Przy obliczaniu czesnego posłużono się średnią z dziesięciu największych uniwersytetów danego kraju. Pierwsze miejsce, czyli tam, gdzie studia są najdroższe, zajmuje Australia. Średni koszt rocznych studiów wynosi tam 38 516 dol. USA, z tego 25 375 przypada na czesne, a 13 140 na koszty utrzymania.
Miejsce drugie zajmują USA. Wprawdzie płaci się tam tyle samo za studiowanie, lecz życie jest tańsze i w sumie wystarczy na rok 35 705 dol. W Wielkiej Brytanii na rok studenckiego życia trzeba przeznaczyć równowartość 30 325 dolarów, z czego prawie 20 tys. na czesne. Niecałe 3 000 dolarów mniej kosztują studia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W Kanadzie trzeba mieć na rok 26 tys., w Singapurze - 2 000 mniej. W Rosji można się kształcić za 9,4 tys. rocznie, z czego dwie trzecie przypada na koszty utrzymania. Nieco tańsze są Taiwan i Hiszpania.
Ostatnie miejsce z kosztami 635 dol. z tytułu czesnego oraz 5650 dol. na utrzymanie zajmują Niemcy. Jest to m.in. związane z tym, że niemal wszystkie landy niemieckie zniosły już opłaty czesnego.
Nie dziwi więc, że na niemieckich uczelniach jest coraz więcej cudzoziemców. Dwa lata temu niemieckie uczelnie ukończyło 392 tys. osób., 38,8 tys. z nich to cudzoziemcy.
Największą grupę studentów stanowili Turcy (10,7 proc.) i Chińczycy (9,6 proc.). Polacy plasują się na czwartym miejscu (3,7 proc., w liczbach absolutnych 9852), za Rosjanami (5,1 proc.). Na początku tego wieku w Niemczech studiowało 14 tys. obcokrajowców. W połowie pierwszej dekady było ich już 26 tysięcy.
Liczba ta ciągle rośnie - ku zadowoleniu zarówno niemieckich uczelni, jak i władz państwowych, które mają nadzieję, że uda się w ten sposób uzupełnić braki kadrowe w niemieckim przemyśle. Stąd wynika przepis, że absolwenci niemieckich uczelni nie będący obywatelami UE mają prawo pracy w RFN.
Na podst. rp.pl
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.