swoją strukturę.
– Ten program zagwarantował Panu uznanie i odniósł prawdziwy sukces.
Gdy robiłem opisy i przeprowadzałem wywiady z rodzicami to większość z nich naprawdę się cieszyła, że nasza obecność jako nauczycieli w kwarantannie nie była wyzwaniem, tylko pomocą. Od razu powiedzieliśmy rodzicom, że nie możemy zapewnić takiego nauczania, jakie dziecko otrzymuje w szkole, lecz możemy zapewnić, że co najmniej przez godzinę w ciągu dnia będzie się czuło zaangażowane, potrzebne, zauważone. Będzie świadome, że ktoś cieszy się, iż wykonało jakąś pracę w swoim domu. A więc takie nauczanie jest zorientowane i na potrzeby rodziny, i na wewnętrzne poczucie wartości dziecka. I to właśnie można uznać za nasz główny sukces.
– Rozumiem, że trafił Pan na właściwe tory, ale gdyby dzisiaj zdarzyła się okazja do zmiany pracy?...
Zawsze mam okazję do zmiany pracy, nie jestem zniewolony tym miejscem pracy. Kiedy zostałem uczestnikiem „Renkuosi mokyti!”, złożono mi trzy oferty pracy. Wybrałem tę szkołę specjalną. Nie żałuję wyboru. Nauczycielska praca w takim wyjątkowym środowisku pomogła mi poznać siebie, poznać różnorodność świata, zrozumieć, że potrzebuję nieustannego rozwoju, bym potrafił współpracować z ludźmi, być pomocnym dla innych. Ta praca kształciła i wierzę, że wciąż kształci mnie. Praca z dziećmi specjalnej troski nie poniża, tylko pozwala wznieść się do poziomu dziecka. Wciąż wierzę, że podstawowym zadaniem nauczyciela i największym sukcesem jest nie tylko przekazanie wiedzy, ale nawiązanie relacji i zaciekawienie otaczającym światem.
– Czy Pan w swoim Gimnazjum im. Rafała Kalinowskiego w Niemieżu miał takich nauczycieli-mentorów?
Jestem wdzięczny swojej szkole, w której 12 lat nauki pamiętam jako piękne doświadczenie, które pomogło mi dojrzewać jako osobowości. Miałem naprawdę wspaniałych nauczycieli. Każdy na swój sposób kształcił nas i swoimi radami i swoim sposobem uczenia. Jedną z nich jest pani Bożena Bieleninik, która pokazała, że uczyć się można poprzez zabawę, poprzez sztukę i że taki sposób edukacji nieraz przynosi o wiele większe owoce niż siedzenie za szkolną ławą i wkuwanie z podręcznika gramatyki i innych rzeczy. Powierzenie uczniowi odpowiedzialności za pewną inicjatywę, projekt, rolę, często pomaga wydobyć jego potencjał wewnętrzny. Miałem też wspaniałą nauczycielkę języka litewskiego, panią Annę Mackel. Dużo od nas wymagała, ale wszyscy wiedzieliśmy, że robi to z wielkiej miłości i troski o nas. Swojej mamie, Irenie Markiewicz, która była moją wychowawczynią w klasach początkowych, zawdzięczam zaciekawienie światem. Klasy początkowe to akurat ten czas, żeby wzniecić w dziecku tę ciekawość. Tak naprawdę musiałbym wyróżnić wszystkich swoich nauczycieli, bo każdy na swój sposób potrafił wesprzeć, zrozumieć, być cierpliwym dla naszej klasy, która wcale nie była taka święta. W gimnazjum mieliśmy dobrą przestrzeń do realizowania swoich pomysłów. I to jest chyba najpiękniejsza cecha tej szkoły.
– Wiem, że zanim trafił Pan do szkoły, wypróbował Pan swoich sił także w innych dziedzinach. Wybór studiów jak gdyby sugerował innego rodzaju karierę zawodową…
Nie od razu zostałem nauczycielem. W klasie maturalnej w ogóle nie myślałem o tym zawodzie, choć wtedy bardzo dobrze się czułem w roli animatora, katechety. Zawsze mnie to inspirowało do nowych pomysłów, działań, bycia w gronie ludzi. Prowadzenia, przewodniczenia. Ale traktowałem to raczej jako wartościowe, bo związane z wiarą, hobby. Chciałem się jednak zająć czymś bardziej poważnym, perspektywicznym.
Ukończyłem studia licencjackie na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Wileńskiego, na kierunku Zdrowie Publiczne. Wtedy zainteresowałem się medycyną społeczną. Najbardziej mnie inspirowały różne kwestie etyczne i filozoficzne w medycynie, toteż po zakończeniu nauki w Wilnie postanowiłem się udać do Warszawy na studia magisterskie z bioetyki. Jestem na końcowym etapie tych studiów.
– Czym jest bioetyka?
Bioetyka to współczesna nauka interdyscyplinarna, która powstała ze względu na rozwój nauk przyrodniczych, nauk o życiu człowieka. Powstała, gdy świat zrozumiał, że postęp i nauka potrafi bardzo wiele, ale nie zawsze rozumie, co jest dobre dla ludzkości, a co złe. Zajmuje się kwestiami moralnymi we współczesnej nauce, a więc oscyluje wokół zagadnień etycznych, które powstają w pracy lekarza, naukowca czy ekologa. Są to m.in. kwestie takie, jak: przerywanie ciąży, eutanazja, pierwszeństwo leczenia, ograniczone resursy itd. Ta dziedzina dotyczy również etyki badań naukowych, leków.
Mnie najbardziej pociągnął dział etyki końca życia. Z tym się wiąże moja działalność jako wolontariusza najpierw w Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie, potem wolontariusza i praktykanta w hospicjum Caritas w Warszawie. Doświadczenie z wolontariatu, zetknięcie się z osobą umierającą, nieraz nazywaną „inną”, to bardzo wrażliwy moment, który każe się zastanowić, jak często uciekamy od tej inności, boimy się o niej mówić. Być może właśnie ten punkt mego CV, takie doświadczenie, spowodowało, że organizatorzy „Renkuosi mokyti!” właśnie dla mnie zaproponowali szkołę specjalną.
Obecnie na Uniwersytecie Witolda Wielkiego studiuję edukację inkluzyjną, której sednem jest nowy sposób patrzenia na szkołę, uczniów i nauczanie. Nowy model szkoły – to placówka, w której nikt nie czuje się odrzucony i niepotrzebny. Natomiast w dzisiejszej szkole na Litwie albo uczeń odpowiada standardowi, albo nie. I wielu po prostu pozostaje poza burtą. Myślę, że jest to bardzo aktualne również dla Polaków na Litwie, którzy nierzadko czują się odizolowani.
Dzięki studiom w różnych środowiskach – medycznym i filozoficznym – zobaczyłem jak bardzo dla wzajemnego kształcenia się jest istotne spotkanie z innym. Na studiach zrozumiałem też, że zawód nauczyciela jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej sensownych. Nauczyciel to współczesny lider, mimo iż jest poniewierany, krytykowany, niedoceniony finansowo. Nauczyciel-lider ma inspirować innych, prowadzić swoich uczniów do tego, by umieli wyobrazić swą przyszłość. By chcieli zmienić przyszłość, już dzisiaj tworząc ciekawą i wartościową teraźniejszość. Chciałbym, by młodzi ludzie odkryli wyjątkowe piękno tego zawodu, dlatego też bardzo zachęcam do udziału w programie „Renkuosi mokyti!”.
Rozmawiała Irena Mikulewicz
Tygodnik Wileńszczyzny